Książki paragrafowe na pewno nie są specjalną nowością wydawniczą, choć nadal zdarzają się osoby, które o tym specyficznym gatunku literatury jeszcze nie słyszały. Ja pierwszy raz z tą arcyciekawą formą zetknąłem się przy okazji komiksów paragrafowych, którymi starałem się swego czasu zaciekawić moją córkę. Wtedy, chyba jeszcze zbyt młoda (8 lat), nie złapała bakcyla. Jeżeli jednak o mnie chodzi, to muszę przyznać, że przy tytułach takich jak „Rycerze”, czy „Sherlock Holmes” bawiłem się całkiem dobrze. A i moja 12-sto letnia córa w trakcie tegorocznych wakacji jakby częściej do nich sięgała.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa FoxGames (które wydało także wspomniane przed chwilą komiksy) w moje ręce trafiły natomiast niedawno dwie pozycje dedykowane tym razem już raczej dojrzalszym czytelnikom. I ponownie zanurzyłem się w świat literackiej fantazji niezwykle szybko, raz po raz wracając do nieszablonowych historii wyczarowanych przez Steve’a Jacksona i Ian’a Livingstona.
Czy podejmiesz wyzwanie i zostaniesz bohaterem?
„Dom Pełen Zła” oraz „Czarnoksiężnik z Ognistej Góry”, bo o tych tytułach mowa, oferują dosyć pokaźną ilość indywidualnie moderowanej rozrywki. W każdej z nich, zgodnie z założeniami książek paragrafowych, to właśnie czytelnik decyduje o swoich losach, i to od niego zależy kształt i przebieg zabawy.
Obie książki oferują ten sam schemat rozgrywki, której rozpoczęcie jest banalnie proste. Zaczynamy od stworzenia bohatera. Rzucamy dwiema kośćmi k6 ustalając różne charakterystyki postaci: wytrzymałość, szczęście, siła itp. Chcę też nadmienić, że posiadanie kości nie jest konieczne, gdyż mamy tu do czynienia z tzw. zamiennikiem. Wystarczy losowo otworzyć książkę na którejś ze stron i na dole spojrzeć na dwie narysowane kości aby uzyskać losowy wynik. Bardzo praktyczne rozwiązanie. Wszystkie najważniejsze informacje zapisujemy na znajdującej się na końcu książki karcie postaci. Warto też jest mieć pod ręką coś do pisania oraz kilka kartek papieru. „Paragrafówki” mają to do siebie, że w trakcie zagłębiania się w fabułę bombardowani jesteśmy dużą ilością pozornie mało istotnych informacji.
Pozornie, gdyż to jak bardzo mogą być przydane okazuje się niejednokrotnie w najmniej spodziewanym momencie. Dlatego też notowanie w trakcie rozgrywki powinno wejść w nawyk każdego chętnego na paragrafową historię. Przydaje się też odzwierciedlanie na kartce obszaru po którym się poruszamy; tworzenie swoistej mapy, tak aby nie zagubić się w gęstwinie przeróżnych dróżek, ścieżek czy korytarzy.
Te kilka prostych działań wystarczy, aby móc poprowadzić swoją własną wersję wydarzeń. Trzeba się oczywiście przygotować na pewnego rodzaju powtarzalność wydarzeń oraz ich liniowość, ale różnorodność i ilość dostępnych „rozgałęzień” fabularnych jest w zupełności wystarczająca w obu tytułach. W tym miejscu od razu jednak ostrzegam; pochopne i nieprzemyślane decyzje mogą zakończyć Wasz fikcyjny żywot szybciej niż myślicie zarówno w jednej jak i drugiej historii. Szansę na końcowe zwycięstwo daje nie tylko łut szczęścia, ale także umiejętne łączenie faktów, wyciąganie wniosków oraz przewidywanie. Jak to wszystko wygląda w praktyce?
