Recenzja Shadow of Kurgansk

Kurgansk

Trzy uncje survivalu na modłę The Forest, pięć kopiastych łyżek ociekających klimatem S.T.A.L.K.E.R.-a i szczypta komiksowej grafiki przypominającej telltale’owy The Walking Dead. Brzmi jak świetny przepis na całkiem udaną grę, nieprawdaż? Opinię tę podzielali ludzie z rosyjskiego Yadon Studio. Z wypiekami na twarzy zabrali się więc za swój pierwszy wypiek gamedevowy przeznaczony na duże platformy – Shadows of Kurgansk.

Pierwsze kroki w Kurgańsku

Maksyma „jeśli zrzynać, to od najlepszych” jest stara jak świat. Z prawdziwości tezy zawartej w tym aforyzmie korzystali, korzystają i w przyszłości będą korzystać twórcy książek, filmów i – co interesuje Cię najbardziej – gier wideo. W podobnym kierunku poszło studio Yadon, które odpowiada za wydany niedawno survival-horror o tytule Shadows of Kurgansk. I od razu twórcom należy przyznać jedno – Cienie Kurgańska są tytułem potrafiącym, szczególnie podczas pierwszych godzin grania, zrobić bardzo dobre wrażenie.

Zabawę rozpoczynasz w menu utrzymanym, podobnie jak reszta część gry, w komiksowym stylu. Z jego poziomu, oprócz opcji, możesz zdecydować się na trzy rodzaje zabawy. Do wyboru masz kolejno „Historię”, „Przetrwanie” oraz „Przygodę”. O ile dwa ostatnie tryby są zaledwie wariacją właściwej rozgrywki – Adventure daje bowiem możliwość wykonania krótkich misji o różnym stopniu trudności (w chwili pisania recenzji dostępne jest niestety tylko jedno zadanie), a Survival tłumaczy graczowi pojęcie śmierci permanentnej (po zgonie postaci całą grę należy rozpocząć od nowa), o tyle Story to prawdziwy fundament rozgrywki. Głównego bohatera – niezależnie od wybrania jednego z dwóch dostępnych scenariuszy – przyjdzie Ci poznać w mało komfortowej sytuacji. Cała fabuła obraca się więc wokół nieidentyfikowalnych anomalii zachodzących w przyrodzie, mrocznych istot żądnych ludzkiej krwi i konieczności przetrwania w obszernej, ale nieprzyjaźnie nastawionej do gracza lokacji, która odizolowała się od reszty świata.

Jak żyć, panie premierze?

Na szczęście fabuła – może i wtórna, ale na swój sposób intrygująca – jest najmniej istotnym elementem Shadows of Kurgansk, której celem jest wymuszanie na graczu odkrywania kolejnych miejscówek. O wiele ważniejsza jest tutaj sama rozgrywka, polegająca w głównej mierze na jak najdłuższym przeżyciu. I tak w dzień zmuszony jesteś do kolekcjonowania różnych dóbr pozwalających przetrwać w dziczy. Wymieniać można długo, ponieważ lista przedmiotów – a przy tym zależności zachodzących między nimi – występujących w Cieniach Kurgańska jest bardzo długa. Najprostszym przykładem jest słodka woda czerpana z sadzawki, do pobrania której niezbędne jest jakiekolwiek naczynie. W krytycznych momentach można się jej oczywiście napić od razu, jednak warto ją wcześniej przegotować nad ogniskiem – w przeciwnym wypadku zaspokoi „sytość” bohatera kosztem części punktów zdrowia i napromieniowania.

Słońce nad głową pomaga również w poszukiwaniach surowców, dzięki którym skonstruujesz proste narzędzia oraz obiekty (takie jak kowadło lub stół warsztatowy) pozwalające na crafting zdecydowanie trwalszych przedmiotów. I tu kolejna pochwała – bardzo dobrze, że dla każdego scenariusza przygotowana została pula unikalnych receptur, na bazie których można wytwarzać kolejne przedmioty. Prosty trik, a zmienia praktycznie wszystko, począwszy od sposobu w jaki przyjdzie Ci grać (bezpieczniej czujesz się dzierżąc w garści strzelbę niż pochodnię, nieprawdaż?), chociaż sam model rozgrywki jest praktycznie identyczny. Dzięki temu chętniej zajrzysz do kolejnej kampanii i przeżyjesz przygodę raz jeszcze – niby tą samą, a przy tym zupełnie inną.

Cienie nad Kurgańskim miastem…

Nie lubię się bać; horrory omijam szerokim łukiem. Na recenzję Shadows of Kurgansk przystałem jednak z tego powodu, że screeny (za sprawą komiksowej grafiki) nie wyglądały nazbyt złowrogo. Myliłem się – ta gra potrafi wywołać ciarki na plecach, a robi to za sprawą kilku zabiegów. Przede wszystkim musimy przetrwać nie tylko dzień, ale i noc – przy tej okazji warto powiedzieć, że noc bardzo dobrze zrealizowaną. W czasie jej trwania, w obozowisku trzeba zatroszczyć się najpierw o skonstruowanie ogniska, a następnie jego podtrzymywanie. Brak źródła światła może ściągnąć na Ciebie nie tylko dzikie bestie, ale i utratę świadomości (w ciemności bardzo szybko obniża się statystyka „morale”, która dochodząc do zera powoduje utratę przytomności) oraz mroczne potwory. Warto więc trzymać się blasku iskierek wesoło tańczących na szczapach drewna.

