W paczce, jaką tym razem otrzymałem od Świata Komiksu znajdowały się Spider-Man: Odnowić Śluby oraz Powrót Mrocznego Rycerza: Ostatnia Krucjata. I choć naturalnie wybór padł na Człowieka Nietoperza, tak wcale nie był on tak oczywisty jak pozornie mogłoby się wydawać…
Powrót Mrocznego Rycerza: Ostatnia Krucjata
Żebyśmy jednak od samego początku dobrze się zrozumieli. To nie jest tak, że pełzający po ścianach Parker wygrywa z Waynem, choć oczywiście i jedna, i druga postać mają swoich fanów rozsianych po świecie. Tym bardziej, że oryginalny „Powrót Mrocznego Rycerza” Franka Millera zmienił historię komiksu a recenzowany przeze mnie prequel do tego wydarzenia ma wiele mocnych stron i co więcej – jest komiksem godnym polecenia.
Najbardziej rzucającą się w oczy zaletą recenzowanego zeszytu (bo z kolei jego wadą jest właśnie takie go nazywanie; przez tych kilkanaście stron czytelnik przeleci w trymiga!) jest kreska Johna Romity Juniora, doskonale znanego zresztą wszystkim sympatykom komiksów. Nadaje ona postaciom bardzo charakterystyczny sznyt, ale i pokazuje je z oryginalnego punktu widzenia. Gdyby porównać Jokera (z eventu The New 52 – przyp. red.) w wykonaniu Grega Capullo a obecnego Romity – pierwszy zaskakiwał szczegółowością, opętańczym wyglądem i przerażającym spojrzeniem z oczu; ten z kolei przypomina jego młodszego brata, nie mającego nic wspólnego z psychopatycznym potępieńcem, a jednak… epatuje z niego szaleństwo, precyzja planowania kolejnych kroków, stoicki spokój. To taki Joker nieco podobny to oryginalnego Hannibala Lectera – niby wesoły dziadziuś, a jednak swoje za uszami ma.
Całości komiksu dopełnia doskonały scenariusz duetu Miller-Azzarello, który w mojej opinii niepotrzebnie wyciąga na światło dzienne kadry z Poison Ivy czy postacią Killer Croca. Do tego czasami między dymki wplata się niepotrzebna monotonia i to cholerne quasisuperbohaterstwo, które zabija dobrze narysowane postacie. Niemniej jednak pozostaje komiksem relatywnie tanim względem niektórych wydań. Dla fanów na Mikołajki, jak znalazł!
Amazing Spider-Man: Odnowić śluby
Komiks ten to dosyć interesujący zbitek opowieści z dwóch, całkiem wydawałoby się odmiennych nurtów. Z jednej strony garściami czerpie z atmosfery niepokoju i ciągłego zaszczucia wynikającego z kolejnej wariacji przygód Parkera, silnie powiązanej z alternatywnymi rzeczywistościami, z drugiej – pokazuje znacznie bliższą czytelnikowi emocję jaką jest opieka roztaczana wokół najbliższej rodziny. I to tak w sposób dosłownie dosadny, czyli ratując ich przed śmiercią.
W Amazing Spider-Man: Odnowić śluby główne zagrożenie stanowi Regent, któremu bliskie są takie pojęcia jak godzina policyjna czy zastraszanie ludności cywilnej, ale i pomniejsi wrogowie pokażą się na chwilę, o ile w przypadku chociażby Eddiego Brocka o takiej skali można w ogóle mówić. Fabuła komiksu skupia się na nich jedynie pobocznie. Venom potraktowany po macoszemu? Tego chyba jeszcze nie grali…
W recenzowanym komiksie najbardziej jednak cieszy mnie jego uniwersalność przekazu. Dotychczasowe odsłony polskich wydań przyzwyczaiły mnie do traktowania dojrzałego czytelnika po macoszemu. Byłem przekonany, że wyrosłem już z przygód sympatycznego ścianołaza, a tu proszę – album na tym polu zaskakuje. Jak na weterana komiksowego, ojca i czytelnika kolorowych zeszytów przystało, również i ten pochłonąłem dosyć szybko, najpewniej nie tylko dzięki kresce Kuberta, ale także poprzez sensownie nakreśloną sytuację rodzinną. Amazing Spider-Man: Odnowić śluby to synonim różnych oblicz Parkera (jako walczącej do ostatniej kropli krwi głowy rodziny, ale i bohatera, który wciąż potrafi poświęcić życie prywatne na rzecz zagrożonego zdrowia osoby całkiem mu obcej), które w finalnym rozrachunku splatają się w całość, tworząc spójny obraz bohatera. Czy kompletny? Nie. Ale nie można oczekiwać, że na tym polu fabuła rozwinie skrzydła, skoro komiks można przeczytać w niespełna godzinę.
Trzeba jednak przyznać, że coś w sobie ma. Trudnego do zdefiniowania, ale na tyle wybijającego się na tle innych albumów, że mogę Ci go zarekomendować. Nie polecić, nie namówić do nabycia, ale i nie próbować Cię na siłę do niego przekonywać. Jeśli lubisz postać Spider-Mana, śmiało ten zeszyt możesz rozważyć zakupić.