Ciemna noc, tajemniczy dom i mrożąca krew w żyłach tajemnica…
Z uwagi na fakt, iż w moim ustatkowanym sercu zawsze było, jest i będzie miejsce dla horrorów oraz thrillerów, naturalną koleją rzeczy było w pierwszej kolejności sięgnięcie po „Dom pełen zła”.
Ta konkretna przygoda osadzona jest właśnie w klimacie przepełnionym grozą i tajemnicą. Wcielamy się w postać młodego mężczyzny, któremu w środku nocy psuje się samochód. Wiedziony koniecznością naprawy auta trafia do mrocznie wyglądającego domostwa. Łańcuszek decyzyjny zaczyna się z chwilą w której bohater staje przed frontowymi drzwiami do budynku. Od tego momentu każdy nasz wybór będzie miał znaczenie w kontekście zakończenia historii. Nasze zadanie to jak się bardzo szybko okaże nie tylko znalezienie pomocy, ale w głównej mierze przeżycie.
W tym miejscu należy zaznaczyć, iż pozytywny finał w tym konkretnym przypadku niezwykle trudno jest osiągnąć. „Dom pełen zła” to bardziej rougelike niż łatwa i przyjemna przygodówka. Po drodze dzieje się dużo, a w większości przypadków dzieje się tak, że o utratę życia jest niezwykle łatwo. Posiadłość, którą eksplorujemy jest dosyć obszerna, z solidną ilością korytarzy i pomieszczeń. Niektóre z nich kryją ciekawe znaleziska, niektóre okażą się być śmiertelną pułapką. W tytułowym domu nie będziemy też sami, a spotykane postaci nie zawsze będą miały dobre intencje. Wchodząc z nimi w interakcje zaczniemy też powoli odkrywać, co tak naprawdę się tam dzieje. Nie chcę absolutnie niczego zdradzać, ale jak sugeruje grafika na okładce, będą to zdecydowanie niezbyt miłe doświadczenia.
„Dom pełen zła” oceniam bardzo pozytywnie. Nie jest z pewnością literatura wysokich lotów, ale też raczej do takiej nie aspiruje. To po prostu solidna pozycja dla wszystkich lubiących brać los w swoje ręce, a przy okazji czuć dreszczyk strachu. Co ciekawe, pomimo zdecydowanie sugestywnej wizualizacji na stronie tytułowej, „Dom pełen zła”, przy wprowadzeniu drobnych korekt językowych sprawdzi się także w gronie osób 12+. Działa również bardzo dobrze nie tylko jako rozrywka jednoosobowa. Miałem okazję poprowadzić historię w której ja byłem lektorem, a znajomi podejmowali decyzje. Zabawa była kapitalna.
Góra kryjąca nieprzebrane skarby, niepokonany mag i niczego nieświadomy śmiałek…
Drugi tytuł, czyli „Czarnoksiężnik z Ognistej Góry” to pozycja dedykowana przede wszystkim fanom gatunku fantasy. W tej historii wcielamy się w postać bohatera, który wyrusza w niebezpieczną wyprawę mającą jeden cel: splądrowanie legendarnej Ognistej Góry i pokonanie władającego nią maga. Wszystko po to, aby sowicie obłowić się ukrytymi tam precjozami.
Fabularnie „Czarnoksiężnik z ognistej góry” nie jest tytułem, który zaskoczy wymagających czytelników. Historia jest raczej kliszą schematów wykorzystywanych wielokrotnie w podobnych wydawnictwach. Nasz bohater spotyka więc po drodze gromady krasnoludów, goblinów, a nawet zombie. Mierzy się z pułapkami ukrytymi w zagmatwanych korytarzach; znajduje także mikstury i przeróżne bronie mogące wejść w skład posiadanego ekwipunku. Oraz przemierza całkiem spore dystanse, co według mnie akurat w tym tytule nie działa aż tak dobrze. Głównie przez fakt pojawiającej się w pewnym momencie monotonii wynikającej z powtarzalności wyborów: iść prosto, w prawo, a może w lewo? Tylko po to, aby za chwilę stawać przed podobnymi dylematami.
