Fani platformówek ostatnio mają w czym wybierać, bo akurat gry z tego gatunku pojawiają się jak grzyby po deszczu. Twórcy prześcigają się w coraz to ciekawszych pomysłach na rozgrywkę, aby tylko urozmaicić i czymś zaskoczyć graczy. Nie inaczej jest w Nikoderiko: The Magical World, która to platformówka czerpie wiele inspiracji od klasycznych tytułów, ma swoje świetne akcenty, ale i potrafi niezwykle umiejętnie połączyć wszystko tak, aby nuda odeszła w zapomnienie. Dla mnie jest to chyba najbardziej pozytywne zaskoczenie tego roku i zwyczajnie lubię, kiedy czekając na wysokobudżetowe produkcje raz na czas trafiają się takie rarytasy. Pora w szczegółach dowiedzieć się czym urzekł mnie ten magiczny i kolorowy świat.
Oszukani poszukiwacze skarbów
Bohater Niko i jego towarzyszka Luna podróżują z mapą w celu odnalezienia starożytnej relikwii na magicznej wyspie. Kiedy natrafiają na znalezisko na miejscu zjawia się złowieszczy Grimbald ze swoją ekipą i zabiera skarb. Antagonista ma złe zamiary związane z mocą artefaktu, mając w planach zakłócenie spokoju i porządku wśród mieszkańców. Chcąc uratować wyspę i jej plemiona, duet bohaterów musi przemierzyć siedem unikalnych światów z pomocą swoich zwierzęcych przyjaciół i pokonać wrogą armię.
Choć fabuła często nie jest ważnym aspektem platformerów to w Nikoderiko jest ona wyjątkowo nieciekawa. Brak polskiej wersji językowej to oczywiście minus, ale na szczęście opowieść głównie skupia się na rozmowie z napotkanymi mieszkańcami, a kwintesencją zabawy jest wciągająca i wymagająca rozgrywka. Gra ma dość niski próg wejścia i staje się coraz trudniejsza wraz z kolejnymi etapami. Twórcy są fanami klasycznych platformówek i czerpiąc z nich wiele pomysłów dodawali swoje rozwiązania, ciesząc się przy tym z dobroci nowoczesnej technologii. Znajdziesz tu znajome patenty z takich serii jak Crash Bandicoot, Rayman czy Super Mario zmiksowane z pomysłami miłośników tego typu gier. Całość robi konkretne wrażenie (grałem na Nintendo Switch) i nie pozwala łatwo oderwać się od zabawy.
Im dalej w las, tym trudniej
Podróżując po poziomach 2,5D często natrafisz nie tylko na wrogą armię, ale też na wiele wymagających zręczności etapów. Ruchome platformy, latające przeszkody, ukryte pułapki, wspinaczkowe chwile, leśne huśtawki, śliskie powierzchnie, lejąca się lawa czy pozornie niedostępne miejsca często przyprawiają o zawrót głowy. Możesz też liczyć na zmiany ujęcia kamery (przód i tył) znane z Crasha Bandicoota i zręcznościowe ucieczki przed większymi przeciwnikami. Do tego wszystkiego dodaj jeszcze zjazd wagonikami w czeluściach kopalni, ucieczkę przed rybami w podwodnych misjach, etapy skute lodem, wulkaniczne doznania czy spotkanie z zieloną fauną dżungli. Światy znacząco różnią się od siebie i każdy z nich ma swoje przeciwności do zaoferowania.
Przygody Niko i Luny to prawdziwy raj dla kolekcjonerów, poszukiwaczy ukrytych leveli i miłośników odkrywania sekretnych komnat. Serio, tutaj takich akcji jest co niemiara, a niektóre z nich są tak schowane, że znajdą je tylko najbardziej wytrwali gracze. Znalezienie klucza czy pokonanie wszystkich wrogów na czas to najbardziej wymagające i irytujące zadania. Bohaterowie podczas swojej wędrówki walczą z wrogami pokonując ich ślizgiem czy atakując z powietrza, ale niektóre większe jednostki wymagają pomocy zaprzyjaźnionych zwierzątek. Ujeżdżając je można cieszyć się z ich dodatkowych umiejętności i trochę ułatwić rozgrywkę. Różowa żaba strzela i wysoko skacze, zielony dinozaur pożera oponentów i pluje nimi jak pociskami, a w późniejszych etapach można nawet latać na… zresztą sam zobaczysz.
Trudność jak już wspominałem wzrasta wraz z kolejnymi etapami i czasami rozlokowanie punktów zapisu mogło być bardziej przystępne. Powtórka tych samych fragmentów po kilka razy (a nawet więcej) z pewnością dobitnie sprawdzi Twoją cierpliwość i odporność na niepowodzenia w ilości hurtowej. Sam Niko głośno zaznacza, że tyle razy już był przy tym checkpoincie, więc może ma deja vu lub kupi tu dom? Świetnym dodatkiem są lokalne kooperacyjne doznania i możliwość przemierzania etapów z Luną u boku. Mając drugiego pada można z kolegą czy koleżanką wspólnie walczyć z armią Grimbalda i cieszyć się z zespołowej zabawy.
Fantastiko Nikoderiko
Graficznie tytuł prezentuje się wyśmienicie i choć czasami w oczy rzucają się kanciaste kontury to ogólnie jest to prawdziwa graficzna, pełna kolorów uczta. Poza tym na przenośnym Switchu platformówka zachwyca płynnością i jedynym mankamentem były długie czasy wczytywania się nowych etapów. Całe szczęście levele po kolejnych zgonach są dostępne momentalnie i dzięki temu nie traci się dużo czasu. Z kolei muzyka stworzona przez znanego kompozytora Davida Wise’a, słynącego z soundtracków do legendarnych platformówek to kolejny mocny punkt gry. Niezwykle przyjemnie było przemierzać te wszystkie światy ciesząc uszy kolejnymi utworami doświadczonego twórcy, które nie nudziły nawet po kilkukrotnych niepowodzeniach.
Po każdym świecie czeka Cię spotkanie z bossem i muszę przyznać, że podobały mi się te (w większości) wymagające starcia. Nieustępliwy smok ziejący ogniem, sfrustrowany kucharz czy małpy sterujące mechem dały mi w kość, ale nie były to denerwujące, lecz w pełni satysfakcjonujące doznania. Niestety grając przed premierą w Nikoderiko natrafiłem na wiele mniejszych błędów technicznych i jeden z górnej półki. Zacinające się filmiki, problemy z detekcją kolizji czy kłopoty z przywołaniem zwierząt to niewielka niedogodność w porównaniu z błędem uniemożliwiającym dalszą rozgrywkę, kiedy to podmuch wiatru nie unosił bohatera w górę. Wszystkie te usterki z pewnością zostaną naprawione w patchu po premierze, jednak do tej pory nie doczekałem się na aktualizację gry.
Z pewnością poznanie magicznego świata Nikoderiko to nie będą źle wydane pieniądze, a wręcz przeciwnie dobrze spożytkowany czas. Rozgrywka nie ma ograniczeń wiekowych i wielu rodziców razem ze swoimi pociechami miło spędzi kilka godzin ciesząc się ze wspólnej kooperacji. Często zmieniająca się różnorodna rozgrywka, kolorowe krainy, wymagające poziomy i masa sekretów do odkrycia sprawiają, że wcześniej wyznaczona godzina na grę dziwnym trafem wydłuża się jak z gumy. Dla mnie to miłe pozytywne zaskoczenie i z radością wrócę do śrubowania wyników.