To dopiero początek… – część pierwsza

To dopiero początek

Ponieważ prywatnie bardzo cenię sobie stalkerskie klimaty, a podobną sympatią darzę przelewanie myśli na klawiaturę laptopa, postanowiłem sprawdzić własną umiejętność… pisania opowiadań. Tym sposobem powstało „To dopiero początek…”, którego akcja dzieje się w głębi Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia.

Dzisiaj publikujemy pierwszą z pięciu części. Kolejne wkrótce. Miłej lektury!

Oczywiście czekamy na komentarze! Za pomoc bardzo dziękuję Sławkowi Nieściurowi, który udzielił mi kilku dobrych rad.


Krasnolud wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu, obnażając przegniłe pieńki zębów.

Przegrałaś wszystkie artefakty, dziewczyno, co masz do oddania? – spojrzał wymownie na medalion wiszący na szyi siedzącej naprzeciwko kobiety.

Miejscowi nazywali szefa lokalnej bandy oprychów Krasnoludem, ponieważ z wyglądu przypominał on właśnie tę baśniową rasę. Niski, krępy, ogolony na łyso, z bujną brodą. Szkoda, że brudną. Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie w Zonie o siebie nie dbają. Wiem, ciężkie czasy, są ważniejsze sprawy i tym podobne. Ale, na wszystkie anomalie razem wzięte, żeby capić na kilka metrów? Zastanawiałem się, czy może nie chodzi o swoisty PR. No wiecie – jest Zona, w niej mutanty, to i brudasy muszą być do kompletu.

Loki bujnych, rudych włosów zasłaniały jej połowę twarzy, ale i tak widać było, że jest wyjątkowej urody. Jędrne piersi unosiły się w rytmie przyspieszonego, nerwowego oddechu. Przegrała ostatni artefakt w poprzedniej partii, więc za kolejną porażkę nie miała czym zapłacić. Muszę przyznać, że rzadko zdarza mi się spotykać kobietę-stalkera, a ta wyjątkowo przykuwała wzrok.

Tego nie dostaniesz – próbowała być stanowcza, ale głos jej drżał. Bała się.

Jak nie świecidełko, to wezmę co innego – tym razem spojrzał niżej i puścił porozumiewawczo oko.

Dziewczyna poderwała się przewracając krzesło, na którym siedziała. Wyciągnęła zza pasa mały nożyk i machnęła ostrzegawczo.

A ty co, obieraniem ziemniaków zamierzasz się wykpić? – zaczął śmiać się Krasnolud. Nikt do końca nie wiedział, skąd wziął się w Oazie, ale plotki mówiły, że przybył wraz z pierwszymi ekipami ratunkowymi i dowodził jedną z grup komandosów. Powstało już kilka legend o tym, jak udało mu się przetrwać Pierwszą Emisję, podczas gdy wszyscy jego podopieczni najzwyczajniej w świecie wyparowali.

Brać ją! – siedzący za rudowłosą dwaj mężczyźni, przydupasy Krasnoluda, chwycili dziewczynę pod ramiona i unieruchomili. Ta szarpała się, kopała powietrze, ale nie miała szans z trzymającymi mocno drabami.

Bądź grzeczna, a szybko załatwimy sprawę i będzie po wszystkim – Krasnolud podszedł bliżej i złapał ją za pas. Dziewczyna kopnęła go kolanem w brzuch.

Tego już za wiele, dziwko! – zamachnął się na nią pięścią wielkości bochenka chleba.

Oszukiwałeś, Krasnoludzie – przerwałem teatrzyk. Czy ja choć raz będę potrafił trzymać język za zębami i nie mieszać się w nie swoje sprawy? Pewnie nie…

Napastnik w ostatniej chwili powstrzymał cios i zaczął wodzić po sali wzrokiem szukając tego, kto ośmielił się mu przerwać, czyli mnie. Biesiadnicy unikali jego spojrzenia, niektórzy już dawno opuścili Juchociąga – lokalną knajpę. Barman, jak zwykle, stał spokojnie za ladą, czekając na rozwój sytuacji. Ręce schowane miał pod blatem, gdzie trzymał swojego obrzyna. Jak sam mówił – „tak na wszelki wypadek”.

A to nieładnie tak oszukiwać, a potem żądać za to zapłaty – ściągnąłem jego uwagę. Siedziałem nieruchomo przy dogasającym kominku, ciesząc się resztkami ciepła, które zapewniał. Wiedziałem, że za chwilę ten błogostan się skończy. Twarz schowałem w cieniu kaptura, więc zaskoczony grubas nie wiedział, z kim za chwilę porozmawia.

Żywot ci niemiły, kurwi synu? – Krasnolud rozwścieczony zaczął iść w moim kierunku, wyciągając po drodze zza pasa długi, zakrzywiony nóż. Kosa spora, muszę przyznać.

Matki mojej nie znam. Być może była kurwą, ale to zawód jak każdy inny – odparłem.

Krasnolud podszedł do mnie i wyciągnął przed siebie ostrze.

