Można wzorem konkurencji nagrywać materiały wideo, można tworzyć relację na 20 000 znaków. Można jednak również napić się z kim trzeba i dowiedzieć się rzeczy, których próżno szukać w oficjalnych informacjach prasowych.
Dlatego też charakter podsumowania Good Game Expo, niedawno odbytych targów gier w Nadarzynie, będzie nieco odmienny od tego, z jakim prawdopodobnie niejednokrotnie się spotkałeś. Postaram się w punktach wypisać to, co najbardziej w moim odczuciu się udało, jak również wskazać organizatorom drogę, w którą pod żadnym pozorem nie powinni skręcić przy okazji kreowania kolejnej edycji tegoż wydarzenia.
PLUSY
1. Wszystko co nowe swoje musi wycierpieć, szczególnie w tak charakterystycznej branży. Organizatorzy musieliby być ślepi, aby tego nie zauważyć, na szczęście – co doskonale unaoczniła rozmowa z jednym z nich – byli odporni na ciosy wyprowadzane bez ładu i składu, często pod publikę i całkiem przypadkowo przez osoby / media, które finalnie nie pojawiły się w halach Ptaka. Nie próbowali zatem walczyć z nieco krzywdzącymi określeniami, nie próbowali kontrować prześmiewczych fotografii ukazujących niewielką piątkową frekwencję. Raczej wpisali sobie powyższe do kajetów, próbując wyciągnąć wnioski na przyszłość i nie dać się łatwo zmieszać z błotem.
2. Różnorodność – jak niebawem się przekonasz – ująłem zarówno w zaletach, jak i wadach, w tym momencie koncentrując się na pierwszych z nich. Wzrok na Good Game Expo przyciągały nie tylko kolorowe stanowiska wystawców i prezentacje produktów wielu firm, ale także ta część hali, w której upchnięto nadgryziony zębem czasu hardware tudzież pokój, gdzie przybyłe z rodzicami dzieciaki poznawały podstawy programowania. Tym zresztą boksem w największym stopniu zainteresowała się telewizja TVN 24, pokazując swoim odbiorcom w jaki sposób można zostać przyszłym twórcą gier.
3. Promocja eventu nadmuchana była do rozmiarów sterowca Zeppelina. Organizatorzy targów – holding PTAK Warsaw Expo – liczyli się jednak z tym, że jedynie fundując bilety osobom (wstępnie) zainteresowanym, zwrócą uwagę na kolejne wydarzenie, jakie ma miejsce na gamingowej mapie Polski. Mało tego, pierwszą odsłonę traktują jak inwestycję, która najpewniej zwróci się dopiero przy okazji odbywania się trzeciej edycji Good Game Expo. Już w pierwszy dzień trwania targów, kwota pieniędzy jaką musieli dopłacić do organizacji tego przedsięwzięcia przyprawiała o ból głowy. Mimo wszystko jednak, właśnie po tak skrojonych kalkulacjach poznaje się prezentowany poziom. Bo możesz mnie poprawić, ale nie kojarzę, aby na Warsaw Games Week organizowany był darmowy dojazd, że o wejściówkach dla prasy, rozdawanych ot tak, nie wspomnę…
MINUSY
1. Opisana wcześniej różnorodność odbiła się nie tylko czkawką, ale również szerokim echem, w wyniku czego Good Game Expo traktowany był jako event dla wszystkich i dla nikogo. Możliwe, że zabrakło czasu na poznanie gustów odbiorcy, możliwe że organizatorzy chcieli sprowadzić w jedno miejsce możliwie najwięcej ludzi, przez co dorośli gracze próbujący wyłuskać perełki z pogranicza gier indie, musieli przebijać się przez gimnazjalistów grających w League of Legends, którzy przybyli tłumnie w nadziei na wygraną. Jeszcze nigdy pomieszanie z poplątaniem nie przyniosło dobrych rezultatów. Po cichu liczę zatem na rozgraniczenie młodzieży szkolnej i osób nieco bardziej dojrzałych (może osobne wejścia / inne hale?), bo kręcący się tu i ówdzie Abstrachuje to „gwiazdy”, które z poważnymi odbiorcami gier wideo jako medium nie mają NIC wspólnego!
2. Wzorem Gamescomu, który nie odbywa się w centrum miasta a na jego obrzeżach, organizatorzy postanowili umiejscowić targi gier w podwarszawskim Nadarzynie (co niby rozumiem; trudno bowiem hale wystawowe przenieść do Warszawy…). Jednak to w dużej mierze dzięki lokalizacji, zainteresowanie z kretesem przegrało z liczbą odwiedzających podobne eventy. Niemożliwym jest raczej, aby kolejne edycje targów odbyły się w innym miejscu, niemożliwym jest również poprawienie infrastruktury dojazdu. Aczkolwiek pewne wnioski wyciągnąć należy, szczególnie w kontekście finansowego spinania się całości przedsięwzięcia.
3. Promocja promocją, ale dosłowne zalanie rynku biletami wstępu, szastanie wejściówkami na lewo i prawo to miecz obosieczny. Bo choć zamysł to zacny, skutkuje nie najlepszym PR-em na przyszłość (podobnie jak rosyjskie serwisy patronujące polskiej imprezie…) Zasięg – jak najbardziej! Ale nie za wszelką cenę.
Poprawiłbym wiele rzeczy. Interesujące tematycznie konferencje świeciły pustkami, ponieważ niewiele osób o nich wiedziało. Internet rwał w momentach, w których nie powinien, przez co niektórzy wystawcy rezygnowali… Pewnie i pomniejsze problemy, o których nigdy się nie dowiemy, dały o sobie znać niejednokrotnie. Rozmawiając jednak z Piotrem – człowiek-orkiestrą i mózgiem przedsięwzięcia wiem, że konstruktywna krytyka nie jest przez niego postrzegana jako cios, a jako lista rzeczy do poprawy przy kolejnej edycji Good Game Expo. Bo prawdę powiedziawszy, unikając tak elementarnych błędów jakie teraz miały miejsce, impreza może całkiem na serio wpisać się w kalendarz wydarzeń branżowych, nie będąc przy okazji postrzeganą jak piąte koło u wozu, a gracz rozdający poważne karty. Sporo wody w Wiśle upłynie zanim będzie to miało miejsce, ale nie dać szansy i z góry skazywać przedsięwzięcie na porażkę – tak zwyczajnie, po ludzku – nie wypada.