Co jakiś czas przyjdzie nam też oczywiście stoczyć walkę z mało przyjaźnie nastawionymi kreaturami. Z perspektywy kilkunastu prób ukończenia „Czarnoksiężnika…” stwierdzam jednak, że przygotowane przez autorów potyczki są zdecydowanie zbyt mało wymagające. W przeciwieństwie do „Domu Pełnego Zła”, w którym bardzo często ginąłem z rąk przeciwników, tutaj podobna sytuacja nie przytrafiła mi się ani razu. W tej historii największym wyzwaniem jest nie zgubienie się w gmatwaninie korytarzy i unikanie śmiercionośnych pułapek.
„Czarnoksiężnik z Ognistej Góry” jest historią, która sprawdzi się nie tylko w wersji jednoosobowej i nie tylko wśród osób pełnoletnich. Tutaj również miałem okazję poprowadzić rozgrywkę dla grupy, także młodszych nastolatków i ciężko było zakończyć zabawę. Rysowanie mapy korytarzy, wspólne podejmowanie decyzji, zastanawianie się nad pokonywaniem pułapek – wszystko to szczelnie i intensywnie wypełniło kilka godzin spędzonych pod gołym rozgwieżdżonym niebem nad brzegiem jeziora.
Książki paragrafowe Fighting Fantasy – a więc tak, czy nie?
Oba tytułu oferują solidną porcję dosyć ciekawych doznań z pogranicza fantazji literackiej i gier RPG. Jeden z pewnością ma szansę zaspokoić ciekawość fanów mrocznych klimatów, a drugi znajdzie pozytywny odbiór u czytelników lubiących stare, dobre fantasy. Forma ich dostarczenia jednak nie koniecznie zadowoli wszystkich czytelników. Zwłaszcza Ci mniej cierpliwi będą odczuwali delikatny dyskomfort. Głównie z uwagi na konieczność ciągłego wertowania kartek, wielokrotnego skakania w przód i w tył, w podążaniu za kolejnymi, wytyczanymi przez nasze decyzje paragrafami. Oraz czasami rzeczywiście mocno detalicznymi decyzjami.
Nie oznacza to jednak, że przy gatunku Fighting Fantasy nie doświadczymy emocji. Tak jak już wcześniej wspomniałem, strony oby książek napakowane są informacjami, wydarzeniami, postaciami i niejednokrotnie szybko zmieniającymi się wątkami. Trzeba więc przygotować się na kilka godzin uważnej lektury, nie zapominając o konieczności notowania i rysowania. Można oczywiście pozwolić sobie na fantazję w tym zakresie i pójść na żywioł, jednak nie oczekiwałbym wtedy pozytywów w kontekście pomyślnego zakończenia historii.
Warto też zwrócić uwagę na to, iż temu kto zdecyduje się na paragrafową fabułę przyjdzie wielokrotnie powtarzać tworzoną przez siebie przygodę. A to dlatego, że obie książki mają zaszytą tylko jedną drogę prowadzącą do szczęśliwego finału. Trochę więc czasu zajmie znalezienie tzw. „złotego środka”. Po pierwszych kilku takich nowych otwarciach, napędzanych efektem świeżości napotykanych wydarzeń, w końcu jednak pojawić się może wrażenie powtarzalności. I wtedy zwłaszcza każdorazowe rozpoczęcie może nużyć.
Zdecydowanie jednak propozycje oferowane przez wydawnictwo FoxGames warto mieć w swojej kolekcji. To doskonała alternatywna dla tradycyjnych książek oraz rozrywki elektronicznej. Sprawdza się zarówno w wersji jedno jak i wieloosobowej. Także grupa docelowa pod względem wieku jest dosyć szeroka. No i oczywiście możliwość kierowania swoim własnym losem daje możliwość wygenerowania zupełnie niepowtarzalnych doświadczeń. Jednym słowem – nie czekajcie, zostańcie bohaterami swoich własnych przygód! Gorąco polecam i czekam na kolejne tytuły.