Ci co mnie znają wiedzą, że tzw. „rogaliki” wśród gier nie są absolutnie moją bajką. Mam co prawda na koncie kilka podejść do takich tytułów jak np. FTL, Dead Cells, Dark Souls czy Darkest Dungeon (którą akurat darzę wielką sympatią) ale z wyjątkiem tej ostatniej, nie wspominam owych doświadczeń pozytywnie. To nie jest rozrywka na moje nerwy.
Raz na jakiś czas zdarza się jednak gra (tak jak np. wspomniana Darkest Dungeon), która sprawia, że nie tracę do końca nadzieji na odnalezienie swojego miejsca w świecie roguelike. Najnowszym moim takim odkryciem jest The Last Spell.
I choć zdanie o moim nietraceniu nadziei należy traktować z przymrużeniem oka, to muszę przyznać, że grube godziny (w 2 tygodnie od uruchomienia mam już sporo ponad 50h) spędzone w świecie wykreowanym przez studio Ishtar Games zaoferowały mi masę zaskakująco pozytywnych wrażeń. Mogę bez kozery napisać, że na ten moment The Last Spell urasta na mocnego pretendenta do mojej topki 2023 roku.
Mordercza mgła, potężne zaklęcie i brutalny dzień świstaka
Fabuła w The Last Spell jest raczej mało skomplikowana, co nie oznacza, że brak jej głębi. Choć akurat w tym tytule historia nie jest pierwszoplanowa. Wystarczy wiedzieć, że celem graczy jest obrona osad pewnej krainy przed atakującymi je hordami przeróżnych, niestworzonych plugastw i innych potworów.
W sercu każdej osady znajduje się magiczne miejsce, w którym czarownicy w pocie czoła pracują nad opracowaniem tytułowego Ostatniego Zaklęcia. Zaklęcia, które ma raz na zawsze rozwiązać problem krwiożerczych istot czających się w otaczającej osady tajemnicznej mgle. Atakują one tylko w nocy, więc w ciągu dnia robimy wszystko, aby przygotować się do odpierania nadciągających wrogich fal.
Naszym orężem w mocno nie równej walce (jak to w „rogalikach” bywa) jest grupa śmiałków, którymi kierujemy zarówno nocą na polu walki jak i w ciągu dnia wyposażając ich w coraz to lepsze uzbrojenie i rozwijając ich umiejętności.
Wszystko po to, aby bohatersko ginąć, wkurzać się z tego powodu, zaczynać całą zabawę jeszcze raz, ponownie ginąć i jeszcze bardziej się irytować. Tylko po to, aby podjąć kolejne próby licząc na upragnioną wygraną. Która jak już przyjdzie, to działa jak zastrzyk najczystszej dopaminy. Syndrom kolejnej tury działa w The Last Spell z mocą jakiej już dawno nie doświadczyłem.
Dla każdego coś dobrego
Tym co sprawia, że The Last Spell ma potencjał aby zyskać przychylność większości graczy jest niezwykle umiejętny sposób w jaki współgra tutaj kilka aspektów.
Pierwszym co dosłownie rzuca się w oczy i uszy jest kapitalna oprawa audiowizualna. Pixelowy anturaż świata wykreowanego przez Ishtar Games w połączeniu z potężnymi, orkiestralnymi, zadziornymi brzmieniami wyczarowanymi przez artystę o pseudonimie The Algorithm tworzą klimat wprost niepodrabialny. Anihilacja kolejnych hord przeciwników w takiej atmosferze to diabelna wręcz przyjemność. Jeżeli mimo wszystko nie skusicie się na The Last Spell, to musicie chociaż poznać jej stronę muzyczną. Nie pożałujecie!
Bardzo angażująco wypada też pomysł połączenia elementów tower defence i city building. Jak już wspomniałem w grze występuje podział na fazę dnia i nocy. Od tej pierwszej w dużej mierze zależy nasze „być, lub nie być”, gdyż pozwala przygotować się do nadciągających pod osłoną nocy przeciwników. I to właśnie za dnia możemy rozbudowywać bronione osady stawiając konstrukcje m.in. generujące surowce, wytwarzające uzbrojenie, uzdrawiające bohaterów czy służące do unicestwiania wrogów.
Kiedy zaś zapadnie zmrok przychodzi czas na przetestowanie naszego strategicznego zmysłu w walce z nacierającymi falami zwyrodnialców. Muszę przyznać, że szykując się na kolejne ataki niejednokrotnie czułem się jakbym przygotowywał się do partii szachów z bardzo wymagającym przeciwnikiem.
Wisienką na torcie według mnie jest natomiast w The Last Spell mechanika rozwijania prowadzonej grupy bohaterów. Na starcie każdej rozgrywki otrzymujemy losowe postaci, które możemy doskonalić zarówno pod kątem umiejętności jak i posiadanego uzbrojenia. W oby tych sferach opcji jest coniemiara.
Twórcy wykonali kawał świetnej roboty co przekłada się na potężną satysfakcję z eksplorowania coraz to nowych sposobów na stworzenie ekipy zdolnej poradzić sobie z najcięższymi bossami. A jest przed czym się zbroić ponieważ i tutaj deweloperzy studia Ishtar Games wykazali się kapitalną kreatywnością. W The Last Spell nigdy nie ma czasu na nudę!
The Last Spell – gra, którą trzeba mieć!
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Otóż pomimo tego, że The Last Spell nie należy do gier najłatwiejszych, to jednocześnie umiejętnie potrafi w swój świat wprowadzać nawet najbardziej niedzielnych graczy. Promuje i zachęca do uczenia się krok po kroku, na własnych błędach i szukania swojego pomysłu na wygraną.
A jeżeli i to jest ponad nasze siły, to możemy skorzystać z ułatwień, tzw. „omenów” na starcie prezentujących nam różne premie. Są wśród nich m.in większa startowa ilość zdrowia bohaterów, mniej liczebne hordy wrogów, lepsze umiejętności postaci i wiele, wiele innych, które stopniowy odblokowujemy rozgrywając kolejne partie.
The Last Spell jest dla mnie jednym z bardziej pozytywnych zaskoczeń nie tylko ostatnich 6 miesięcy, ale także biorąc pod uwagę miniony rok. Ciężko mi znaleźć jakiś znaczący minus, a nawet jeżeli się taki pojawia (jak np. nie do końca idealny interfejs), to momentalnie przestaje mieć znaczenie.
W The Last Spell bardzo trudno jest przestać grać. Oby więcej takich tytułów!