Nie wiesz czym jest Kingdom Come: Deliverance? To prawdopodobnie przespałeś ostatnie dwa tygodnie. Owszem, wcześniej obiło mi się o uszy, że powstaje gra stawiająca na realizm historyczny, z akcją osadzoną w średniowiecznej Europie Środkowej. Jednak to byłoby na tyle.
A jednak niezależnemu czeskiemu studiu Warhorse udała się rzecz niepospolita, w postaci ogromnego medialnego szumu i zainteresowania dosłownie zewsząd ich tytułem. Chwalono produkcję za klimat, grafikę oraz realistyczne podejście do epoki, gardzono za błędy techniczne i wspominano o przywiązaniu do detali. To podręcznikowy przykład z cyklu „nie ważne jak się mówi o grze ale istotne, że w ogóle dużo się pisze, spekuluje czy komentuje”. A nawet bardzo dużo.
Tego nie spodziewali się sami twórcy
Choć nie ekscytowałem się tą produkcją, zauważyłem w okresie jej premiery (i długo po niej…) medialny szum, po którym nawet w chwili kiedy piszę te słowa nie opadł kurz. Na wielu stronach poświęconych grom ukazywały się kolejne wiadomości. O grze pisano różnorodnie – i dobrze, i źle; wspominano o przywiązaniu do szczegółów, trudnym systemie walki czy o licznych błędach. Oberwało się sterowaniu i problemie z przyciskiem R2 (odpowiadającym za atak mieczem w wersji na PlayStation 4), który… nie działał. Dodawano plusy za nietypowość tego RPG-a i implementację interesujących rozwiązań. Cytowano wypowiedzi twórców, zapewniano poprawę techniczną gry, wspominano o zadowoleniu wydawcy przy sprzedaży miliona kopii.
Udało się! RPG akcji o czeskich korzeniach osiągnęło pułap miliona sprzedanych egzemplarzy. Jednak duża w tym zasługa informacji w mediach, która stanowi o sile tej fali, jaka zalała wszystkich z siłą prawdziwego tsunami.
Bez pojedynku z Assassin’s Creed
Po tych wszystkich doniesieniach, strach pomyśleć jak wyglądałby ten tytuł, gdyby twórcy mieli budżet pokroju gry AAA. Oni sami zapewnili, że nie porównują swojej produkcji z największymi markami, w tym m.in. z Assassin’s Creed. Programistów zza naszej południowej granicy nieco denerwują ułatwiające rozgrywkę rozwiązania w obecnych grach z wielkim budżetem, ale jednocześnie rozumieją obecne potrzeby rynku. Warto dodać, że o wiele mniejsze pieniądze nie skreślają zdolnych ekip, czego przykładem może być właśnie Kingdom Come. Z małego budżetu można stworzyć naprawdę dobrą grę, o której mówią wszyscy.
Mało tego, miejsce i czas akcji dokładnie trafiają w dziesiątkę oczekiwań, jak również cieszy ich fakt nieobecności smoków, czarów i innych fantazyjnych uroków. Wymagająca rozgrywka nie wyzwala frustracji, a jedynie pogłębia pozytywne wrażenia z pokonywania kolejnych etapów gry. Owszem są problemy z jej zapisem, błędom daleko do okazjonalnych ale w ogólnym rozrachunku, tak rozbudowanego tytułu osadzonego w podobnym klimacie ze świecą szukać. Tym bardziej interesujące, że pomimo niedoskonałości w sferze technicznej i ogólnego niedopracowania opisywanej produkcji, o grze mówi się ciepło, a recenzje są mimo wszystko przychylne twórcom. Zawsze będę kibicował developerowi z mniejszym budżetem, bo cholernie trudno w obecnych czasach stworzyć co najmniej poprawny i w pełni grywalny produkt za mniejsze pieniądze. Nawet kosztem technicznych uchybień.
Magia medialnego szumu działa!
Czy w końcu poznam historię Henry’ego? Pewnie tak, ale na tę chwilę jestem oszołomiony rozgłosem wokół gry i liczbą newsów na różnorodnych portalach z grami, która działa o wiele lepiej niż drogie reklamy. Mimo ostrzeżeń o błędach i niedopracowaniu, już ponad milion graczy skusiło się na zakup gry, stworzonej przez niezależne studio. Czemu gracze wyłożyli pieniądze i kupili Kingdom Come: Deliverance? Klimat rozgrywki, ogromna mapa, miejsce akcji, cieszące nabywcę rozwiązania oraz świeże pomysły zawsze wygrają z błędami. Wady techniczne można wszak załatać, wspomnianych wcześniej cech niestety nie.