Zanim zarżnę cię jak świninę, ryj mi pokaż – zażądał.

Zabierz mi ten kozik sprzed nosa, bo wsadzę ci go tak głęboko w dupę, że wyjdzie gardłem. Oddaj pani artefakty, dokładnie pięć sztuk, zabieraj swoich chłystków i spierdalaj ganiać prypeć-kabany po lesie, a nic się nikomu nie stanie. No i zrób coś z oddechem, bo śmierdzi ci z gęby tak, że nie zdzierżę – uniosłem głowę i spojrzałem prosto w oczy zbitemu z tropu Krasnoludowi.

Co? Hahahaha! – Krasnolud wybuchł gromkim śmiechem. Trzymający wciąż walczącą o wolność dziewczynę mężczyźni poszli w jego ślad.

Wiesz kim jestem, stalkerze? – Krasnolud wpadł w furię. Piana poszła mu z ust, twarz zaszła purpurą.

Doskonale wiem, towarzyszu Nikołajewiczu – moja odpowiedź sprawiła, że przekrwione oczy wyszły mu z orbit. – Jesteś tchórzem i mordercą. Gdy dowiedziałeś się, co stanie się z twoim oddziałem, zwyczajnie uciekłeś do schronu, zostawiając swoich podkomendnych na pastwę losu. Wiem, bo byłem wśród nich. Jakim byłeś dowódcą, skoro nawet mnie nie pamiętasz? Teraz udajesz obcokrajowca i dybiesz na frajerów, którzy napatoczą się tobie i twoim przydupasom.

Słuchaj no… – zaczął, ale zanim zdążył zareagować, poderwałem się błyskawicznie z krzesła. Chwyciłem go lewą dłonią za długi warkocz upleciony z brody, a prawą pozbawiłem noża. Płynnym ruchem znalazłem się za jego plecami i wciąż ciągnąc za zarost zmusiłem grubego, aby ten się zgiął w pół. Ostrze weszło w odbyt szybko, bezdźwięcznie. Krasnolud wydał z siebie przeraźliwy wrzask, który za chwilę się urwał, ponieważ nóż zagłębił się w jego wnętrzu po samą rękojeść. Aby się upewnić, że siedzi wystarczająco solidnie na miejscu, przekręciłem go w lewo. Miażdżony kręgosłup zachrzęścił, potężne cielsko zwaliło się na drewnianą podłogę, pokrywając ją szybko szkarłatem.

A jednak za krótki – stwierdziłem beznamiętnie, patrząc na swoje dzieło. Ciało Nikołajewicza drgało, a z ust toczyła się krwawa piana. Zdjąłem kaptur.

Kiedyś byłem nawet przystojny. Dziś moją twarz szpeci długa blizna, ciągnąca się od lewego zakola, a kończąca na krawędzi żuchwy, tuż przy brodzie. Właściwie każdy, kto mnie widzi sądzi, że to pamiątka po starciu z jakimś potężnym mutasem, czemu zresztą nie zaprzeczam, bo trzeba dbać o opinię, nie? Prawda jest, delikatnie mówiąc, inna. Kiedyś złaziłem po stalowej drabince do przypadkowo odkrytego schronu. Jak na porządnego stalkera przystało, postanowiłem wleźć do środka, aby poszukać artefaktów, czy innego, cennego chabaru. W połowie drogi mocowania puściły, a ja runąłem w dół, robiąc pięknego, zapewne wysoko punktowanego w rozmaitych programach typu „Największy debil Rosji”, grinda ryjem po ścianie, zahaczając po drodze o wystający ze ściany gwóźdź. Niewiele brakowało, a straciłbym oko. Tak, to już koniec historii mojej blizny.

Spojrzałem wprost na osłupiałych osiłków, którzy gapili się na mnie z rozdziawionymi gębami nie do końca wierząc w to, czego właśnie byli świadkami. Dziewczyna, korzystając z ich konsternacji, czmychnęła za filar podtrzymujący strop.

Wam też dam szansę – rzuciłem. – Spieprzajcie stąd, zanim zmienię zdanie.

Saszka, zbieramy się – szturchnął jeden drugiego, po czym zaczęli się wycofywać w kierunku drzwi.

Pochyliłem się nad martwym już Krasnoludem i zacząłem go przeszukiwać. W wewnętrznej kieszeni brudnej, skórzanej kamizelki znalazłem nieco kasy.

Tobie się już nie przydadzą, a ja mam opłacony nocleg na kilka dni.

Potem podszedłem do stołu, przy którym siedział i podniosłem puszkę na artefakty. Dziewczyna podbiegła do mnie. Po policzkach ciekły jej wielkie jak groch łzy.

Dziękuję, nawet nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć… – znieruchomiała po tym, jak sama wpadła na odpowiedź, która za chwilę mogłaby paść. Odruchowo cofnęła się, szukając ewentualnej drogi ucieczki.

Spokojnie, nic od ciebie nie chcę – otworzyłem puszkę i wysypałem zawartość na stół. Doskonale wiedziałem, które artefakty należały do dziewczyny, więc szybko je oddzieliłem od pozostałych i wrzuciłem z powrotem do pojemnika, oddając prawowitej właścicielce.

