Źródła agencji prasowej Bloomberg donoszą, że PlayStation 5 ma zostać wydane w ograniczonym nakładzie. Liczba wyprodukowanych konsol Sony ma być znacznie niższa niż poprzednich dwóch generacji. Co ciekawe, to wyjątkowo nie jest wina koronawirusa, a ceny komponentów. Jednocześnie wygląda na to, że firma jest zdecydowana, by zadebiutować z nowym sprzętem jeszcze w tym roku – zmienić zdanie w tej kwestii mogłoby opóźnienie premiery Xbox Series X.
O problemach z ceną PS5 słychać już od dłuższego czasu. Mark Cerny jeszcze w ubiegłym roku udzielał jedynie wymijających odpowiedzi w tej sprawie; tymczasem w połowie lutego pojawiły się pierwsze plotki, że Sony ma kłopoty z obniżeniem ceny swojej konsoli. Już PlayStation 4, którego produkcja miała kosztować rzekomo ok. 381 dolarów za sztukę, wystartował za ledwie 399 w 2013 roku; za tyle samo można obecnie kupić wersję Pro w podstawowej cenie. Spekuluje się, że bebechy zapakowane w PS5 mogą sprawić, że cena za jednostkę będzie wynosić przynajmniej 450 dolarów – co oznaczałoby, że wersje sklepowe musiałyby kosztować od 470 do nawet 550, żeby Sony nie było stratne na wejściu.
Sony doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że cena konsoli potrafi stanowić jej być albo nie być. W ten sposób japoński kolos przegrał na starcie walkę w siódmej generacji: PlayStation 3 kosztowało ponad 100 dolarów więcej, niż konkurencyjny Xbox 360. Lata później, sytuacja się dokładnie odwróciła i to Sony wszedł w ósmą generację jako zwycięzca w przedbiegach, w czym pomogło również fiasko polityki Microsoftu w sprawie gier używanych. Na razie obie firmy milczą w sprawie ceny, ewidentnie czekając, aż któryś rywal zamruga pierwszy.
Największym problemem dla Sony ma być niedostatek pamięci DRAM i NAND, używanych w telefonach i tabletach piątej generacji. Bloomberg informuje, że w związku z tym PlayStation 5 może zacząć jako sprzęt luksusowy – firma miała poinformować partnerów, że w wakacje zamówi 5 do 6 milionów jednostek. Dla porównania, w ciągu dwóch kwartałów sprzedano 7,5 miliona PS4.