Początek mojego planszówkowego roku zaczął się od potężnego uderzenia – Władcy Podziemi, gra zaprojektowana przez Vlaada Chvatila, znanego z pracy nad innymi popularnymi grami planszowymi, takimi jak, Tajniacy czy Cywilizacja: Poprzez wieki. Gra ma już ponad 10 lat, ale dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel w moje ręce trafiła wznowiona edycja.
Jest to chyba pierwsza pozycja w mojej dotychczasowej kolekcji, która przy niemalże każdej dotychczasowej rozgrywce w podobnym stopniu mnie zachwycała, co sfrustrowała.
Komputerowy Dungeon Keeper na planszy
Władcy Podziemi to gra osadzona w świecie fantasy (zupełnie jak w legendarnym Dungeon Keeper), w której gracze wcielają się w rolę zarządców lochów, budując je i zarządzając ich załogą (trollami, chochlikami i potworami oraz duchami). Wszystko po to, aby stworzyć najbardziej atrakcyjne i kuszące bogactwami lochy, będące w stanie przyciągnąć najpotężniejszych bohaterów.
Oczywiście inni gracze starają się robić to samo. Jednak zwabienie legendarnych poszukiwaczy skarbów to tylko część sukcesu. Trzeba ich jeszcze pokonać. A im więcej ludzkich szczątków znajdzie się w gablocie z trofeami, tym lepiej. I to właśnie ten z władców , któremu się ta sztuka uda, osiągnie końcowy sukces.
Odnoszenie się w recenzji do szczegółów i założeń rozgrywki w przypadku tej gry nie ma najmniejszego sensu. Gdybym się na to pokusił, powstałby tekst tak długi, że odrzuciłby od siebie najwierniejszych czytelników. Zresztą, od czego są instrukcje! Skupię się więc na tym, aby pokazać co w grze Vlaada Chvatila sprawia, że może budzić tak skrajne emocje. A i tak słów będzie sporo!
Za co pokochacie Władców Podziemi
Ogólnie rzecz biorąc, Władcy Podziemi to gra wysoce strategiczna, która wymaga starannego planowania na wielu poziomach i ogarniania jednocześnie bardzo szerokiego spektrum działań. Dochodzi do tego aspekt zarządzania zasobami, warstwą ekonomiczną, a także planowania i realizacji potyczek z legendarnymi bohaterami szturmującymi nasze włości.
Ci gracze więc, którzy lubią złożone, wielopoziomie, tematyczne gry z całkiem dużą ilością interakcji z innymi kompanami (z tym, że nie koniecznie bezpośrednich) z pewnością odnajdą się w świecie Władców Podziemi bardzo szybko.
Żeby wygrać, trzeba się tu srogo natrudzić. Ale jednocześnie wysiłek umysłowy włożony w rozgrywkę potrafi dawać niezwykle dużo satysfakcji. Próg wejścia jest tutaj ustawiony bardzo wysoko; ilość zasad i mikro-reguł oraz zależności pomiędzy poszczeólnymi mechanikami sprawiają, że Władcy Podziemi bardzo konkretnie trenują szare komórki.
Dzieje się to wszystko jednocześnie w sposób przemyślany, oparty na logice, gdzie każda prostsza lub bardziej skomplikowana decyzja świetnie koresponduje z rolą zarządcy lochu. Grając we Władców Podziemi na prawdę można się poczuć jak szef mrocznych lochów!
Ale to nie wszystko!
Do tego różnorodność każdej partii jest tak szeroka, że regrywalność Władców Podziemi jest jedną z lepszych (jak nie najlepszych), jakie miałem okazję doświadczyć w grach planszowych. Wpływa na nią całkiej spora ilość różnorodnych bohaterów z którymi przyjdzie graczom się zmierzyć, rozbudowany system budowy samych lochów, karty wydarzeń wpływające na dynamikę warunków panujących w grze oraz zastosowana tutaj mechanika workerplacement.
Muszę również wspomnieć o jednej, kapitalnej sprawie, a mianowicie reputacji. Każda decyzja, taka jak zrekrutowanie nowego potwora, czy wzbogacenie się kosztem mieszkańców pobliskich wiosek skutkuje wspinaniem się po drabinie zła.
Zdobycie miana największego zwyrola powoduje natomiast natychmiastowe pojawienie się w naszych lochach największego kozaka wśród bohaterów, Palladyna. Pokonanie tego oto jegomościa jest nie lada wyzwaniem!
Warto się jednak o to pokusić, gdyż jego wartość punktowa na koniec jest nie do przecenienia. Przy czym nie musi on straszyć naszych podziemnych podwładnych cały czas. Wystarczy, że inny gracz przegoni nas w wyścigu o miany arcy-złego i Palladyn automatycznie zmieni punkt swojego zainteresowania.
