Komiks Death or Glory jest jak „Szybcy i Wściekli” na sterydach. Jak Bane po przedawkowaniu Venomu. Wreszcie, jak „Motorbreath” Metalliki na maksymalnie podkręconym potencjometrze. Projekt Ricka Remendera i Owena Bengala oferuje tylko kilkukadrowe przerwy na złapanie oddechu. Cała reszta to ostra jazda bez trzymanki.
Glory ma plan. Idealny plan na uratowanie umierającego ojca. Wystarczy przebić się przez granicę Meksyku. Tam czeka lekarz, który podejmie się przeszczepu wątroby. Problem w tym, że realizacja genialnego w swojej prostocie planu wywołała nie tyle niezadowolenie, co totalne wkurwienie niewłaściwych ludzi.
Komiks Death or Glory to akcja w najlepszym wydaniu
I tego się trzymajmy, ponieważ filozoficzno-melancholijne rozkminy Glory niepotrzebnie hamują przyjemnie zawrotne tempo opowieści. Co gorsze, przejmująca się śmiercią każdego z towarzyszy (a ci umierają co chwilę, przyp. red) dziewczyna dość szybko przechodzi nad nimi do porządku dziennego, właściwie każdorazowo traktując je jako niezbędną do uratowania Reda ofiarę.
O ile podejście „cel uświęca środki” jestem w stanie łyknąć u socjopatycznych wrogów bohaterki, tak u Glory wypada to po prostu sztucznie. Opłakiwanie najbliższych przyjaciół nazywanych rodziną najczęściej nie trwa dłużej niż dwa kadry. Oczywiście można to zrzucić na niezwykle szybki bieg wydarzeń, ale zapadło mi to na tyle mocno w pamięci, że jednak miało wpływ na ostateczny odbiór.
Gdy uda się skupić na „mięsie”, czyli akcji, okazuje się, że komiks Death or Glory to absolutne mistrzostwo świata w swoim gatunku. Nie dość, że właściwie każda akcja kończy się widowiskowym rozpieprzeniem wszystkiego w promieniu kilku kilometrów, to jeszcze wszystko polane jest sosem w postaci czarnego humoru.
Na gromkie brawa zasługują też pojawiające się na kartach komiksu postacie. Przynajmniej kilka z nich śmiało mogłoby dostać nie tylko więcej stron, ale nawet cały rozdział i bez wątpienia nie byłoby nudno.
Komiks Death or Glory to Piękna Bestia
Owen Bengal zilustrował pokręcone pomysły Remendera w sposób idealny. Drugi tom to konkretna młócka. Sceny akcji zostały tak zaprojektowane, że dosłownie czuć wiatr we włosach i pył w ustach. Ścigana przez kilkusettonowy dźwig Glory zapierdala bez oglądania się za siebie, wyciskając z każdego mechanicznego konia pod maską ostatnie krople oleju.
Artysta pokusił się o kilka dwustronicowych kadrów. Gdy Bengal się na nie decyduje, te zwyczajnie zachwycają. Skoro jest wartka akcja, jest też krew. Dużo krwi. Rymowankę „noga, ręką, mózg na ścianie i nic z ciebie nie zostanie” mruczałem pod nosem przynajmniej kilkukrotnie.
Bóg jest taki, jakim go sobie wymyślimy
Słowa głównej bohaterki w pewnym stopniu opisują komiks Death or Glory. Bo to, jak bardzo będzie zajebisty (a jego zajebistość wątpliwości nie podlega), zależy w dużej mierze od tego, czego oczekujesz. Jeśli dobrze opowiedzianej historii z ciekawymi wątkami pobocznymi – raczej się zawiedziesz. Jeśli jednak masz ochotę na nie zalecaną przez farmaceutów dawkę adrenaliny – będziesz w wysokooktanowym niebie.