Recenzja GNOG

GNOG

Gry wywołują u mnie wiele uczuć. Zachwycam się ich wizualnym pięknem; z mojej niedawnej wycieczki sponsorowanej przez ostatnie dwie gry w serii Uncharted mam z milion zdjęć. Pozwalają mi skonfrontować się z głęboko ukrytymi myślami, wspomnieniami przyjaciół czy wypadów, ale też żalami, lękami, wspomnieniami z terapii, jak produkcje pokroju Night in the Woods czy Hellblade.

Czasami czuję się przy nich po prostu mały, poruszony w sposób, jakiego się nie spodziewałem. Tegoroczny God of War wywołał we mnie tyle skomplikowanych uczuć, że od prawie czterech miesięcy nie potrafię ich ubrać w słowa. Z rzadka natrafiam też na perły takie jak NieR: Automata, które wywołują czysty zachwyt tym, co gry wideo potrafią opowiedzieć – i doprowadzają mnie do łez, nawet wtedy, gdy tylko słucham relacji z zabawy.

Ale bardzo rzadko czuję się przy grach jak dziecko. Nie wiem, czy to kwestia tego, że jako krytyk inaczej już na nie patrzę niż kiedyś, czy może chodzi o prozaiczne starzenie się. Czasami, przez chwilkę wydaje mi się, że może takich gier już zwyczajnie nie robią.

Przez chwilę, bo to głupia myśl. Udowadnia to zresztą niedawno wydane na pecety GNOG, które wywołało u mnie szeroki uśmiech.

…GNOG?

Tak, GNOG. Czy raczej „GNOOOOOOOOG”, bo tak wymawia tytuł wielki potwór krótko po rozpoczęciu zabawy. Spokojnie, ta nazwa nabierze za chwilę trochę sensu. Albo i nie.

W GNOG odwiedzasz poczciwe potwory, konkretnie wnętrza ich głów, w których dzieją się przedziwne rzeczy, choć nie mnie to oceniać – nigdy nie byłem w łepetynie żadnego. A trzeba przyznać, że ich rozumy cechuje pokrętna, ale jednak logika, dzięki której stwory działają jak najdziwniejsze zegarki. W potwornych głowach czają się mechanizmy, wihajstry, wajchy i cała masa ustrojstwa, którym kręcisz, ruszasz i majstrujesz. Aż nie wykombinujesz, jak rozwiązać problemy na głowach tych biednych kreatur.

GNOG

Monstra to w praktyce zabawki, tylko takie superkolorowe, reagujące na najmniejsze rzeczy, wydające z siebie tonę klawych dźwięków. Proste łamigłówki jawią się jak Kirby, z którym możesz o wiele ciekawiej się pobawić. Po ich rozwiązaniu, potwory zaczynają śpiewać dziwne piosenki, otoczone feerią barw i fajerwerków. Zagadki nie są trudne i nie frustrują, nie ma jednak mowy o nudzie czy głupkowatym klikaniu – GNOG zachęca do zabawy i eksperymentowania, nagradzając za majstrowanie pięknymi animacjami i kolejnymi, pokrętnie logicznymi wyznaniami.

GNOG rozumie, jak działa dziecięca wyobraźnia i w jaki sposób się bawimy. Zresztą, sama nazwa brzmi jak słowo, które wymyśliło dziecko, żeby właśnie nazwać takiego potwora. Maluchy nie mają problemu z łączeniem pewnych rzeczy w spójne, szalone całości podczas zabawy. Na pewno ja nie miałem, kiedy będąc szkrabem konfrontowałem Wojowniczego Żółwia Ninja Donatello z jego odwiecznym wrogiem, Tygryskiem i jego armią pluszaków, która zajęła fort z klocków Lego. To miało mieć tylko to minimum sensu według zasad, które w każdym momencie mogłem zmienić; to moje zabawki i mój dywan w ulice. Jeśli fort ma latać, to tak będzie.

…GNOG!

Bez pudła udało się autorom oddać dziecinną radość i podniecenie towarzyszące nabyciu nowych zabawek, chowając w zakamarkach potwornych czerepów przeurocze niespodzianki. Wielka w tym również zasługa oprawy audiowizualnej – kolorowej, ciepłej i pełnej kreatywności, ale nigdy infantylnej. Nie czai się tu nigdzie nachalna, cyniczna wręcz słodycz. Nie ma jej w muzyce, która brzmi, jakby skomponowali ją post-rockowcy z Battles. Nie ma jej też w pięknej, trójwymiarowej grafice, która jak chce, to udaje dwa wymiary (kojarzy się ona nawet z wykręconymi pomysłami rodem z Katamari – przyp. red.). Są tylko czysta kreatywność i uwolniona wyobraźnia, przelane na kod.

Nie ma sensu rozpisywać się dłużej nad tym, co czai się w GNOG. Odkrywanie tej krótkiej gry to cała przyjemność i aż żal zdradzać jej niespodzianki. Lepiej po prostu po nią sięgnąć, nieważne, na jakiej platformie. Poza wersją PC (która może pochwalić się nieco słabo rozwiązaną obsługą myszy, choć nie na tyle, by to faktycznie przeszkadzało), GNOG dostępny jest na PlayStation 4, a także obsługuje gogle wirtualnej rzeczywistości. Tam dopiero można oświadczyć tego, jak ekipa KO_OP oddała uczucie obsługiwania naprawdę świetnej zabawki.

Gwarantuję, że GNOG oczaruje najmłodszych graczy. Przede wszystkim jednak oczaruje Ciebie i sprawi, że choćby przez godzinę, przed komputerem czy konsolą będzie siedziało duże, rozbawione dziecko.

Grę otrzymaliśmy dzięki uprzejmości sklepu GOG.com


Z GNOG wylewa się dziecięca uciecha i prosta satysfakcja z naprawdę ślicznych, inteligentnie zaprojektowanych zabawek.

Potwornych głów jest tylko dziewięć – a mogłoby, ba, powinno być ze czterdzieści.

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*