Święci powracają w swoim najlepszym wydaniu na sam koniec generacji konsol. Co dla twórców aktualnie oznacza słowo „remastered”?
Dobrze pamiętam chwile spędzone z Saints Row: The Third, bo właśnie wtedy na poważnie zainteresowałem się tą serią. Trzecia część napakowana do granic możliwości głupimi akcjami, rozwałką przez duże „R”, zwariowanym humorem i postaciami, które szybko da się lubić, ostatecznie stała się najbardziej rozpoznawalną odsłoną przygód gangu Świętych.
Właśnie z tego powodu zapracowani przy Saints Row 5 twórcy z Volition, postanowili oddać tworzenie remastera ekipie Sperasoft. Założenia od razu były proste – to ma być odświeżenie z prawdziwego zdarzenia, bo przecież remaster remasterowi nierówny. Czy programistom udało się tchnąć, w ten nieźle poryty gang, nowe życie i solidnie przygotować graczy do następnej pełnoprawnej odsłony tej znanej marki?
Książkowa definicja remastera
Johnny Gat i spółka przez ostatnie kilka lat nie próżnowali i nie są już tylko gangiem ale robią także medialną karierę. Oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z planem, bo ich wypracowaną „markę” chce przejąć Syndykat. Organizacja skupia wrogie gangi i zrobi wszystko, aby Święci stali się Świętymi w pełnym tego słowa znaczeniu. Taki obrót spraw oznacza wiele starć, ulicznych bitew czy większych wojenek na prawdziwie odlotową skalę, gdyż znana ekipa nie zamierza pokojowo złożyć broni. Już pierwsze chwile z grą dają jasno do zrozumienia, że szykuje się znakomity i na poważnie odnowiony powrót do Steelport. Nie ma mowy o ledwo widocznych zmianach, bo już ulice metropolii robią kapitalne wrażenie. Kolorowe miasto żyje, oko zauważy masę nowych detali, jakich wcześniej nie było, a w porównaniu z oryginałem można zaobserwować wiele ulepszeń – więcej przechodniów na ulicach, ładniej wyglądające drzewa, billboardy czy odpicowane bryki.
Jeśli spojrzeć na głupkowaty styl rozgrywki to już na samym początku można się nieźle ubawić, tworząc swoją postać lub po prostu przebierać się w kryjówce. Masa możliwości, absurdalnych wyborów, fioletowo-różowych ubiorów czy naprawdę innych zwariowanych opcji sprawia, że już od pierwszych minut doskonale wiesz z czym masz tutaj do czynienia. Jeśli lubisz taki humor to będziesz wniebowzięty, a jeśli nie przepadasz za absurdami absurdów to albo się przestawisz poznając gang i kończąc coraz to bardziej idiotyczne misje, albo zrezygnujesz z zabawy. Polecam wybrać tę pierwszą opcję i na te kilkadziesiąt godzin dać się porwać temu wyjątkowemu szaleństwu.
Niemal dekada na karku, a demolka wciąż bawi
W dziewięć lat po premierze oryginalnego The Third czasami czułem się jakbym grał w całkiem inną, lepszą część. Zmienione modele postaci, żywe kolory, wiele dodanych szczegółów, wyższa rozdzielczość tekstur czy nowe, robiące wrażenie oświetlenie, potrafią zrobić różnicę i pokazać konkurencji, jak może wyglądać ta sama gra po wielu latach. Odbijające się otoczenie w kałużach, lepiej wyglądający ogień, ulepszone wielkie eksplozje czy zmienione przeróżne dźwięki, składają się na kawał dobrej roboty wykonanej przez Sperasoft.
Fabuła oczywiście nie jest najmocniejszą stroną produkcji, ale po tylu latach świetnie było wrócić na ulice Steelport i pojeździć sobie przy rewelacyjnej ścieżce dźwiękowej. Kilka stacji radiowych do wyboru potrafi na długo urozmaicić przemieszczanie się do punku misji czy po prostu grać główne skrzypce podczas jazdy bez celu. Moja ulubiona stacja „The Blood”, pełna mocnych riffów z Amon Amarth na czele, wiele razy świetnie wpasowała się z repertuarem do apokalipsy, jaka miała miejsce na ulicach metropolii. Jak amen w pacierzu pewne jest jedno – w tej grze można spełniać swoje najbardziej wyszukane militarne marzenia. Masa przeróżnych pukawek, wyrzutnie rakiet czy granaty to podstawowe narzędzia do „rozmowy” z członkami Syndykatu.
Smaczna przekąska przed daniem głównym
Małymi kroczkami nadchodzi Saints Row 5, więc masz wyjątkową okazję odpowiednio wdrożyć się w ten niespotykany klimat. Oczywiście nie wszystko zostało poprawione, bo stare problemy wciąż kolą w oczy, jak niespecjalnie udane strzelanie czy błędy techniczne z nagłym pojawianiem się wrogów czy NPC na czele. Sterowanie postacią też nie należy do tych najbardziej udanych, jednak trzeba przyznać, że podczas niespotykanej rozróby szybko zapomina się o tym problemie, trochę odczuwając niski poziom SI wrogów. Czasami nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, widząc przeciwników biegających bez celu, przyjmujących jedną i tę samą pozycję podczas starcia czy kilku członków gangu pałętających się blisko siebie, wręcz błagających o rzucenie w ich szeregi kilku granatów.
Podczas przerwy w kampanii fabularnej, możesz spróbować swoich sił w trybie Hordy i odpierać fale sadomasochistów z dildosami czy innych porytych agresorów lub spróbować wrócić do zabawy z kolegą w trybie współpracy. Sianie zamętu i destrukcja miasta ramię w ramię ze znajomym w The Third Remastered to prawdziwa rozkosz i masa frajdy. Mile zaskoczyłem się kolejnym pobytem w Steelport, bo choć przed premierą słyszałem o ogromie zmian jakie zostały wprowadzone, to jednak ich ostateczna liczba robi piorunujące wrażenie.
Jeśli nie grałeś w „trójkę” na PlayStation 3 lub seria zawsze była dla Ciebie w cieniu Grand Theft Auto, to nie będzie lepszej okazji, aby nadrobić zaległości. Nieuchronnie zbliża się Saints Row 5, więc to idealna okazja do przygotowania się na jej premierę, tym bardziej, że po ukończeniu gry można dalej siać spustoszenie we wszystkich dostępnych DLC. To się właśnie nazywa „remastered” z prawdziwego zdarzenia i na takie odświeżenie po latach swoim wyjątkowym stylem zasłużyli Święci.