Ten balans między utrzymywaniem się w wyższych rejonach barometru zła oraz dbaniem o posiadanie wystarczającej obrony przed bohaterami, którzy w rezultacie wbiją się nam do podziemi jest niezwykle angażujący ale też trudny do osiągnięcia. Satysfakcja jednak z końcowego sukcesu jest olbrzymia.
Co powoduje, że Władcy Podziemi nie są grą dla każdego
Rosnący poziom trudności partii, który można porównać do efektu śnieżnej kuli jest z pewnością jednym z aspektów, który we Władcach Podziemi może uprzykrzyć życie zdecydowanej większości graczy. Nawet tych najwytrwalszych.
Otóż rozgrywka podzielona jest na dwie główne części (w terminologii gry są to lata), z których każda składa się z dwóch faz: budowy podziemi oraz walki z bohaterami. Cały myk polega na tym, że wraz z kolejnymi etapami, rozgrywka staje się bardziej wymagająca. Głównie z uwagi na pojawianie się coraz silniejszych przeciwników.
Faza Budowy trwa cztery sezony, w których gracze na zmianę wysyłają swoich robotników, aby rekrutowali chochliki, zatrudniali potwory, zdobywali złoto i budowali pokoje, tunele i pułapki. Haczyk polega również na tym, że dwie z akcji wybranych w poprzedniej turze gracza są zawsze blokowane i niedostępne w bieżącej, co wymaga planowania swoich ruchów z wyprzedzeniem.
Mechanika ta zakłada brak najmniejszej taryfy ulgowej w przypadku nieprzemyślanych posunięć. Konsekwencje zbyt pochopnegu ruchu bardzo trudno jest w dalszej perspektywie odrobić. W rezultacie niejednokrotnie trzeba radzić sobie z całkiem dojmującym uczuciem zniechęcenia i frustracji. Nie pomaga też ograniczona liczba punktów akcji w każdej turze, które trzeba za każdym razem analizować, aby nie wpuścić siebie samego we wspomnianą pułapkę.
A do tego trochę trzeba się przy stole nasiedzieć
Władcy Podziemi to gra stosunkowo długa, której czas rozgrywki wynosi około 2h. Jeżeli jeszcze musimy założyć dodatkowo konieczność tłumaczenia zasad, to doświadczenie z rozgrywki moża nie być aż tak przyjemne.
Robi się wtedy nie tylko intensywnie (z uwagi na złożoność gry), ale też poprostu długo. Przeszkadzać też może fakt, że jeżeli do planszy zasiadają mniej niż 4 osoby (przy czym minimalna ilość to 2), to brakujący „żywi” przeciwnicy zawsze muszą być zastąpieni tzw. automami. Wiem, że nie każdy lubi mierzyć się z napędzanymi losowością sztucznymi współgraczami, a w grze Chvatila innej opcji nie ma.
Złożoność i wielopoziomowość Władców Podziemi działa tutaj jak przysłowiowy miecz obosieczny. Z jednej strony, jak już wspomniałem wyżej, może być „mokrym snem” kochających torturować szare komórki, ale jednocześnie być postrzegana jako najgorszy koszmar dla mniej wymagających graczy. Gra ma bardzo dużo różnych mechanik i może być wyzwaniem jeżeli chodzi o naukę zasad.
Nie mogę też nie wspomnieć o ilości miejsca jakie jest potrzebne, aby rozłożyć wszystkie komponenty w sposób wygodny i dostępny dla wszystkich. Jak macie rozkłądane stoły, to z penwością będziecie zmuszeni z tej opcji korzystać. Od razu zaznaczę, że najlepiej też wyposażyć się w dodakowe małe pojemniczki do trzymania w nich żetonów i innych elementów, gdyż bez nich w trakcie partii może pojawić się chaos.
To jak to jest z tymi Władcami Podziemi?
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Władcy Podziemi to gra, która nie trafi raczej do szerokiego grona odbiorców. Zwłaszcza Ci szukający raczej niezbyt długiej, w średnim stopniu obciążającej procesy myślowe rozgrywki odbiją się od dziecka Chvatila jak od solidnej, ceglanej ściany.
Aby cieszyć się rozgrywką, potrzebne jest odpowiednie nastawienie oraz otwartość na tego typu doświadczenie. Oraz duża ilość czasu, żeby przegryźć się oraz zrozumieć zaimplementowane w grze mechaniki.
Podejście zakładające czerpanie pełnymi garściami z partii przy pierwszym podejściu będzie przy Władcach Podziemi chyba największym błędem. Jeżeli jednak mocno rozbudowane gry, z wysokim progiem wejścia nie są problemem, to po kilku partiach fun z planowania, a następnie przekładania swoiej wizji na działanie jest tutaj ogromny!