Zamiast grać w Assassin’s Creed Shadows, bawię się w fotografa

assassin's creed shadows

To oczywiście nie jest do końca prawda, bo mam już na liczniku ok. 30 godzin, ale dość często włączam Photo Mode i o wiele częściej niż w poprzednich odsłonach bawię się w fotografa.

Wzmożona intensywność fotograficznych zapędów nie jest przypadkowa, bo choć Shadows ma kilka aspektów, do których można się doczepić, to akurat wspaniały, żyjący otwarty świat jest wizytówką tej części. Studio Ubisoft i jego oddziały to prawdziwi weterani tworzenia ogromnych i pięknych wirtualnych map i nie inaczej jest tym razem. Poprzeczka choć od dawna wysoko postawiona przez zdolnych twórców, została umieszczona jeszcze o dwa miejsca wyżej.

Zachwycające świątynie, niezliczone kapliczki, wielkie wodospady, maleńkie strumyki, pola uprawne, gęste lasy czy malownicze jeziora to tylko mała część tego, co ma do zaoferowania japoński świat połączony z możliwościami konsoli PlayStation 5. Zmienne warunki pogodowe, pory roku i „żyjąca” flora z licznymi gatunkami fauny w tej grze prezentują się po prostu rewelacyjnie, tym samym dodając autentyczności całej przygodzie. Dla mnie jest to jedna z pierwszych gier w wyjątkowo dobitny sposób prezentująca możliwości graficzne obecnej generacji konsol.

Podczas wędrówki zauważyłem o wiele więcej zachęcających miejsc, zapierających dech w piersi krajobrazów, zjawiskowych zachodów słońca czy malowniczych ujęć w porównaniu z poprzednimi odsłonami serii. Jasne, że w Valhalli czy Origins było na czym oko zawiesić, jednak to właśnie zakątki Kraju Kwitnącej Wiśni w wielu momentach nie pozwalały przejść obojętnie obok świetnie zapowiadających się kadrów.

Stojąc po kostki w wodzie przed wielkim wodospadem pierwszą moją myślą było jak zrobić intrygującą fotkę, a dopiero potem zastanawiałem się jak wejść na górę. Po zakończeniu misji na szczycie góry w czasie fascynującego zachodu słońca nie potrafiłem oprzeć się kolejnej fotce do kolekcji, a mijając gęsto zalesione pagórki „pomalowane” jesienną paletą barw nie dało się nie utrwalić tego widoku. Nawet przemierzając w nocy bardziej mroczne zakątki mapy, cieszyłem się z „ustrzelonego” kadru porównując ciemniejszą stronę gry z nadchodzącym tytułem Assassin’s Creed Hexe.

Znałem światy Ubisoftu z tej serii jednak nie przewidywałem, że japońskie klimaty będą tak autentyczne i namacalne. To z pewnością wielka zasługa mocy PS5, jednak na tę chwilę mam odkryte może 50 procent mapy i staram się nie myśleć co jeszcze zachwyci mnie w drodze do napisów końcowych. Jedno jest pewne – z Shadows spędzę kolejne długie godziny i mocno wierzę, że w tej podróży wirtualny aparat zostanie użyty jeszcze nie raz.

Choć Marcin od dziecka wychowany był na prymitywnych wirtualnych światach, zauroczony jest nimi do dziś. Gry wideo nosi w sercu i od wielu lat przelewa myśli z nimi związane na papier. Recenzjami stara się zaintrygować odbiorcę, w publicystyce zarażać zaś swoją pasją. Poszukiwacz pozytywnych stron życia, ceniący doświadczenie i nieprzychylnie nastawiony do szeroko pojętej głupoty. Tata i Ustatkowany gracz.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*