Chyba jestem ignorantem. Przeczytałem (choć słowo „zmęczyłem” znacznie lepiej oddaje moją kondycję psychiczną po zakończonej lekturze) komiks Weź się w garść i muszę przyznać, że nie do końca, żeby nie powiedzieć, że w ogóle, rozumiem jego fenomen. Cytowane na okładce wypowiedzi krytyków sugerują coś przełomowego, odkrywczego. Tymczasem, według mnie, jest to absolutnie średnich lotów opowieść, momentami zupełnie o niczym. Ale po kolei…
Komiks Weź się w garść dotyka trudnych tematów
I chyba to jest największą zaletą publikacji Wydawnictwa Komiksowego, którego nakładem ukazał się komiks Weź się w garść. Autorka – Anna Krztoń – dotyka w nim problemów, z którymi spotyka się wchodząca w dorosłość młodzież. Rozwód rodziców, brak akceptacji ze strony otoczenia, identyfikacja własnych preferencji seksualnych, złamane serca, czy wreszcie depresja będąca wynikiem trudności w poradzeniu sobie z przytłaczającą prozą życia.
Z tym wszystkim muszą sobie radzić trzy przyjaciółki. Początkowa, korespondencyjna znajomość, przeradza się w bardzo silny związek emocjonalny. Dziewczyny wspólnie przeżywają lepsze i gorsze etapy w swoich życiach, przy czym tych drugich jest znacznie więcej. Największym problemem jest brak jasnego przekazu ze strony autorki. Tak naprawdę nie do końca wiem, co chciała swoim komiksem powiedzieć. Z jednej strony, mamy autobiograficzną, momentami bardzo przejmującą i pełną sprzeciwu opowieść. Z drugiej natomiast, cała masę miałkich, zupełnie nic nie wnoszących do opowieści kadrów, a nawet całych plansz. Być może miało to podkreślić naturalność i pokazać „zwykłość” życia nastolatek, a potem studentek. Szkoda tylko, że momentami narracja jest tak szarpana, że trudno się w niej połapać.
W pamięć najbardziej zapadła mi walka o przyjaźń. Krztoń w piękny sposób pokazała, że warto się o przyjaźń starać, a gdy trzeba, nawet bić. Wiele fragmentów pokazuje prawdziwość życia. O tym, że czasami nie tyle zapominamy o znajomych, co mamy wewnętrzny brak chęci do napisania do nich. O tym, że jesteśmy tylko ludźmi, którzy popełniają błędy, a lekcje z nich wyciągane najczęściej są cholernie bolesne. Choć całość opowiedziana jest z perspektywy kobiecej, jako mężczyzna wielokrotnie przypominałem sobie o rozterkach, które sam przeżywałem będąc nastolatkiem. Problem w tym, że to, co jest na kartach komiksu, niekoniecznie porwie czytelników nie znających realiów lat 90.
Weź się w garść łamie stereotypy
Kreska Anny Krztoń, delikatnie rzecz ujmując, łamie wszelkie stereotypy. Ilustratorka nie zawraca sobie głowy dbaniem o anatomiczne szczegóły, porzuca starania o piękne widoki. Sięgając po komiks Weź się w garść nie nastawiaj się na coś powalającego. Co jednak ciekawe, z mojej perspektywy, największą siłą rzeczonej publikacji jest dbałość o szczegóły i ogromna ilość detali drugiego planu. Na półkach bohaterek da się zauważyć kanon literatury, a odniesienia do muzyki, na której się wychowałem wywoływały nostalgiczny uśmiech pod nosem. Ponownie jednak – jeśli ktoś nie czuje klimatu Pidżamy Porno, czy nie ogarnia zajebistości Diuny – najpewniej nie poczuje tego „czegoś”.
Komiks Weź się w garść jest dla mnie czymś w rodzaju twardego orzecha do zgryzienia. Zamknięty w skorupie nierównej opowieści nie do końca wiadomo o czym, oferuje pyszne nasiono w postaci nostalgicznego powrotu do przeszłości. Według mnie zdecydowanie warto dać mu szansę, przy czym jest to publikacja, z której autora mogła wycisnąć znacznie więcej.