Recenzja gry Narcosis

Narcosis recenzja

Z racji tego, że mając siedem lat topiłem się w jeziorze, do lęku przed utonięciem mam szczególne podejście. Lubię pływać, ale zawsze staram się mieć grunt pod nogami. Siadając do Narcosis miałem więc mieszane uczucia. Z jednej strony byłem ciekawy historii załogi zniszczonej wstrząsem podwodnej stacji. Z drugiej zaś zastanawiałem się, czy twórcom uda się zaszczepić we mnie strach związany z przebywaniem samotnie na dnie oceanu.

O czym jest Narcosis?

Narcosis rozpoczyna się od katastrofy w podwodnej stacji Oceanova. Kompleks obsługiwany przez dwudziestoosobową załogę ulega zniszczeniu przez siny wstrząs. Rozbitkowie, w tym główny bohater, muszą poradzić sobie w krytycznej sytuacji i znaleźć sposób na powrót na powierzchnię.

Sama fabuła jest bez wątpienia najmocniejszym elementem Narcosis. Historia, choć dość krótka (grę da się na spokojnie ukończyć w jeden wieczór, przyp. red.), jest interesująca, a dramat ludzi desperacko próbujących przetrwać potrafi poruszyć serce.

Ja się gra w Narcosis?

Topornie. Musisz jednak wiedzieć, że chcąc zachować realizm, inaczej się nie dało. W Narcosis główny bohater wskakuje do skafandra o nazwie EVA, dzięki któremu jest w stanie przemierzać oceaniczną głębię. Jest to istny czołg, przy czym niemalże w ogóle nieuzbrojony. Gra nastawiona jest na VR, jednakże z pełnym powodzeniem działa również na standardowym kontrolerze. Wsparcie VR bez wątpienia przekłada się na wspomnianą toporność. Grając w zestawie wirtualnej rzeczywistości, ruchami głowy rozglądasz się po kokpicie EVY, a manetką sterujesz samym skafandrem. Na padzie wygląda to tak, że lewy służy do poruszania, a prawy rozglądania się.

Kokpit daje Ci dostęp do kilku istotnych informacji. Pierwszą jest zapas tlenu, który musisz regularnie uzupełniać. Drugą poziom stresu. Jest ona o tyle istotna, że musisz dbać o kondycję psychiczną bohatera, aby nie ześwirował w całkowitych ciemnościach. Kolejnym wskaźnikiem jest moc dopalacza, dzięki któremu przez chwilę możesz poruszać się szybciej lub wykonać krótki skok. Ostatni to liczba flar, dzięki którym rozświetlisz egipskie ciemności panujące na dnie oceanu.

Eksploracja dna oceanu

W trakcie poszukiwania ratunku z beznadziejnej sytuacji przyjdzie Ci przede wszystkim szukać drogi w ciemnościach oraz zdewastowanych sektorach podwodnej stacji. Spotkasz jednak od czasu do czasu mieszkańców głębin. Wielkie kraby, kałamarnice i melanocetus johnsonii nie trafiają się często i zdecydowanie lepiej jest ich zwyczajnie unikać, niż próbować z nimi walczyć, bowiem dostępny na podorędziu nóż lepiej nadawałby się do otwierania małży, aniżeli walki.

Nie wiedzieć po co, twórcy zaserwowali w swojej produkcji elementy zręcznościowo-platformowe, w których musisz pokonywać rozpadliny, wykazując się precyzją i timingiem. Nie byłoby to szczególnie upierdliwe, gdyby nie fakt, że Narcosis nie oferuje szybkiego zapisu, więc jeśli popełnisz błąd (czytaj: spadniesz w rozpadlinę i zginiesz), musisz powtarzać pewien etap do początku. O tyle dobrze, że takich momentów nie ma zbyt wiele.

Choroba morska

Tytułowe Narcosis niestety mnie nie dopadło w trakcie ogrywania produkcji Honor Code. Owszem, były momenty delikatnego napięcia, gdy gdzieś na granicy wzroku coś przemknęło, albo coś zwaliło mi się nagle na głowę, jednak to zdecydowanie za mało, abym mógł nazwać rzeczony tytuł dobrym horrorem. Być może wynika to z faktu, że w pewnym momencie przywyknąłem do wszechobecnej ciemności, a gęsto porozrzucane butle z tlenem dawały komfort spokojnego zwiedzania dna oceanu. Nie musiałem się martwić, że jak nie znajdę właściwej drogi na czas, uduszę się i nikt nie odnajdzie nawet moich zwłok.

Jednego Narcosis odmówić nie mogę: bez jakichkolwiek wątków paranormalnych, czy elementów gore, gra potrafi wywołać dreszcz. Szkoda tylko, że sama walka o przetrwanie nie jest tak emocjonująca, jak mogłaby być.

Czy warto sięgnąć po Narcosis?

Przejście Narcosis zajęło mi niecałe pięć godzin. To w zupełności wystarczyło, abym zdążył się nieco zmęczyć produkcją Honor Code. Choć jestem fanem wszelkiego rodzaju zbieractwa, nie miałem ochoty na drugie podejście i odnajdywanie ciał pozostałych członków załogi i poznawanie ich historii dzięki porozrzucanym pamiętnikom.

Jeśli masz ochotę na odskocznię od wysokobudżetowych produkcji, aby móc spędzić wieczór w nieco inny sposób – zdecydowanie tak, aczkolwiek nie nastawiaj się na fajerwerki. Narcosis to całkiem dobra gra, ale raczej słaby horror.

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*