Recenzja gry Volume

Volume

Pamiętasz Metal Gear Solid na PSone? Pewnie że pamiętasz! A VR Missions? Ba! Gdy zobaczyłem pierwsze zapowiedzi Volume, za które odpowiedzialny jest twórca niezwykle ciepło przyjętego Thomas Was Alone (Mike Bithell) od razu przypomniały mi się wirtualne misje, których ukończenie niejednokrotnie doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Tutaj jest wprawdzie nieco inaczej, ale wspomnienia i tak mimo wszystko powracają nieubłaganie.

Główny bohater gry to Robert Locksley (skojarzenia z Robin Hoodem jak najbardziej na miejscu!). Postanawia on dać nauczkę Guyowi Gisborne’owi, apodyktycznie rządzącemu futurystyczną Anglią, przeprogramowując sztuczną inteligencję chroniącą ściśle tajne dane. Wśród nich są plany stu budynków władyków, do których młody haker włamuje się w najlepsze, pokazując przy okazji sposób w jaki tego dokonuje transmitując owe przedsięwzięcie na cały kraj. Szczerze mówiąc, przy pierwszym podejściu do gry miałem fabułę głęboko w poważaniu, pomijając wszelkie okna dialogowe i komentarze pojawiające się pomiędzy misjami. Skupiłem się na pokonywaniu kolejnych plansz, stanowiących coraz większe wyzwanie. I to był błąd! Później, kiedy już na spokojnie wydobywałem na światło dzienne niuanse związane z czasem zaliczania kolejnych poziomów, zagłębiłem się w tę niecodzienną historię i muszę przyznać, że jest jedną z lepiej opowiedzianych (dosłownie, ponieważ za voice-acting odpowiedzialni są prawdziwi mistrzowie słownego fechtunku) spośród tych, które miałem okazję ostatnio poznać.

KLIKNIJ W ZARYS POSTACI I OBEJRZYJ TRAILER GRY!

volume_game_wideo_ustatkowanygracz

Najważniejszą zaletą recenzowanego tytułu jest, kto by pomyślał, grywalność! Przy pierwszym podejściu ukończyłem 67 ze stu dostępnych poziomów i gdyby nie fakt, że siedząca na kanapie obok mnie żona zaczęła delikatnie „upominać” się o poświęcenie jej uwagi, prawdopodobnie grałbym dalej. Na czym więc polega fenomen Volume? Otóż na niezwykle wciągającym sposobie rozgrywki. Chociaż całość sprowadza się do skradania za plecami strażników i zbierania kryształów odpowiedzialnych za odblokowywanie wyjścia z danego poziomu, gra nie pozwala oderwać się od joypada. Jest to produkcja, w której powiedzenie „jeszcze tylko jeden poziom” nabiera zupełnie nowego znaczenia i konkurować może jedynie z „jeszcze tylko jedno piwo i wracam kochanie do domu”.

Plansze są dosyć finezyjnie zaprojektowane, a ich przejście stanowi wyzwanie przede wszystkim dla szarych komórek, ponieważ najczęściej drogę do celu trzeba wcześniej dobrze zaplanować. Skutecznie utrudniać ją jednak będą strażnicy patrolujący okolicę. Tutaj nie da się nie przywołać wspomnianych we wstępie VR Missions, gdyż oponenci poruszają się po ściśle określonych trasach, a zasięg pola ich widzenia jest doskonale widoczny na ekranie, dzięki czemu w prosty sposób da się przewidzieć, gdzie za chwilę spojrzą (co z kolei daje szansę na przemknięcie za ich plecami). Im jednak dalej w wirtualny las, tym trudniejsze stają się wyzwania stawiane przez twórcę recenzowanej pozycji. Na szczęście Robert otrzymuje kilka gadżetów, dzięki którym zyskuje przewagę nad oponentami. Podstawowym z nich jest wabik odciągający strażników z ich posterunków, ale dostępne są również pułapki oszałamiające oraz czasowa niewidzialność. Nowości w rozgrywce (np. możliwość schowania się za drzwiami) pojawiają się w regularnych odstępach czasu, więc nie ma mowy o cichym zabójcy sprzyjającym monotonnemu ziewaniu, czyli nudzie. Grafika, co widać na wszystkich materiałach dostępnych w Internecie, rzyci nie urywa, ale nie jest ona bynajmniej elementem wyróżniającym całość.

Po obejrzeniu napisów końcowych właściwa zabawa… dopiero się zacznie, ponieważ każdy zaliczony wcześniej poziom, stawia wyzwanie w postaci czasu jego ponownego ukończenia, co ma przełożenie na chęć uzyskania możliwie najlepszego rezultatu. Mało tego, dostępny jest również edytor poziomów! Spędziłem z nim znacznie więcej czasu, niż z levelami stworzonymi przez Bithella. Możliwości jakimi dysponuje są przepotężne, a gdy dodasz do tego opcję dzielenia się swoimi projektami ze znajomymi i resztą świata…

Powiem wprost – kup tę grę. Jeśli nie masz akurat pieniędzy borguj, ponieważ jest to tytuł, dzięki któremu przypomnisz sobie stare, dobre czasy znaczone pierwszą konsolą PlayStation. A już całkiem „przy okazji” będziesz po prostu świetnie się bawić, co biorąc pod uwagę warunki w jakich grasz („wynieś śmieci”, „zrób zakupy”, „przewiń dziecko”) będzie miało zbawienne przełożenie na Twoje dobre samopoczucie.


Pomysł, wciągająca fabuła, edytor poziomów

Cena rozkłada na łopatki!

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*