Recenzja gry Submerged

Submerged

Siostra opiekująca się młodszym, poważnie chorym bratem? Temat oklepany bardziej niż niedzielny schabowy. O ile jednak w przypadku niektórych gier sprawdził się świetnie, o tyle w produkcji Uppercut Games ma się wrażenie, że nie został nawet w połowie wyczerpany… Dyferencja między klasykami takimi jak chociażby ICO a Submerged polega na tym, że recenzowany tytuł wydaje się niedokończony. Boli to o tyle mocno, że ekipę developerską tworzą ludzie odpowiedzialni m.in. za dwie pierwsze części genialnego BioShocka.

Ustatkowany Gracz: Poruszacie poważny temat – starsza siostra opiekuje się śmiertelnie chorym bratem. Skąd wziął się pomysł na właśnie taką grę?
Ed Orman, Uppercut Games: Do tej pory pracowaliśmy nad grami, w których bohater ratował cały świat, więc w Submerged chcieliśmy przedstawić bardzo osobistą historię, opowiadająca o przebaczaniu i poświęceniu.

Choć pomysł na grę jest bardzo ciekawy, wszystko sprowadza się do eksploracji zalanego miasta i poszukiwania porzuconych na dachach pojemników z niezbędnymi dla przetrwania młodego Taku przedmiotami. Począwszy od czystych bandaży, przez wodę i jedzenie, na antybiotykach zwalczających liczne infekcje kończąc. Szkoda, że nawet ten element został jednak potraktowany nieco po macoszemu. Brakuje wymagających łamigłówek, zaś odnalezienie wszystkich ukrytych w teorii paczek to bułka z masłem, nawet dla początkujących graczy. Co więcej, włażenie na kolejne budynki szybko przestaje dawać jakąkolwiek satysfakcję. Wszystko przez to, że wspinaczka nie stanowi żadnego wyzwania – nie da się spaść lub zabłądzić po drodze. Bohaterka, choć doskonale się wspina, nie potrafi skakać, co jest szczególnie irytujące, gdy widzi się fanty oddalone o kilka metrów, do których dostępu broni półmetrowej szerokości dziura.

Po zatopionej metropolii Miku, siostra Taku, porusza się łodzią. W trakcie eksploracji ruin da się odnaleźć ulepszenia motorówki, pozwalające na korzystanie ze swoistego dopalacza. Do odszukania, oprócz wspomnianych paczek z zapasami i ulepszeń łodzi, są jeszcze zapiski o historii miasta i jego mieszkańców. Niestety, są to proste obrazki, bez opisu interesujących przy tej okazji faktów. Wprawdzie po odnalezieniu wszystkich da się wywnioskować co się wydarzyło, jednak ponownie miałem wrażenie niedosytu.

UG: Co było największym wyzwaniem w procesie tworzenia gry?
Ed Orman: Dobre pytanie! Każda gra stawia przeróżne wyzwania. W przypadku Submerged było to trzymanie się dokładnie tego, co sobie założyliśmy na początku i przekonanie, że to osiągnęliśmy.

Oprawa wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony dostajemy sporą mapę do zwiedzenia, pełną zatopionych budynków, na które da się wejść, a z drugiej non-stop jesteśmy atakowani średnich lotów teksturami, w dodatku słabo oświetlonymi. Animacja też potrafi nieźle przyciąć. Owszem, istnieją wprawdzie momenty, w których warto się zatrzymać, aby podziwiać otaczającą gracza okolicę, jednak jest ich zdecydowanie zbyt mało, jak na tak doświadczoną ekipę gamedevową.

Sytuacji nie ratuje również niestety muzyka. Gdy zaczniesz wspinać się na jeden z budynków, na których znajduje się paczka z zapasami, odpala się całkiem klimatyczny, nostalgiczny utwór. Szkoda jednak, że wyłącznie jeden, więc jak nietrudno się domyślić, dość szybko zaczyna się nudzić.

UG: Na jakich tytułach się wzorowaliście?
Ed Orman: Czerpaliśmy inspirację z wielu gier: Podróż, Gone Home, ICO, Shadow of the Colossus, Assassin’s Creed, Grand Theft Auto, o filmach, książkach i komiksach nie wspominając.

Wiesz co jest w Submerged najgorsze? Nie grafika, nie słaba fabuła, a nawet nie wdzierająca się po godzinie grania nuda. Najbardziej irytowało mnie to, że mimo wszelkich niedociągnięć i powodującej odruch wymiotny powtarzalności, nie mogłem… oderwać się od joypada. Grę da się ukończyć w niecałe trzy godziny, jednak próbując odnaleźć wszystkie ukryte przedmioty, powinieneś zarezerwować sobie przynajmniej drugie tyle poświęconego nań czasu. Wciąż wprawdzie nie jest to długodystansowa pozycja, ale radości z obcowania z nią czerpać można momentami za dwóch. Czyli trochę jak z własną żoną.

Bardzo ciężko jest obiektywnie ocenić produkcję Uppercut Games. Gdybym miał wystawić jej notę za najczęściej opiniowane u konkurencji elementy, najprawdopodobniej gra nie dostałaby więcej niż 3/10. Muszę jednak przyznać, że opisywany wyżej tytuł posiada trudny do zdefiniowania czynnik sprawiający, że w ostatecznym rozrachunku gra nie wypada źle. Jest po prostu przeciętna.


Klimat oraz ukryte elementy gry. Tak… to byłoby na tyle…

Minusów jest znacznie więcej – oprawa audiowizualna i niewykorzystany potencjał. Ponadto gra nie stanowi żadnego wyzwania.

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*