Uwielbiam czytać. Czynność ta mnie odpręża i pozwala w sposób niezwykle skuteczny ładować wewnętrzne akumulatory. Są książki, które robią to lepiej lub gorzej, są pisarze potrafiący lepiej niż inni zaczarować mnie swoimi światami, jednak nie zmienia to faktu, że spędzanie wolnego czasu ze słowem pisanym jest jednym z moich ulubionym wyborów.
Spieszę podzielić się z Wami tym, że w ostatnim czasie jeden z tytułów w szczególny sposób zawładną moją wyobraźnią. Pozwolił też oderwać się, choć na chwilę, od niekiedy uciążliwej rzeczywistości. „Piter. Bitwa bliźniaków” Szymuna Wroczka, nie tylko sprawiła mi olbrzymią przyjemność jako czytelnikowi, ale także w jeszcze większym stopniu podsyciła moją fascynację uniwersum legendarnego Metra.
Protagonista nad protagonistami
Jedno na pewno trzeba autorowi przyznać; główna postać jego książki, skinhead Uber, została poprowadzona w sposób kapitalny, do czego Rosjanin w zasadzie zdążył już swoich czytelników przyzwyczaić. Tego „najweselszego psychola w metrze”, jak określa go jedna z postaci fabuły, polubiłem w zasadzie od pierwszych stron powieści. Zresztą, jak można go nie lubić… Inteligentny i błyskotliwy, zuchwały, nadludzko wytrzymały, urodzony lider oraz bezwzględny zabójca zupełnie pozbawiony uczucia strachu. Tak postrzegają go wszyscy Ci, którzy mają szczęście lub nieszczęście, stanąć na jego drodze.
„Uber uśmiechnął się, lewą ręką pogładził się po wygolonej głowie. Patrzył na Czeczena oszalałymi jasnoniebieskimi oczyma. – Jesteś wielki i straszny, mówisz? A ja jestem bardzo malutki i zupełnie niestraszny skinhead. I teraz będę cię troszeczkę zabijać.”
W książce Wroczka zdecydowanie więcej jest tych drugich, a wszystko za sprawą jednej, malutkiej dziewczynki, Miki. Wierząc, że pojawienie się Ubera w jej życiu, na zapomnianej stacji moskiewskiego metra, to efekt gorących modlitw, utożsamia w nim Anioła, który przybył, aby odnaleźć jej matkę.
„Póki Boga nie ma, robię za niego.”
Prawda jest natomiast zgoła inna, gdyż nasz bohater cel ma tylko jeden – przeżyć i wrócić do swojego oddziału. Zresztą, jakie inne marzenia mogą mieć ludzie w świecie stworzonym przez Glukhovskiego. Urzeczony jednak postawą i szczerością Miki, zupełnie zaskoczony swoją decyzją, Uber decyduje się pomóc małemu szkrabowi. Od momentu, kiedy dziewczynce udaje się przebić przez żelazną zbroję chroniącą serce Ubera, wszystko inne w jego życiu przestaje się liczyć, a czytelnik wraz z nim rozpoczyna mroczną i brutalną przejażdżkę postapokaliptycznym rollercoasterem zdarzeń.
Pokręcona fabuła, wielka przyjemność czytania
Wszystkim entuzjastom uniwersum Metra od razu wyjaśniam, że pomimo informacji na okładce, sugerującej iż w „Piter. Bitwa Bliźniaków” będziemy mieć do czynienia z fabułą osadzoną w 2035 roku, tak się nie dzieje. Część I historii, będąca główną osią całości, to podroż w czasie do 2023, co jest zabiegiem raczej zaskakującym. W części II powieść przenosi nas na chwilę do roku 2033, aby wprowadzić nowy wątek, prawdopodobnie z opcją kontynuacji w postaci kolejnych tytułów.
Jest to wszystko trochę zagmatwane i trzeba się niekiedy wysilić, aby nie tracić kontaktu z właściwym wątkiem. Absolutnie jednak nie wypływa to źle na odbiór książki. Szymun Wroczek pokazuje kapitalny warsztat pisarski, rewelacyjnie bawi się słowem (dialogi to istne złoto!), wzorcowo kreuje nie tylko postać główną, ale także wszystkie inne pojawiające się na kartach powieści. Równie dobrze prezentuje się sam klimat metra, przedstawiony przez Wroczka w sposób bardzo sugestywny i niezwykle obrazowy. Widać, że czuje się on w tym uniwersum jak ryba w wodzie.
Historię Ubera czyta się lekko i szybko, przy zerowym poczuciu nudy. Próżno tu szukać mocno zaskakujących zwrotów akcji, a „Piter. Bitwa Bliźniaków” nie grzeszy za bardzo nieprzewidywalnością, ale broni się zdecydowanie stylem i jakością. Tę książkę po prostu trzeba mieć!
Nie zdradzając szczegółów nadmienię tylko na koniec, że jeżeli Szymun Wroczek zdecyduje się rozwinąć to, co stworzył w II części swojej powieści (przynajmniej ton zakończenia to sugeruje), będę pierwszym, który „rzuci się” na dalsze losy kompanii Ubera. Nawiązanie do legendarnej Parszywej Dwunastki zapowiada się lepiej niż dobrze. Nie zwlekajcie więc, Metro czeka!