W ostatnim okresie moja kupka wstydu znów zmalała, tym razem o dwa tytuły, w które od ich premier bardzo chciałem zagrać. Mowa tu o nowym Life is Strange i platformówce Tales of Kenzera: ZAU. Obie gry choć ciekawe i wciągające, ostatecznie można określić jako „niedosyt” i nie do końca spełnione oczekiwania. Choć szczerze przyznaję, że miło spędziłem czas zarówno ze starszą Max jak i szamanem Zau.
Life is Strange: Double Exposure
Od czasu do czasu bardzo lubię zagrać w chodzone przygodówki z wyborami i filmowym zacięciem, szczególnie po intensywnych doznaniach z shooterami czy innych tytułach skupionych na walce. Powrót bohaterki znanej z pierwszej części okazał się udany, jednak… tylko w pierwszej połowie gry. Charyzmatyczna Max ponownie zachwyca i musi rozwikłać zagadkę śmierci swojej najlepszej przyjaciółki, która zostaje zamordowana. Znając poprzednie części poczujesz się jak w domu mogąc liczyć na proste łamigłówki, moralne wybory, mocne zakończenia rozdziałów czy intensywne zwroty akcji. Niestety w drugiej części gry tempo nieco spada, a samo zakończenie mogłoby być bardziej spektakularne i godne zapamiętania.

Max często robi zdjęcia, prowadzi własne śledztwo i korzysta z mocy manipulacji czasem. W równoległej rzeczywistości Safi wciąż żyje i świetnym doznaniem było cieszyć się „wędrówką” z jednego świata do drugiego dowiadując się coraz więcej o osobach blisko związanych z bohaterką. Kto zabił i jaki miał powód? Wygląda to tak jakby ekipa Deck Nine miała super pomysł na fabułę Double Exposure, ale tylko do pewnego czasu. Po kilku godzinach i częstym korzystaniu z mocy staje się jasne, że twórcom zabrakło koncepcji na utrzymanie klimatu z początku przygody. Całe szczęście optymalizacja gry na Nintendo Switch jest dobra, czasy wczytywania danych nie za długie, ale ponownie bardzo brakuje polskiej wersji językowej choćby w postaci napisów.

Tales of Kenzera: ZAU
Grając w Prince of Persia: The Lost Crown z tyłu głowy miałem podobny gatunkowo tytuł Tales of Kenzera: ZAU ekipy Surgent Studios, którą dowodzi Abubakar Salim, czyli aktor znany z roli Bayeka w Assassin’s Creed: Origins. Młody szaman Zau wyrusza w niebezpieczną podróż po fikcyjnej krainie w celu przywrócenia do życia swojego ojca. Niestety tytuł fabularnie nie za bardzo wciąga, ale za to nadrabia kolorową szatą graficzną, mocami bohatera i ładnymi widokami. Im dalej Zau zapuszcza się w krainie Kenzera, tym większe wyzwania stawiają twórcy i musisz przygotować się na zgrabne operowanie palcami, aby opanować i wyrobić skill.

Moce Zau oczywiście przydają się w zabawie i niektóre są bardzo spektakularne. Oczywiście szaman na swojej drodze napotka też większych przeciwników i bossów, którzy spróbują postarać się, aby na głowach wielu graczy pojawiło się więcej siwych włosów. Niestety choć rozgrywka bawi i udanie przemierza się kolejne etapy różnorodnych środowisk, to nie można przejść obojętnie obok nieco pustych lokacji, wrogów bez polotu, mało ciekawych skarbów czy spadku płynności rozgrywki (Nintendo Switch) przy intensywnych starciach. Przygody Zau to dobra gra, ale niestety trochę zabrakło do najlepszej ligi i równej konkurencji choćby z najnowszym Prince of Persia.