I chociaż jest strasznie, w końcu towarzyszy Ci nieustanne wrażenie samotności, napięcie i genialna muzyka budująca świadomość czyhającego w ciemności zagrożenia, to cieszą malutkie smaczki, takie jak losowo występujący deszcz skracający czas palenia się ogniska. Zjawiska pogodowe są zresztą bardzo ładnie wyeksponowane. Jak już pada, to porządnie – strugi wody ciekną po ekranie zamazując obraz na monitorze. Oświetlenie, niebo i widoczność zmieniają się natomiast dynamicznie, wraz z godziną, którą nieubłaganie wskazuje zegar (jedna minuta czasu rzeczywistego odpowiada +/- godzinie w Kurgańsku). Najgorzej (a zarazem najlepiej, ot taki paradoks) jest jednak w nocy, gdy widoczność jest dobra wyłącznie w obrębie ogniska – poza nim jesteś w stanie rozpoznawać kształty, chyba że akurat pojawi się mgła uniemożliwiając to doszczętnie.

Kurgansk

(nie)kolorowe cienie Kurgańska

Granie w Shadows of Kurgansk jest przyjemną odskocznią od codziennej rutyny przybierającej (przynajmniej u mnie) notorycznie formę Counter Strike’a – nie jest to jednak produkcja pozbawiona wad. Pierwszym, ale chyba najbardziej irytującym minusem, była niemożność obracania i przesuwania w przestrzeni konstruowanych przedmiotów – od gra decydowała o najsłuszniejszym ustawieniu. Raziło to, szczególnie gdy chciałem rozplanować wygląd mojej kryjówki. Po kilku nieudanych próbach zagospodarowania miejsca (przez wybranie danego obiektu, który przed wybudowaniem pojawia się jako podświetlony projekt) zrezygnowałem i pozwoliłem grze spartaczyć moją genialną koncepcję architektoniczną – trudno.

Jeden glitch był jednak o wiele poważniejszy i całkowicie uniemożliwił mi dalszą rozgrywkę. W pewnym momencie mapa zwyczajnie się zacięła i zaczęła nieustannie wskazywać jeden punkt. Nie pomogła zmiana wykonywanego zadania na quest poboczny (właśnie wtedy obszar zaznaczony na mapie powinien się zmienić).

Poważniejsze błędy związane są również z pojawianiem się oponentów. Te nagminnie wręcz wyrastały spod ziemi w moim obozie, atakując mnie od tyłu i nierzadko pozbawiając życia. O ile nie jest to problem w grze fabularnej – tracąc życie pojawiasz się bowiem nieopodal i musisz dotrzeć do miejsca schronienia – o tyle w trybie Survival (gdzie śmierć oznacza konieczność ponownego rozpoczęcia zabawy) cholernie frustruje i odrzuca od tej formy rozgrywki. Problem odnotowałem również z przeciwnikami materializującymi się pod teksturami. Choć Ty nie widzisz ich, oni widzą Ciebie i nie zawahają się tego wykorzystać. Ponarzekać wypada również na małe zróżnicowanie adwersarzy – oprócz zombie (w trzech odmianach) do ubicia oddano Ci wilka, poruszającą się za plecami rzeźbę i potwora z ciemności bojącego się ognia. I tyle.

Najbardziej blado w grze wypadają chyba anomalie – występuje ich pięć rodzajów (ognista, elektryzująca, grawitacyjna, teleportacyjna i mroczna). Niestety bliższe spotkanie z żadną z nich nie okazało się interesujące – przy kontakcie odejmowane są wyłącznie punkty morale lub zdrowia. Tutaj potężnie się zawiodłem. Widząc efekty pogodowe jestem pewien, że dałoby się wykręcić w tej materii coś ciekawego. I jest cień szansy, że w przyszłości zostanie to poprawione, bo twórcy nieustannie pracują nad grą – świadczy o tym komunikat, w którym gracz informowany jest, że „dalsza część historii zostanie udostępniona, gdy twórcy skończą nad nią prace” (cytowane z pamięci). Słabe rozwiązanie, tym bardziej, że nie jest to Early Access, a pełnoprawna gra, która miała już swoją premierę.

Rosyjska toporność, rosyjski klimat

Reasumując, Shadows of Kurgansk jest produkcją dobrą. Tytuł ma swoje mocne strony – związane głównie z craftingiem. Ponadto zaskakuje w wielu innych aspektach. Cechuje ją przyjemna oprawa graficzna, genialne udźwiękowienie prowokujące do zastanawiania się nad każdym szmerem wokół bohatera i fabułą sensowną, a przy tym nienachalną. Po kilku godzinach rozgrywki poznasz jednak jej mankamenty, z których najpoważniejszy dotyczy nielogicznego zachowania się przeciwników. Warto jednak zaznaczyć w tym miejscu, że Cienie Kurgańska to dopracowane The Abandoned (przeznaczone na platformy mobilne), które jest debiutem studia Yadon na platformie PC. Wierzę zatem, że kolejne łatki przyniosą produkcji niezbędne poprawki i nie spartolą tego, co Rosjanom udało się dotychczas osiągnąć. Jeśli więc nie jesteś fanem survival-horrorów, recenzowany tytuł wcale nie musi Cię zainteresować. No chyba, że jesteś zagorzałym fanem gatunku. Wówczas możesz zakupić grę w ciemno! 


Plusami gry jest oddanie zjawisk pogodowych, niezwykle klimatyczna muzyka oraz cel-shading zastosowany w oprawie wizualnej. Nie powinno zapominać się również o solidnie wykonanym systemie craftingu i mnogości przedmiotów możliwych do wytworzenia.

Nieco mierzi jednak słabe AI przeciwników oraz niewielki ich wachlarz, jak również brak wielu animacji lub słabe ich wykonanie.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*