Cywilizacja 7 – recenzja

Cywilizacji raczej nikomu nie trzeba za bardzo przedstawiać. Pierwsza odsłona serii trafiła do graczy w 1991 roku i od tego czasu rządzi i dzieli w świecie gier strategicznych. Na najnowszą część przyszło nam natomiast czekać niemalże 10 lat, co z automatu przełożyło się na ogromne oczekiwania fanów gatunku.

Ja najwięcej czasu spędziłem przy 6-tce. I choć nie mogę nazwać się wielkim entuzjastą dzieła studia Firaxis Games (jakoś nigdy nie czułem, że „potrafię w Cywilizację”), to z wielką ciekawością uruchomiłem tegoroczną edycję.

Zmiany, zmiany, zmiany

Mając na liczniku już ponad 40h z nowym dziełem studia Firaxis mogę spokojnie stwierdzić, że twórcy raczej śmiało podeszli do tematu. Zagorzali entuzjaści cywilizacyjnych potyczek z pewnością w niektórych sferach swojej ulubionej gry będą przecierali oczy ze zdumienia.

Jednocześnie muszę zaznaczyć, że moja opinia z kwietnia, może nie odzwierciedlać stanu gry np. z maja czy czerwca. A to dlatego, że Friaxis cały czas pracuje nad kolejnymi patchami, łatając to co okazało się „strzałem w stopę” w premierowej wersji Cywilizacji.

Myślę jednak, że nawet grono wyjadaczy, jeżeli nowej Cywilizacji da szansę (oraz będzie miało na uwadze zbilżające się łatki), dostrzeże w niej dobre aspekty. To prawda, że w aktualnym stanie furory raczej ona nie robi (wystarczy rzucić okiem na oceny na Steam i średnią, dobową ilość graczy), natomiast nie można powiedzieć, że jest to gra totalnie zła.

Wydaje mi się, że ogólnie rzecz biorąc „siódemka” doświadczyła w dużej mierze uproszczenia i odświeżenia niż rozbudowania. Przez co można odnieść wrażenie iż jest to ukłon w kierunku nowych gracz, niż weteranów serii. Sam mam odczucie, że we wszystkich dotychczasowych rozgrywkach najnowszej części bardziej niż kiedykolwiek gra prowadziła mnie za rękę.

Są jednak elementy takie jak np. mechanika epok i spuścizn, nowe jednostki (m.in. dowódcy), system zarządzania miastami, które zdecydowanie warte są poznania. Niestety jednak też jest wiele elementów, które potrafią zabrać radość z rozgrywki – mocno niedopracowany UI, problemy z balansem pomiędzy epokami, dyplomacja sprowadzona do poziomu „przedszkola”, bezużyteczna civilopedia itd.

Spiesz się… czas ucieka!

Muszę przyznać natomiast, że bardzo mocno zaskoczył mnie ograniczony czas rozgrywki. I to zaskoczył zdecydowanie pozytywnie.

Czy tego chcemy czy nie, musimy „wyrobić się” w trzech epokach, które dodatkowo mają w pewnym sensie predefiniowaną długość trwania (średnio +/- 150 tur). Nie ma już ciągnących się w nieskończoność partii. Można przyjąć, że średni czas jednego, pełnego podejścia (czyli rozegrania trzech epok) za każdym razem zajmie nam około 10-12 h.

Ten tykający zegar dla każdej epoki startuje z poziomu 0% i wraz z postępującą rozgrywką nieuchronnie zbliża się do 100%. Bardzo przyjemnie potęgując w ten sposób napięcie oraz zachęcając do przemyślanych posunięć.

Dodatkowo, w momencie przekroczenia granicy 70%, 80%, a następnie 90% gra „odpala” tzw. kryzysowe wydarzenia, dotykające wszystkich uczestników partii. Ciekawy to patent, nie tylko co oczywiste utrudniający rozgrywkę, ale też motywujący do stałego utrzymywania skupienia, szczególnie wtedy, kiedy wydaje nam się, że wygraną w danej epoce mamy w kieszeni.

Jeden władca, kilka cywilizacji

Jedną z najbardziej zauważalnych zmian w Civ7 jest podejście do wyboru władcy oraz rządzonej przez niego cywilizacji. Tym razem twórcy odeszli od utartego schematu bezpośredniego powiązania prowadzonej postaci z przypisaną do niej konkretną nacją. W „siódemce” w tym zakresie mamy o wiele większą dowolność.

Nie ma najmniejszego problemu w tym, aby rozpocząć epokę Antyku Napoleonem władającym Grecją, w okresie Eksploracji objąć stery cywilizacji Amerykańskiej, a zakończyć rozgrywkę (w epoce Nowożytnej) kierując nacją Missisipijczyków. Niektórzy powiedzą, że takie potraktowanie tematu ociera się niemalże o obrazę cywilizacyjnego majestatu. I mnie również w pierwszych partiach raczej ta różnorodność doskwierała. Jednak z upływem czasu przestałem pomysł mocno negować. Nadal natomiast nie do końca według mnie wystarczająco dobrze odzwierciedlone są np. różnice w rozgrywce wynikające z takich, a nie innych wybranych konfiguracji.

