Nokaut: Smoki kontra Jednorożce stworzyła ekipa odpowiedzialna m.in. za Odjechane Jednorożce i Dinokalipsę. Jeśli to nie jest wystarczającym argumentem, aby sięgnąć po ten tytuł, czytajcie dalej.
„Zapomnij wszystko, co wiesz o grze w kółko i krzyżyk. No dobra, może nie absolutnie wszystko, ale zdecydowaną większość, bo Nokaut: Smoki kontra Jednorożce odkryje przed Tobą zupełnie nowy wymiar tej zabawy!”
Taki opis znajdziecie w instrukcji. Brzmi interesująco? Powinno, ponieważ – tak naprawdę – mamy do czynienia z grą w kółko i krzyżyk, ale na mocnych sterydach.
Zawartość zestawu i jakość wykonania
W niewielkim pudełku znajdziecie w sumie 92 karty, które podzielono na trzy talie: Smoków, Jednorożców (po 40 kart) oraz celów (12 kart). Do tego dochodzą plansza siatki i instrukcja.
Karty są bardzo ładnie ilustrowane, ale nie wydają się szczególnie wytrzymałe. Nie testowałem ich solidności, jednakże bez wątpienia miałem w rękach grubsze. Najwięcej zastrzeżeń mam do siatki, która każdorazowo trzeba rozkładać. Niestety jest to o tyle problematyczne, że przez zgięcia nie leży ona płasko na stole. To sprawia, że trzeba poświęcić chwilę, aby ją wyprostować. Po kilkunastu użyciach pojawiły się białe krawędzie.
Nokaut: Smoki kontra Jednorożce – jak grać
Zasady są tu banalnie proste. Najpierw dzielicie się na dwie dwuosobowe drużyny (dopuszczalna jest inna ilość, ale zdecydowanie rekomenduję właśnie czteroosobową rozgrywkę). Po rozłożeniu siatki na środku stołu, każdy z Graczy dobiera z wybranej wcześniej talii po pięć kart. Następnie tasuje się talię celów, a każda z drużyn dobiera po jednej karcie upewniając się, że przeciwnicy jej nie widzą. W rozgrywce standardowej na planszy siatki interesują Was pola z cyframi od 1 do 9, w zaawansowanej dochodzą do nich pola z literami od A do G.
Drużyna, która jako druga wybrała talię, rozpoczyna grę. Zaczyna Gracz, który ostatnio wyniósł śmieci. Następnie rozgrywka toczy się tak, aby uczestnicy naprzemiennie rozgrywali swoje tury. Te składają się z dwóch faz. Pierwszą jest dobranie karty ze swojej talii. Drugą zagranie karty z ręki na siatkę lub dobranie kolejnej z talii, jeśli zagranie nie jest możliwe, albo nie chcecie tego robić.
Celem jest zajęcie pól siatki wskazanych na karcie celu. Są to trzy lub cztery pola (w zależności od zaangażowania rozgrywki). Ta drużyna, która zrealizuje cel odkrywa swoją kartę i dobiera kolejną. Wygrywa ekipa, która zrealizuje trzy cele. I to, w zasadzie, wszystko. Zasady są proste, ale rozgrywka szybko staje się bardzo emocjonująca. Ale o tym, za chwilę.
Wrażenia z rozgrywki
Nokaut: Smoki kontra Jednorożce okazał się bardzo emocjonującą grą. Dzięki różnorodności kart sytuacja na siatce potrafi się zmieniać bardzo dynamicznie. Niemalże zawsze jest tak, że cele obu drużyn mają przynajmniej jedno wspólne pole, co wymusza wzajemne interakcje.
Dzięki magii możecie, między innymi, zmieniać miejscami sąsiadujące karty, usuwać je z siatki, czy zagrywać riposty, reagując na poczynania oponentów. Zdecydowanie najwięcej emocji dostarcza rozgrywka drużynowa, ponieważ w turze jednego Gracza na stół mogą paść karty od wszystkich pozostałych, totalnie zmieniając losy rozgrywki.
Zasady dopuszczają zabawę w duecie, przy czym wówczas następują drobne zmiany w przygotowaniu. Rozegraliśmy kilka takich partii i trzeba otwarcie przyznać, że nie zapewniły one nawet połowy frajdy, która mieliśmy podczas potyczek drużynowych.
W Nokaut: Smoki kontra Jednorożce w zasadzie cały czas występują interakcje pomiędzy Graczami, dzięki czemu nie ma mowy o nudzie. Mina przeciwników, którzy pewni zwycięstwa zagrywali mocna kartę, aby po chwili odejść z niczym, ponieważ mój kompan z drużyny odpalił ripostę i tym samym dał mi szansę zagrania ostatniej tury – bezcenna!
Podsumowanie
Jeśli lubicie gry imprezowe, które nie dość, że mają proste zasady, to jeszcze wywołują bardzo dużo emocji – koniecznie sięgnijcie po Nokaut: Smoki kontra Jednorożce. Wprawdzie gra nie należy do najtańszych (trzeba szykować nie wydatek około 60 PLN), jednak to, co oferuje, warte jest poniesionego wydatku. Na naszym stole wylądują jeszcze wielokrotnie. Polecam!