Relacja z Digital Dragons 2016

Digital Dragons relacja

Imprezy branżowe kojarzę przez pryzmat smutnych panów w garniturach, którzy na terenie wielkiej hali targowej wymieniają się spostrzeżeniami na temat tego, jak najprościej i najszybciej zarobić – można, wedle gustu, dołożyć owym panom z wizji cygara. Duża w tym zasługa nadchodzących targów E3 w Los Angeles; imprezy, która z roku na rok robi się coraz większa, bardziej napchana, lepiej wyprodukowana i coraz bardziej pozbawiona duszy. Można łatwo zapomnieć, że gry są robione przez ludzi dla ludzi, sama branża zdaje się też nieszczególnie chętna, by o tym przypominać. Dlatego każdy moment, gdy komuś udaje się przemycić odrobinę luzu i człowieczeństwa – jak twórcy Unravel czy ekipie Sony ogłaszającej, że ich konsola nie będzie ograniczać używanych gier – jest dla mnie czymś niezwykle cennym.

Przyjazd na Digital Dragons 2016 mocno uświadomił mi, że można do tego typu wydarzeń podejść inaczej, chociażby przez lokalizację imprezy. Hala Starej Zajezdni ma specyficzny klimat, kojarzy się raczej z miejscem, w którym odbyłby się festiwal piw kraftowych czy tatuażystów i jest to skojarzenie jak najbardziej pozytywne. Udało się bowiem znaleźć wyluzowaną, interesującą przestrzeń podkreślającą, że to wydarzenie przede wszystkim dla twórców, którzy mogli pokazać swoje pasje i o nich opowiedzieć.

Digital Dragons – od ogółu do szczegółu

Digital Dragons to również doskonała okazja, aby dowiedzieć się więcej na temat samych gier i metod ich tworzenia. Jest tu miejsce zarówno dla osób zainteresowanych bardziej biznesową czy marketingową stroną produkcji rozrywki interaktywnej, jak i tych, którzy chcieliby zobaczyć i usłyszeć, jak powstaje prawdziwe mięso – od technikaliów po organizację zespołu i wgląd w specyfikę pracy, którego nie da żadne dev diary. To też jedna z najlepszych okazji, by spotkać się z topowymi twórcami gier. W tym roku zaserwowano prawdziwą nostalgiczną wycieczkę, bo w Krakowie swoje prelekcje dali John Romero, Chris Avellone i David Brevik. Nie zawsze nadarza się okazja, aby osobiście poznać twórców Dooma, Fallouta czy Diablo i posłuchać o początkach ich karier czy specyfice ich procesów twórczych – po prostu zobaczyć ludzką stronę w mitycznych autorach najważniejszych gier w historii branży.

Digital Dragons, relacja

Twórcy nie zawiedli również podczas wystawy indie, na której można było zagrać w nowe, niezależne gry wideo z Polski i porozmawiać z ich twórcami – a wśród autorów prawdziwy przekrój, bo pojawili się zarówno debiutanci i studenci, jak i branżowi wyjadacze z zaskakującymi projektami. Jednym z najefektowniejszych tytułów showcase’u było Bound – gra przygodowo-platformowa autorstwa demoscenowej grupy Plastic; ogromne wrażenie robią oprawa graficzna inspirowana sztuką współczesną oraz główna bohaterka, za której motion capture odpowiedzialna jest baletnica Maria Udod. Ciekawie zapowiada się Realpolitiks katowickiego Jujubee, czyli gra strategiczna o prowadzeniu polityki w XXI wieku, zwłaszcza w kontekście tegorocznych wydawnictw Paradox, czyli Stellaris i Hearts of Iron IV – wygląda na to, że rok 2016 będzie dla fanów makrostrategii naprawdę przełomowym. Z mniejszych produkcji warto wspomnieć o casualowym Laser Kitty Pow Pow –  przeuroczej i naprawdę cholernie satysfakcjonującej grze mobilnej oraz NO THING, bardzo dziwnym, niepokojącym wręcz runnerze na PC i platformy mobilne, w który na Digital Dragons można było zagrać na bananach. To nie żart – owocowe kontrolery dobrze ilustrują to, że krakowskiej imprezie daleko do sztywniactwa.

Przy okazji polskich gier, rozdano im jeszcze nagrody na dwóch galach – pierwszego dnia nagrodzono najlepsze gry ubiegłego roku znad Wisły (i jedną zagraniczną), drugiego poświęcono grom niezależnym. Pierwszy zestaw nagród był przede wszystkim triumfem Wiedźmina 3, który zdobył wszystko, co mógł, włącznie z tytułem najlepszej polskiej gry, wygrywając z Kholatem, Hard West i Dying Light (o powstawaniu którego opowiedział nam Tymon Smektała). Nie sądzę, żeby ktoś był szczególnie zaskoczony faktem, że gra CD Projektu nie brała tutaj żadnych jeńców, ale nie jest to zarzut ani wobec cyfrowych smoków, ani wyżej wymienionych (w końcu dobrych) gier.

Digital Dragons, relacja

Ciekawiej było przy nagradzaniu polskich „indyków” – nie miałem pojęcia, który z pokazywanych tytułów może wygrać, żaden z moich faworytów ostatecznie zresztą nie otrzymał statuetki. Trzema najlepszymi grami indie imprezy zostały kolejno 911 Operator, Crush Your Enemies (o którym pisałem przy okazji Pyrkonu) i Book of Demons, a nagrodę publiczności zgarnęło survivalowe MMO zatytułowane Out of Reach. Indie Showcase na Digital Dragons 2016 pokazało, że polskiej branży nie brak pomysłów. Potwierdziło też, że na nadwiślańskiej scenie niezależnej dzieją się naprawdę interesujące rzeczy – że nie jesteśmy tylko krajem Wiedźmina i Dying Light.

Cieszę się, że mamy w Polsce takie imprezy, jak Digital Dragons. Można śmiało powiedzieć, że to wydarzenie na zachodnim poziomie, a jednocześnie zauważyć, że zawiera w sobie coś, czego często brakuje na wielkich targach i konwentach – duszę.


Zdjęcia wykorzystane w niniejszej relacji są autorstwa Bartosza Pawlika.

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*