Mam na koncie partie Oktawianem Augustem, Fryderykiem Taktykiem, Napoleonem Rewolucjonistą oraz Techumeshem (Indianinem), rozgrywane z przeróżnymi cywilizacjami (m.in. Amerykańską, Francuską, Rzymską) i nie mogę powiedzieć, aby wspomniane rozgrywki jakoś znacząco się od siebie różniły. Natomiast nie ma co ukrywać, że dzięki temu zabiegowi zwiększyła się regrywalność tytułu. Kończąc jedną kompletną partię ciągle mam chęć spróbować ponownie, z innym układem sił.

Miasta i miasteczka… jest co robić!

Cywilizacja numer 7, to też inny model zarządzania tworzonymi miastami. Chcąc być jeszcze bardziej precyzyjnym, muszę dodać, że nie tylko miastami, ale tez miasteczkami.

Należy zacząć od tego, że chcąc rozwijać swoje włości tym razem już nie będziemy potrzebować budowniczych. W najnowszej odsłonie tej jednostki nie ma. Kiedy miasto/miasteczko osiągnie kolejny poziom mieszkańców po prostu aktywujemy wybrany heks. W przypadku miasteczka wykorzystujemy wtedy złoto. I jednocześnie pozyskujemy w nasze władanie znajdujące się na nim dobra. Wszystko jest teraz prostsze i szybsze, co w mojej opinii zdecydowanie działa na plus tytułu.

W Civ 7 mamy też odmienne podejście do alokacji mieszkańców właśnie. Ich przypisywanie odbywa się dopiero po odkryciu odpowiedniej technologii. Potem też nie jest łatwiej, bo trzeba trochę pokombinować, żeby przypisać mieszkańca do konkretnego pola (innego nić podpowiada gra). Nie chcąc wchodzić w szczegóły nadmienię tylko, iż liczę na powrót rozwiązania znanego z poprzednich odsłon.

Największą różnicą między miastami i miasteczkami natomiast jest to, iż miasteczka mogą posiadać swoje specyficzne specjalizacje. W momencie kiedy osiągną one ilość 7 mieszkańców, możemy wybrać jedną z kilku opcji: skupić się tylko na produkowaniu żywności, a może na maksymalizacji produkcji, czy też skierować uwagę tylko na kwestie wojskowe. Ciekawy to koncept, daje dużo nowych możliwości w trakcie rozgrywki i myślę, że Firaxis dobrze zrobiło idąc w tym kierunku.

Cywilizacja na dorobku

Najnowsze dziecko Firaxis nie jest dziełem skończonym. Przed deweloperami jeszcze długa droga, zanim będzie można stwierdzić, że siódma część jest kontynuacją godną swoich poprzedniczek.

Dziwi mnie fakt, że na premierę najnowszej odsłony w grze pojawiło się aż tak dużo „niedoróbek”. Że przytoczę np. brak opcji „quick move” czy kolejkowania drzewek badań. Dlaczego twórcy zdecydowali się nie uwzględniać dobrze funkcjonujących rozwiązań z poprzednich odsłon? Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie oznacza to jednak, że w Cywilizację numer 7 nie da się grać. Byłaby to gruba przesada.

Jeżeli nie jesteście zagorzałymi wyznawcami cywilizacyjnej ideologii, i potraficie czerpać radość z gier strategicznych, to myślę, że z tegoroczną edycją flagowego tytułu Firaxis będzie Wam po drodze. W sytuacji w której jednak spuściznę Sida Meiersa macie niemalże we krwi, kontakt z aktualną wersją (nawet po ostatnich łatkach) może być obarczony dużym ryzykiem odrzucenia. Pozytywnym aspektem w tej całej sytuacji jest intensywna praca studia nad ostatecznym „dowiezieniem” Cywilizacji na którą wszyscy czekali… ale czy starczy nam wszystkim cierpliwości aby tej chwili doczekać? Czas pokaże. Ja mimo wszystko bawię się z Cywilizacją Anno Domini 2025 całkiem dobrze. Czego i Wam życzę 😉

Plusy

  • grafika i audio na bardzo wysokim poziomie
  • możliwość w miarę dowolnego mieszania władców i cywilizacji
  • ograniczony czas rozgrywki
  • bardzo wysoka jakość grafiki i audio
  • podział rozgrywki na epoki
  • twórcy "łatający" grę na potęgę

Minusy

  • totalnie nieżyciowy user interface
  • nieprzydatna civilopadia
  • maksymalnie uproszczona rozgrywka
  • okazjonalne błędy - np. brak pojawiających się kryzysów w ostatniej epoce
  • powtarzalność rozgrywki
4

Dobry