Recenzja Toby: The Secret Mine

Toby the Secret Mine

Chociaż gra Toby: The Secret Mine miała swój debiut na Steamie ponad rok temu, dopiero teraz ukazała się na konsoli Microsoftu. Jej twórca Lukáš Navrátil chce tym razem przekonać do swojej produkcji konsolowych graczy, głodnych mrocznych epizodów, po brzegi wypełnionych zagadkami i różnorodnymi pułapkami. Czy jednak sama inspiracja genialnym Limbo wystarczy, aby przygoda była w odpowiednim stopniu wciągająca, a sama gra warta polecenia?

Toby: The Secret Mine, czyli górska wioska z tajemnicą w tle

Przygodę rozpoczynasz ścigając nieznajomego, odpowiedzialnego za zaburzenie spokojnego życia mieszkańców pewnej wioski w górach. Większość obywateli tej mieściny została porwana, zaś ich kolejna część wyruszyła na poszukiwania. Niestety śmiałkowie nigdy nie powrócili… Pewien chłopiec o imieniu Toby miał jednak dość wyczekiwania i postanowił na własną rękę odszukać zaginionych członków społeczeństwa. Zabawa zaczyna się pościgiem ale – jak się później okazuje -sprawca zawsze jest o dwa kroki przed małym bohaterem. Twoja już w tym zasługa, aby z gracją omijać niebezpieczeństwa, wytrwale ścigać tajemniczego uciekiniera, aby ostatecznie go dopaść.

Oczywiście mocno czuć inspirację doskonale znanym Ci Limbo, aczkolwiek w Toby: The Secret Mine etapy są nieco jaśniejsze, bardziej kolorowe i nie aż tak bardzo przytłaczające jak w przytoczonym wyżej tytule. Cała zabawa polega na nieustannym brnięciu do przodu, celem pokonania pułapek, stawieniu czoła łamigłówkom i krwiożerczym roślinom. Na początku rozgrywka nie jest specjalnie wymagająca, przez co wystarczą proste czynności, aby porywacz poczuł oddech bohatera na plecach. Niestety im dalej w las, tym jest trudniej. Do tego stopnia, że tuż obok satysfakcji pojawia się nielubiana przez gro osób frustracja.

Deszcz, śnieg i ciemne zakamarki

Jak wcześniej pisałem, twórca w swojej produkcji postawił na więcej kolorów oraz interesujące kontrasty. Ogólne wykonanie lokacji zasługuje na zachwyt, a developer od strony technicznej pokazał wielką klasę. Nie dość, że Toby ciągle musi radzić sobie z przeciwnościami na drodze, to w dodatku swoją podróż niejednokrotnie kontynuuje w deszczu, w akompaniamencie podmuchów wiatru a nawet podczas śnieżycy. Białe środowisko genialnie kontrastuje z czernią a spokojne momenty rozgrywki z nawałnicami. Wówczas należy uważać nie tylko na kłody rzucane pod nogi ale także na śnieżną zawieruchę. Całość prezentuje się doprawdy doskonale, więc na wykonanie przygód Toby’ego narzekać naprawdę nie wypada. Natomiast muzyczna strona przygody jest już poprawna, jednak nie złapała mnie osobliwie za serce, trafnie akcentując jedynie wydarzenia przedstawiane na ekranie.

Toby The Secret Mine

Łamigłówki nie są specjalnie wymagające; czasami wystarczy odszukać klucz, coś przestawić, gdzieś wskoczyć, włączyć rozkładaną kładkę czy też uniknąć czyhającego niebezpieczeństwa. Z zasadzkami jednak nie jest łatwo, gdyż wiele z nich dosłownie mnie zaskoczyło. Wysuwane kolce, stworzenia wyskakujące z ziemi czy spadający z góry ogromny odważnik to synonim pewnej śmierci. W wielu przypadkach musisz liczyć na łut szczęścia, np. podczas krótkiej wycieczki pędzącym wagonikiem z szybkim (ale niekoniecznie intuicyjnym) przestawianiem dźwigni. W końcowych etapach opisywanych sytuacji jest nazbyt wiele, co wraz z nie do końca idealnym sterowaniem może wywołać frustrację. Toby jak na małego chłopca przystało potrafi jedynie skakać, a i to na niezbyt duże odległości. Ta przypadłość szczególnie doskwiera podczas stresujących odcinków, podczas których dodatkowo liczy się szybkie podejmowanie decyzji.

Toby: The Secret Mi…stake

Jednak denerwujące chwile podczas wędrówki i nieidealne sterowanie to nie jedyne problemy Toby’ego. Gra zawiera błędy, w wyniku których chłopiec czasami zawieszał się na skale lub przy urwisku. Po kilku chwilach albo udawało mi się wskoczyć na gzyms, albo musiałem… oglądać ekran ładowania. To jednak małe piwko, bo większą udrękę miałem z bugiem uniemożliwiającym dalszą rozgrywkę, pojawiającym się zawsze w tym samym momencie. W etapie z wielkimi piłami, gdzie wyjątkowo potrzebna jest zręczność i szczęście, Toby po zgonie zawsze zawieszał się w najlepsze, uniemożliwiając sterowanie nim. Postać za każdym razem po respawnie stała bez ruchu, przez co konieczne było całkowite wyłączenie gry. Takie „niespodzianki” denerwują najbardziej! Po tak długim czasie, jaki upłynął od chwili premiery gry na Steamie, twórca wydając tytuł na konsolach powinien skrupulatnie wyeliminować tym podobne błędy.

Toby: The Secret Mine oferuje kilkugodzinną przygodę, jednak na premierze polecałbym ją jedynie zagorzałym fanom platformówek i genialnego Limbo. Sterowanie mogłoby być lepsze, błędów jest zdecydowanie zbyt wiele, a łamigłówki nie są szczególnie absorbujące. To nie jest słaba propozycja, jednak po tylu latach od premiery Limbo spodziewałem się zdecydowanie czegoś bardziej… spektakularnego.


Fani Limbo szybko odnajdą się w tej pięknie wykonanej platformowej produkcji, pełnej sprawdzonych motywów.

Niestety równie szybko wkrada się zawiedzenie brakiem atrakcyjnych pomysłów oraz frustracja spowodowana nierównym poziomem trudności oraz wskazanymi w recenzji błędami technicznymi.

Choć Marcin od dziecka wychowany był na prymitywnych wirtualnych światach, zauroczony jest nimi do dziś. Gry wideo nosi w sercu i od wielu lat przelewa myśli z nimi związane na papier. Recenzjami stara się zaintrygować odbiorcę, w publicystyce zarażać zaś swoją pasją. Poszukiwacz pozytywnych stron życia, ceniący doświadczenie i nieprzychylnie nastawiony do szeroko pojętej głupoty. Tata i Ustatkowany gracz.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*