Greymoor to czwarty dodatek, a właściwie rozdział The Elder Scrolls Online, w którym masz możliwość ponownego zwiedzenia Skyrim.
„Nie będę grał w The Elder Scrolls Online”.
„Nie będę grał w The Elder Scrolls Online”.
„Nie będę grał w The Elder Scrolls Online”.
Przed The Elder Scrolls Online broniłem się długo, bo aż sześć lat. Wiedziałem bowiem, że jak już raz zagram, będę miał – mówiąc wprost – przeje…ne. Do dziś wspominam Skyrim i ciągłe wmawianie sobie, że wyłączę konsolę jak tylko skończę aktualny quest. A potem… „Jeszcze tylko zajrzę za tę górkę. O, wejście do jaskini. Wejdę do środka na chwilę. Witaj, elfie. Potrzebujesz pomocy, powiadasz? No dobrze, co mam zrobić?”. I tak przez kolejnych kilka godzin.
Właśnie dlatego trwałem w postanowieniu, że nie zagram w TESO. Do zeszłego tygodnia, kiedy pojawił się Greymoor… i wyrwał mi niemalże 40 godzin z życiorysu. Stara miłość do Skyrim nie zardzewiała.
Greymoor nazywany jest rozdziałem, ale według mnie śmiało można go nazywać po prostu grą z uniwersum Tamriel. Jeśli, oprócz poznania bardzo solidnej historii, chcesz bowiem zaliczyć wszystkie questy, odwiedzić każdą lokację i zdobyć drogocenne artefakty, musisz zarezerwować sobie przynajmniej 30 godzin.
Greymoor to wciągająca opowieść
Historia w Greymoor kręci się wokół wampirzego lorda, który po wejściu w komitywę z wiedźmami chce zawładnąć całym Tamriel. Do tego celu wykorzystuje magiczne burze zmieniające mieszkańców spokojnej dotąd krainy w krwiożercze bestie. Oczywiście wśród śmiałków pragnących stawić czoła zagrożeniu jesteś między innymi Ty. Fabuła Greymoor wciąga bez reszty. Nie dość że stanowiąca kręgosłup nowego rozdziału opowieść o wampirach i wilkołakach jest ciekawa, to twórcy dołożyli starań, aby również wątki poboczne były interesujące. Oprócz klasycznego znajdź, zabij, złóż raport, trafiają się prawdziwe perełki, w których będziesz musiał wykazać się nie tylko siłą mięśni, ale także sprytem i otwartym umysłem.
Skyrim tętni życiem. W osadach czekają na Ciebie nie tylko kupcy, u których spieniężysz zdobyte łupy, ale także gildie dające dodatkową pracę. Natomiast w zapomnianych przez bogów ruinach czyhają wszelkiej maści potwory, za których ubicie nagrodą bywa tylko kilka sztuk złota i zardzewiały sztylet. Greymoor pokazuje jednak prawdziwy pazur, gdy zapuścisz się do Blackreach, będącego tutaj siedliskiem wampirów. Podziemny kompleks jest ogromny, a co najważniejsze, oferuje tyle samo atrakcji, co powierzchnia.
Co nowego w Greymoor
Greymoor nie wprowadza nowych klas postaci, ale w zamian oferuje bardzo ciekawą profecję: archeologa. Początkowo byłem do niej sceptycznie nastawiony. Średnio leżało mi bieganie z łopatą w wykonaniu potężnie zbudowanego Norda z przyczepionym do pleców toporem dwuręcznym. Okazało się jednak, że warto poświęcić nieco czasu zabawie w wykopki, ponieważ można znaleźć bardzo ciekawe przedmioty.
W trakcie wykonywania misji, czy codziennych czynności możesz natrafić na informację o jakimś ciekawym przedmiocie. Aby potwierdzić jego istnienie i przybliżoną lokalizację musisz rozwiązać zagadkę logiczną, a następnie udać się do wskazanego na mapie obszaru. Tam z kolei należy odszukać właściwe miejsce i rozpocząć wykopaliska. Ponownie uruchamia się minigra i jeśli pomyślnie ją ukończysz, otrzymujesz nagrodę. Całość bardzo umiejętnie wpleciono w świat Tamriel. Tak, Tamriel, a nie tylko Skyrim. Możesz więc bawić się w archeologa we wszystkich obszarach, do których masz dostęp w The Elder Scrolls Online.
Nowością są magiczne burze – Harrowstorms. Pojawiają się w różnych miejscach Skyrim w określonych porach. Trzeba przyznać, że ich widok cieszy oko, choć finalnie zawsze wyłażą z nich wszelkiej maści stwory, które – a jakże – trzeba ubić.
Mała zawartość cukru w cukrze
Dość dziwnym posunięciem ze strony developera było wrzucenie stosunkowo małej ilości zadań dedykowanych rozgrywkom wieloosobowym. Jest to o tyle ciekawe, że w końcu TESO jest grą MMORPG, nastawioną na właśnie taką formę zabawy.
Niestety, ze zdecydowanej większości spotkań z innymi graczami (a tych pełno kręci się po Skyrim, przyp. red.) zupełnie nic nie wynikało. Idąc przez samotnię miałem okazję zobaczyć dziesiątki innych graczy, przy czym każdy z nich załatwiał własne sprawy, zupełnie nie zwracając uwagi na pozostałych. Oczywiście w ogóle mi to nie przeszkadzało, ponieważ zdecydowanie bardziej wolę samotne przemierzanie krain Tamriel, jednak jeśli kupiłbyś Greymoor dla zabawy multi, mógłbyś się srodze zawieść.
Twórcy udostępnili tylko jeden rajd, przeznaczony dla dwunastoosobowej drużyny. Owszem, jest on dość wymagający, jednak po jego ukończeniu jedynymi momentami, w których niezbędna była pomoc innych graczy okazywały się Harrowstorms. W pojedynkę nie ma szansy na pokonanie wszystkich wrogów, którzy pojawią się w zamieci.
Czy warto sięgnąć po Greymoor?
Zdecydowanie tak, ale pod warunkiem, że nie nastawiasz się na grę w kooperacji z innymi śmiałkami zwiedzającymi Skyrim. Greymoor to przede wszystkim świetna opowieść, w której najlepiej poczują się samotne wilki.