Mastema: Out of Hell i nieco frajdy w tle

Mastema

Kocham wystawne, pełne przeplatających się systemów produkcje, zarówno niezależne, jak i AAA – ale często zdarza mi się bardziej doceniać te bardziej minimalistyczne gry o mniej skomplikowanej mechanice. Wyciśnięcie maksimum z prostej rozgrywki nie jest łatwe, a mimo to udane próby cechuje wysoka elegancja i pewna nieuchwytna niewinność.

Lubię też, mimo wszystko, tytuły odwołujące się do klasyki. Dość łatwo jest jechać na nostalgii zwłaszcza w świecie rozgrywki interaktywnej. Często pod tymi grami nie ma wiele ponad powrót do przeszłości, ale przy dobrym wykonaniu to w ogóle nie przeszkadza. Stare gry, z których czerpiesz masę przyjemnych wspomnień, często nie są w stanie przetrwać próby czasu. Czasami lepiej jest do nich nie wracać, niż przeżyć traumę – dowiedzieć się, że Rush’n Attack nie miał fotorealistycznej grafiki, a DuckTales: The Quest for Gold na Commodore 64 było po prostu obrzydliwie nie fair, a nie misternie zaprojektowanym dziełem wyprzedzającym epokę. Nostalgiczne gry pozwalają wrócić do tamtych wspomnień w sposób bezpieczny dla Ciebie i starych tytułów.

Mastema: Into Nostalgia

Fabuła gry Oscara Celestiniego jest oldskulowo nieskomplikowana. Wcielasz się w zabłąkaną duszę prosto z otchłani Szeolu, która korzysta z okazji do ucieczki – na drodze stają jej jednak demoniczne zastępy i tytułowy Mastema, władca piekieł. Będziesz więc przemierzał szereg poziomów w pogoni za wolnością, co ciekawe, mogąc decydować, gdzie się udasz. Na części poziomów znajdują się rozwidlenia, czyniąc grę ciut nieliniową. Historia ta jest trzymana totalnie na uboczu i nie ma co zaprzątać nią sobie głowy; opowiadana jest co najwyżej na świetnych, pixel artowych planszach na początku gry, a o tym, że w ogóle gdziekolwiek uciekasz przypomni Ci animacja biegnącego bohatera w charakterystycznej dla starych gier ramce. Te pseudo-cutscenki to fajny patent, z którego dobrze skorzystał chyba tylko Far Cry 3: Blood Dragon.

Wspomniane przerywniki to nie jedyny moment, w którym Mastema wygląda naprawdę dobrze. Całość wręcz ocieka latami 90., a konkretnie grami na Amigę czy 486 DX – widać to chociażby po wspomnianym pixel arcie, któremu daleko stylistycznie do 16-bitowych produkcji na SNES-a czy Segę Genesis. Jeśli już, to kojarzy się raczej z późniejszymi odsłonami Shadow of the Beast czy wczesnymi tytułami na pierwszą konsolę PlayStation. Animacje są super płynne, przyjemnie patrzy się na ruchy postaci gracza czy przeciwników rozpadających się w demoniczne chmury. Styl posiada te charakterystyczne „ostre krawędzie” ostatniej dekady XX wieku, gdy światem rządziło Iron Maiden czy Spawn Todda McFarlane’a – tła pełne czaszek, krwi, gałek ocznych czy obleśnej cielistości wyglądają tak, że jednym poziomem można by obdzielić okładki płyt dziesiątek kapel metalowych. Gra wygląda po prostu zajebiście; jeszcze lepiej, jeśli na początku gry ustawisz filtr CRT. Zresztą styl graficzny to też miła odmiana od typowych skoków na nostalgię, które odwołują się do tych samych gier na NES-a. Oprawie graficznej kapitalnie wtóruje już nie gitarowy, ale syntezatorowy soundtrack – do tej pory nie potrafię usunąć dżingla oznajmiającego koniec etapu z głowy.

Za styl, Mastema dostaje maksymalne noty. Za gameplay… co najwyżej burę.

Mastema

Mastema: Out of HDD

Gameplay Mastema: Out of Hell jest naprawdę ograniczony, co zresztą wydaje się być absolutnie świadomą decyzją – sprowadza się on do skakania po poziomach, zbierania porozrzucanych tu i ówdzie skarbów oraz unikaniu bądź pokonywaniu przeciwników. Na papierze nie jest to problem, jak pisałem; wiele świetnych gier przedstawiało bardziej zminimalizowaną formę. W praktyce, Mastema jest po prostu tytułem ubogim i słabo wykonanym.

Szwankuje przede wszystkim samo poruszanie się. Być albo nie być platformówek zależy od jakości skakania – tutaj jest po prostu nieprzyjemnie. Skok jest nieprecyzyjny, niewygodnie kontroluje się też postać w powietrzu, która niekonsekwentnie „płynie”. Często też zmuszany jesteś do wyskakiwania na oślep i głupiego umierania. Nawala kolizja; wielokrotnie musiałem siłować się z platformami, na które powinienem był normalnie wskoczyć, nie mówiąc już o wrogach, których ledwo da się uniknąć.

A unikać będziesz ich często, bo nie masz do dyspozycji normalnych metod radzenia sobie z przeciwnikami. Broń jawi się tutaj jako strzał na niewielki dystans, który jest też średnio efektywny. Tracisz ją zresztą przy każdej śmierci, a często nie znajdziesz kolejnej okazji na zebranie oręża nawet przez cały poziom. Gra karze Cię w ten sposób za porażki, co nie jest technicznie głupim pomysłem; niestety, trudno mi powiedzieć, żeby większość zgonów nastąpiła z mojej winy. Sporo z nich mogę zrzucić na podchwytliwy design etapów i przeciwników. Wielu wrogów jest po prostu zbyt dużych lub umieszczonych w miejscach, przez które musisz przejść – często więc nie możesz ich ominąć i musisz zebrać obrażenia. Łatwiej byłoby to przełknąć, gdyby postać gracza otrzymywała wtedy tzw. „klatki nieśmiertelności” lub efekt otrzymywanych ciosów był bardziej widoczny, ale próżno szukać obu udogodnień. W efekcie wychodzi to raczej, jakby Mastema karała Cię za granie, a nie oferuje przekonujących argumentów, żeby dalej to robić.

Mastema: Out of Hell nie kosztuje wiele, brzmi naprawdę ślicznie i tak też wygląda; a jednak nie widzę powodu, żeby w nią grać. Uroniłem przy niej łzę za opatrznie sprzedaną kiedyś Amigą i… to by było na tyle.


Mastema to maksymalnie stylowa produkcja nawiązująca do starych gier pecetowych, które rzadko dostają pięć minut uwagi.

To też, niestety, przeciętnie wykonana platformówka, z grania w którą nie ma frajdy.

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*