Końcówka drugiego tomu nie pozostawiła żadnych wątpliwości co do tego, że komiks Fear Agent będzie miał epickie zakończenie. Rick Remender poszedł po bandzie, serwując ostrą jazdę bez trzymanki.
„Trójka” rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie skończył się poprzedni zeszyt. Heath i Nick budzą się w rozbitej rakiecie w nieznanym miejscu. Oczywiście sprawy bardzo szybko się komplikują, przez co kompani zmuszeni są do kolejnej walki o życie. Dalej jest tylko gorzej. Huston próbując się wykaraskać z tarapatów, niczym w bagnie, zanurza się w nich coraz bardziej.
Komiks Fear Agent jest zakręcony niczym świński ogon
Remender wielokrotnie udowadniał, że ma głowę pełną nieszablonowych pomysłów. Komiks Fear Agent tylko to potwierdza. Historia charyzmatycznego awanturnika jest solidnie pokręcona, a finał zwyczajnie rozbija bank. Autor poświęcił sporo miejsca na przekonujące zakończenia właściwie wszystkich rozpoczętych wcześniej wątków. Jeśli po zakończeniu któregoś z dwóch poprzednich tomów nurtowały Cię jakieś pytania, trzeci z dużym prawdopodobieństwem na nie odpowie.
Komiks Fear Agent jest niemalże genialnie rozpisany. To prawdziwa karuzela awantur. Remender w przerwach na złapanie oddechu serwuje wiele wyjaśniające retrospekcje. Nie brakuje też solidnych zaskoczeń – podróże w czasoprzestrzeni dają wszak niemalże nieskończone możliwości. Co ciekawe, przynajmniej kilkukrotnie czułem się wewnętrznie rozdarty, kibicując „tym złym”. Najważniejsze, że historia kończy się w przemyślanym miejscu. Nie ma tu nic do dodania. Remender wie, jak umiejętnie zamykać swoje opowieści. Ostatecznie z łezką w oku zamknąłem ostatni tom w cichej nadziei na ponowne spotkanie z Heathem, ale w innych okolicznościach.
Gdzie jest Jerome Opeña, ja się pytam?!
To, czego zabrakło mi w trzecim tomie, to właśnie rysunków piekielnie zdolnego Filipińczyka. Jak to możliwe, że współtwórca postaci Hustona nie maczał palców przy pracach nad wielkim finałem? Jego charakterystyczna kreska najlepiej oddawała specyficzny klimat międzygalaktycznej sieczki. Tyle dobrego, że w składzie pozostał Tony Moore, który – choć w mojej opinii nie tak dobry jak Opeña – również dostarczył bardzo dobre ilustracje.
Najważniejsze jest jedno: główna koncepcja pozostaje niezmienna. Komiks Fear Agent to nadal napchana akcją opowieść z przymrużeniem oka. Moore nie żałuje sobie krwistych scen, momentami ocierających się o porządne gore. Artysta zadbał o najdrobniejsze szczegóły, dzięki czemu całość jest bardzo spójna. Słowa uznania należą się również odpowiedzialnemu za kolory Lee Loughridge’owi, bez którego ilustracje Amerykanina bez wątpienia nie byłyby tak dobre.
Całość momentami przypomina dobre kino akcji. Nie dość, że scenariusz nie przewiduje nawet chwili na nudę, to rysunki nadają mu szaleńczego wręcz tempa. Choć w teorii wszystko się zgadza, nadal jednak brakuje tego „czegoś”, co dawały mi ilustracje Opeñy. Cóż, moje prawo do kręcenia nosem.
Zostań Agentem Strachu
W kategorii „pięknie ilustrowana kosmiczna sieczka” komiks Fear Agent w ostatnich latach nie ma sobie równych. Dawno nie miałem okazji do obcowania z tak dobrze napisanym scenariuszem, który dodatkowo został pięknie zilustrowany. Jeśli jeszcze nie sięgałeś po to małe dzieło sztuki, koniecznie nadrabiaj zaległości! Wydawnictwo Non Stop Comics ma w swoim katalogu prawdziwą perełkę.