Nie mogę powiedzieć, abym był jakimś przesadnym fanem gier z gatunku horroru, natomiast bez wątpienia uwielbiam doświadczać odczucia strachu w trakcie rozgrywki. Na mojej dosyć krótkiej liście gier potrafiących zmrozić krew w żyłach są m.in. Amnesia, Resident Evil VII, Observer czy seria Silent Hill. Każdy z tych tytułów niezwykle skutecznie przeczołgał mój system nerwowy. Kiedy mam więc okazję poznać nową grę aspirującą do miana budzącej grozę, szukam podobnych wrażeń.
Lust from Beyond to produkcja polskiego studia Movie Games Lunarium. Jeszcze przed premierą narobiła sporo szumu głównie proponowaną tematyką. Ci z Was, którzy ogrywali Lust for Darkness, znajdą tutaj wiele podobieństw. Ponownie mamy do czynienia z mrocznym światem erotyki, psychodelicznymi scenami przepełnionymi gwałtami, orgiami i mordami. Znowu też mierzymy się z lovecraftowskimi wizjami wymieszanymi z mistycznym wymiarem Lusst’ghaa.
Horror, który nie budzi lęku
W Lust from Beyond wcielamy się w postać Victora Hollowaya, młodego właściciela antykwariatu, którego poznajemy w dosyć ciekawym momencie. Otóż wspomniany protagonista zaczyna doświadczać niezrozumiałych wizji, przenoszących go do budzącego strach świata przepełnionego wyuzdaną atmosferą pożądania. Te osobliwe halucynacje w pewnym momencie wpływają też na świadomą część jego działań, co w szczególności dotkliwie zaczyna odczuwać jego partnerka. Wielce skonsternowany takim obrotem spraw udaje się do miasteczka Bleakmoor, licząc na pomoc niejakiego Charlsa Austerliza, doktora specjalizującego się w podobnych koszmarach. Chwilę po dotarciu na miejsce okazuje się jednak, że akurat pomoc będzie ostatnim, co w tym zapomnianym mieście nasz bohater otrzyma.
Tak zaczyna się pokręcona przygoda, mająca wielokrotnie przetestować poczytalność Victora, a także sadystycznie zabawić się z nerwami graczy. Szkopuł w tym, że podążając za kolejnymi rozdziałami Lust from Beyond bardzo trudno było mi wśród odczuwanych emocji wyczekiwany strach odnaleźć.
Studio Movie Games Luminarium wzięło się za bary z potężnym, trudnym tematem i chwała im za to. Eksplorowana przez nich sfera brutalnej erotyki, połączonej z narkotycznymi wręcz wycieczkami do świata najciemniejszych fantazji wyjętych jakby prosto z jaźni jakiegoś szalonego psychopaty, nie tylko ma niesamowity potencjał, ale też do tej pory, w takiej postaci nie była inspiracją wykorzystywaną w świecie gier. Wygląda jednak na to, że w przypadku ich najnowszego tytułu treść niestety przerosła formę.
Horror, który frustruje
Pozornie wszystko tu powinno działać na korzyść Lust from Beyond. Mroczna historia, opuszczone miasto, tajemnicza sekta, wymiar mistyczny mieszający się z rzeczywistością, wynaturzone i abstrakcyjne wizualizacje, obrazoburcze sceny. Jednak nie tylko zawartość ma znaczenie. Trzeba ją też w odpowiedni sposób opakować i zaserwować. I właśnie w tym obszarze mam najwięcej zastrzeżeń.
W Lust from Beyond rządzi sztuczność. W swojej najczystszej postaci, paradoksalnie, atakuje ona w sytuacjach, w których bez dwóch zdań być jej nie powinno. Pojawia się już w pierwszej scenie seksu między głównym bohaterem i jego partnerką, czyniąc z tego fragmentu dosyć osobliwe doświadczenie. Zupełnie jakbym obserwował dwa manekiny, z wyzutymi z emocji twarzami, dziwnie się poruszającymi i wygłaszającymi mechaniczne dialogi (notabene, też niekoniecznie pasujące).
Podobnie jest niestety przy w zasadzie każdej napędzanej erotyką scenie, a także tych, wypełnionych brutalną przemocą. W efekcie, dyskomfort jaki odczuwałem w trakcie rozgrywki związany był głównie z moimi usilnymi próbami odnalezienia się w kreowanej przez twórców atmosferze. Z jednej strony z wielką przyjemnością oglądałem wykreowane przez nich (zwłaszcza w sferze Lust’ghaa) obrzydliwie piękne wizualizacje oraz dawałem się tu i ówdzie ponieść dosyć oryginalnej fabule. Z drugiej strony jednak, szybko na ziemię sprowadzały mnie interakcje z napotykanymi postaciami. I nie tylko te z pogranicza zabaw sadystyczno-masochistycznych.
Że wspomnę tylko, o scenie pościgu po zabudowaniach miasta Bleakmoor, w trakcie którego wystarczy zeskoczyć z jednego dachu na drugi, aby wszyscy goniący zatrzymali się jak jeden mąż. Lub, że kontrolowana przez nas postać jest co najmniej dwukrotnie szybsza od czyhających na jej życie złoczyńców/potworów. I całe napięcie, choć i tak nie duże, momentalnie pryska. Najgorszy jest jednak fakt, iż niejednokrotnie miałem wrażenie, że szczególnie te najbardziej kontrowersyjne obrazy pojawiały się tylko po to, aby wspomnianą kontrowersję potęgować. Ciężko mi było doszukać się w nich głębszego sensu (jak np. scena z dr. Austerlitzem w teatrze).
Horror, który próbuje, ale ciągle czegoś mu brakuje
Lust from Beyond, przynajmniej moim zdaniem, jest tytułem w którym minusy znacznie przysłaniają jego plusy. Nad czym bardzo ubolewam, gdyż potencjał, jak już na początku wspomniałem, jest tutaj gigantyczny.
Trudno Movie Games Lunarium odmówić chęci. Nie można też nie docenić ogromu poświęconego czasu i zainwestowanej energii (wskazuje na to bardzo dobra oprawa graficzna, udźwiękowienie, całkiem ambitna fabuła). Gdzieś tam jednak na etapie procesu twórczego umknął deweloperom moment, w którym należało Lust from Beyond nadać zdecydowanie więcej… życia. Aby z rozpisanego na papierze scenariusza powstało coś więcej niż gra komputerowa przepełniona wulgarną erotyką.