Recenzja gry Headlander

Headlander

Czy kiedykolwiek dałeś się ponieść emocjom do tego stopnia, że zapomniałeś o całym świecie? Z pewnością znajdą się w Twoim ustatkowanym życiu sytuacje, w których miałeś wrażenie utraty kontroli nad tym co robisz i jak myślisz. Dlaczego o tym piszę? Otóż w lipcu, na rynku gier platformowych pojawił się tytuł studia Double Fine Productions, która odnosi się do rzeczonego zjawiska zupełnie dosłownie. Headlander (jak sama nazwa wskazuje) to gra, w której Twoim głównym sposobem na jej ukończenie jest…  używanie głowy, bynajmniej jednak nie tylko w sensie ogólnie znanym.

Sposób wykorzystania tej części ciała wymuszony jest przez fabułę, która przeniesie Cię w przyszłość opanowaną przez sztuczną inteligencję. Co ważne, brak w niej w zasadzie ludzkich istot. Piszę tak, ponieważ kierowany przez Ciebie bohater zostaje pewnego dnia wybudzony ze stanu hibernacji i stwierdza z przerażeniem, że jedyne, co pozostało z jego humanoidalnego ciała, to właśnie tytułowa głowa. Nie jest jednak aż tak tragicznie, jak mogłoby się pozornie wydawać. Wspomniany organ opakowany w kask z zaimplementowanym weń mechanizmem odrzutowym oraz funkcją przejmowania innych ciał i przedmiotów pozwala na całkiem sprawne poruszanie się. A jednak ta dosyć oryginalna postać musi zmierzyć się z całkiem poważną dysfunkcją, a mianowicie utratą pamięci. Twoim zadaniem będzie więc przejęcie kontroli nad latającą głową oraz eksploracja kolejnych lokacji celem odzyskania utraconych wspomnień, jak również ustalenia – niejako przy okazji –  co stało się… z całą ludzkością.

O ile fabuła gry nie jest może wyszukana (przy czym nie odmawiam jej absolutnie oryginalności), o tyle sposób jej prezentacji może pozytywnie zaskoczyć. Jeśli moim wzorem katowałeś po nocach kolejne odsłony Castlevanii, już po pierwszych minutach spędzonych w wykreowanym na potrzeby gry świecie poczujesz specyficzny klimat. Jeżeli bliska jest Ci również stylistyka kina sci-fi lat 70. i potrafisz docenić mieszankę kiczu oraz dobrego humoru, najnowsze dzieło Tima Schafera powinno Cię przynajmniej zainteresować.

Headlander może zawrócić w głowie. Ale może również…

W tej kosmicznej platformówce oprócz standardowych dla tego gatunku rozwiązań będziesz miał okazję sprawdzić swój intelekt mierząc się z różnego rodzaju łamigłówkami, dużą ilością pobocznych zadań i związaną z nimi eksploracją czy mechanizmem rozwoju umiejętności głównej postaci w oparciu o szeroką gamę różnego rodzaju power-upów (zupełnie jak w RPG). Interesująco wygląda również sposób przemieszczania się pomiędzy lokacjami; nie doświadczysz tutaj możliwości skakania, która został zastąpiona przez przejmowanie obiektów za pomocą wspomnianej wyżej, latającej głowy. Choć z początku trudno jest takie rozwiązanie zaakceptować, po chwili ciągła dekapitacja napotykanych przeciwników tudzież przypadkowych robotów wydaje się całkiem ciekawym rozwiązaniem.

Headlander

Całość podana została w przyjemnej oprawie graficznej, przywodzącej na myśl estetykę neonową i okraszona elektroniczną muzyką od delikatnego klubowego chilloutu zaczynając, na drapieżnych syntezatorowych dźwiękach kończąc. Nie da się ukryć, że to właśnie audio-wizualne elementy tworzą i zdecydowanie wzmacniają specyficzny klimat Headlandera.

…przyprawić o ból głowy

W świecie wygenerowanym przez Double Fine Productions spędziłem kilka godzin i mimo interesujących rozwiązań, które uczyniły ten czas przyjemnym, pojawiło się także kilka elementów skutecznie osłabiających pozytywne doświadczenia. Głównym problemem jest nie do końca przemyślany system walki. O ile w pierwszej chwili, gdy w Twoje dłonie wpadnie laser i zaczniesz wykorzystywać jego walory techniczne (tak otwieranie drzwi, jak i zabójstwa), z pewnością wywoła on uśmiech na Twojej twarzy. Cały czar pryśnie jednak, kiedy będziesz musiał precyzyjnie celować i utrzymać drżącą dłoń w sytuacji potyczki z kilkoma złowrogo nastawionymi przeciwnikami jednocześnie. Irytacja sięga wówczas zenitu! Najlepszym wówczas rozwiązaniem jest wyłączenie gry i powrót do niej dopiero po opanowaniu buzujących emocji. To samo tyczy się pojedynków z bossami, w trakcie których niejednokrotnie należy wspiąć się na wyżyny umiejętności, aby nie ginąć niechybnie i nazbyt szybko.

Początkowa euforia świeżym podejściem do wyeksplorowanego na wszystkie strony tematu gier przygodowych również słabnie z czasem – głównie z powodu schematycznej rozgrywki. Gdzieś pomiędzy kolejnymi zadaniami wkrada się zabójcza dla graczy dłużyzna, przez co Headlander nie zachęca do ponownego uruchamiania samego siebie.

Recenzowana gra to pozycja dedykowana fanom gatunku, którzy skupieni na rozgrywce nie będą zwracali specjalnej uwagi na drobne niedociągnięcia, zaś dla ustatkowanych graczy będzie to z kolei krótkotrwała odskocznia od elektronicznej codzienności.


Niezwykle barwna i dopieszczona oprawa graficzna+ nieszablonowy pomysł na głównego bohatera + mechanika postaci + połączenie platformówki z elementami eksploracji i RPG = naprawdę udana produkcja. Gdyby nie…

…powtarzalność rozgrywki i mało intuicyjny system walki oraz wysoki poziom trudności przeciwników.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*