To chyba twoje – stwierdziłem i ruszyłem w kierunku wyjścia. Nie chciałem być na miejscu, gdy osiłki wrócą z kumplami. A wrócą na pewno. Dość kłopotów na dzisiaj. Po drodze zostawiłem na szynkwasie zapłatę za nocleg i strawę.

Dawaj dyla, Czarny – Barman był równym gościem, który już raz ratował mnie z opresji. – Jakby kto pytał, nie było cię tu, jasne?

Jasne – kiwnąłem krótko.

Na zewnątrz było zimno, zaczynał kropić deszcz. Ponieważ Juchociąg był jedynym miejscem, w którym dało się przenocować, czekał mnie nocleg pod gołym niebem. Miałem wprawdzie ruszać jutro, ale wszystko wskazuje na to, że plany ulegną zmianie. Oczywiście nie zdążyłem nawet dojść do centrum, a drogę zastąpiło mi pięciu chłopa. Dwóch, a jakże, poznałem kilka minut temu.

Ciekawe, czy teraz będziesz taki cwany, stalkerze – odezwał się ten, którego kolega nazwał Saszką.

Słuchajcie, nie chcę kłopotów – uniosłem dłonie w pojednawczym geście. Czułem się jak w filmach klasy „Z”, w których główny bohater najpierw próbuje załagodzić sytuację, a później roznosi w drobny mak nieszczęśników, którzy mieli pecha stanąć mu na drodze. Problem w tym, że tu Zona, a nie Hollywood.

Trochę na to za późno – odparował ten drugi. – Zatłukłeś Krasnoluda, a to nasz dobry kolega był.

Każdy z nich trzymał w łapie konkretnych rozmiarów oręż. W sumie naliczyłem trzy pałki, siekierę i, o zgrozo, widły. Wyciągnąłem zza pazuchy mojego ukochany nóż bojowy, który dla podkreślenia zajebistości klingi nazwałem „Przecinakiem” i wymierzyłem prosto w Saszkę.

Jeden krok, a któryś z was pożegna się z marnym żywotem – chciałem brzmieć stanowczo, ale poczułem się jak laska z Juchociąga. Wiedziałem, że mam przesrane. Że też musiałem zdać całą broń palną w depozycie na wejściu do Oazy.

Umiesz liczyć, stalkerze? – zapytał jeden z bandziorów. – Nas jest pięciu, ty jeden. Nawet jak dziabniesz któregoś, reszta rozniesie cię na strzępy.

Skoro i tak mam zginąć, zabiorę jednego ze sobą – trzymałem fason. – Który na ochotnika?

Machnąłem im przed oczami ostrzem i z satysfakcją stwierdziłem, że miny im nieco zrzedły. Dobrze, wyglądało na to, że zaczęli zastanawiać się, czy warto oddawać życie za i tak już martwego przywódcę, który nie będzie przecież miał do nich pretensji, że nie został pomszczony.

No to jak będzie? Mam wybrać, czy któryś sam się zgłosi? – Saszka opuścił nieco siekierę, pozostali stali nieruchomo.

Jeszcze się spotkamy, stalkerze – największy z napastników opuścił pałkę. – Idziemy, chłopaki, szkoda fatygi na tego gnoja.

Odeszli. Kurwa, nie wierzę! Powietrze zeszło ze mnie niczym z przebitego balonu urodzinowego. Nie zastanawiając się długo ruszyłem w kierunku głównej bramy. Im szybciej dostanę swój chabar z powrotem, tym bezpieczniej będę się czuł. Przenocuję w ambonie, którą wypatrzyłem na skraju lasu w trakcie wypadu dwa dni temu.

Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, przy bramie poszło gładko. Gdy tylko pokwitowałem odbiór sprawdziłem przy ochroniarzu cały pakunek i z ulgą stwierdziłem, że wszystko wróciło do mnie w takiej ilości, jaką zostawiłem. Nóż bojowy, sfatygowany kałach z dwoma magazynkami i tetetka z większym zapasem amunicji.


Kliknij, aby przeczytać drugą część opowiadania.

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

5 komentarzy

  1. świetne! czekam na więcej.

    Odpowiedz
    • Bardzo dziękujemy za pozytywną opinię!

    • To niezwykle motywujące słowa, dziękuję! Kolejna część już niebawem 🙂

  2. Wiem, że to dużo czasu zajmuje etc. Ale proszę Cię zastanów się nad pisaniem takich opowiadań. Wiadomo, książka lepsza by była, ale nie wiem czy sam jesteś na to gotowy. Jednak takie opowiadania wychodzą Ci świetnie. Super czyta się takie cos przy kawie w pracy 🙂 Trzymam kciuki i życzę dalszej weny!

    Odpowiedz
    • Wielkie dzięki! Jutro publikujemy ostatnią część „To dopiero początek…”. Jeśli przyjmie się dobrze, pociągnę temat dalej 😉

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*