Nadrobione zaległości: Avatar: Frontiers of Pandora

avatar from the ashes

Avatar: Frontiers of Pandora od pierwszej zapowiedzi trafiło na moją listę premierowych życzeń, jednak im bliżej wydania, tym konkurencja była silniejsza. Kilka innych jesiennych tytułów skutecznie sprawiło, że przygody na Pandorze odpuściłem, ale obiecałem sobie nie zapomnieć o tej grze. Po zapowiedzi kolejnego dodatku „From the Ashes”, który powstał z okazji premiery najnowszej filmowej części i ma się ukazać dwa lata po wydaniu gry, postanowiłem wreszcie nadrobić zaległości. W ostatniej chwili załapałem się na dość konkretną promocję wraz z dwoma fabularnymi DLC i cieszę się ogromnie, że po dwóch latach udało mi się w końcu wybrać na Pandorę.

Nie ma co owijać w bawełnę, bo wielki, otwarty świat prezentujący zakątki księżyca Pandora to jeden z najpiękniejszych żyjących światów (jeśli nie najpiękniejszy) jakie widziałem w grach wideo. Pierwsze chwile z grą to kilkukrotne zbieranie szczęki z podłogi spowodowane wspaniałą kolorową roślinnością, różnorodnymi okazami flory i fauny połączonymi z pięknymi widokami na wielkie wzgórza i rozległe wodospady, a także dbałość o detale. Kamienne bloki porośnięte bujną roślinnością, długie strumyki, rozległe łąki, tajemnicze budowle i wspaniałe filmowe doświadczenia to zaledwie ułamek tego co ma do zaoferowania Pandora.

Oczywiście takie wizualne rarytasy musiały być „zainfekowane” przez człowieka licznymi bazami, jednostkami wydobywczymi cenne surowce i fortecami naszpikowanymi przeróżnym sprzętem. Otwarty świat w Avatarze to naprawdę wyjątkowa przygoda, z udaną fabułą i licznymi misjami zarówno fabularnymi, jak i pobocznymi, a także wieloma eksploracyjnymi questami. W trakcie wizyty na tym wyjątkowym księżycu możesz liczyć na ciągłe poznawanie kolejnych, coraz to piękniejszych terenów, niszczenie baz jednostek ZPZ, rozwiązywanie prostych zagadek, odpieranie wrogich ataków, starcia z niebezpiecznymi, dzikimi gatunkami czy zbieranie wszelkiego rodzaju przedmiotów i materiałów potrzebnych do ulepszania postaci.

Długo nie zapomnę misji kiedy pierwszy raz mogłem nawiązać więź z Ikranem, nie tylko ze względu na rewelacyjne odczucia z możliwości latania na nim, ale też z prawdziwie filmową zajawką dotarcia na szczyt lewitujących kamieni. Niezapomniane widoki połączone z fantastyczną muzyką sprawiły, że pierwsze chwile spotkania z przyjaznym drapieżnikiem i podziwianie okolicy z góry to niespotykane emocje jakie uwielbiam w wirtualnych światach. Latanie z Aloy w Horizon: Forbidden West było świetne, ale to w Avatarze sprawia jeszcze więcej przyjemności, a prawdziwym tego dowodem jest to, że wolałem latać na grzbiecie Ikrana niż używać szybkich podróży. Cudowne chwile.

Ciche infiltracje baz połączone z niszczeniem ich od środka, powietrzne pojedynki na Ikranie ze śmigłowcami wroga i atakowanie polowych, mniejszych jednostek sprawia wiele frajdy. Podobnie jak hurtowa eliminacja mechów czy innych zabezpieczeń w bazach, a także zwykłe polowania na zwierzęta zamieszkujące piękny księżyc. Liczne rodzaje łuków, karabinów, strzelb czy granatów dają szansę na własny wybór rozgrywki – skradankowej lub bardziej głośnej.

Jakby tego było mało po ukończeniu długiej fabuły od razu rozpocząłem przygody w „Łamaczach Niebios” i „Tajemnicach Gór Iglicowych”. Nowe lokacje i jeszcze piękniejsze widoki (Góry Iglicowe to naprawdę wizualny majstersztyk) sprawiły, że spędziłem wiele długich dodatkowych godzin na Pandorze i nie żałuję ani minuty. Oczywiście growy Avatar ma też swoje wady, ale przygniatająca liczba zalet i sam piękny świat sprawiają, że bledną one i niemal w ogóle nie przeszkadzają w ogólnym odbiorze gry. Niektóre poboczne aktywności potrafią wymęczyć, są też zadania typu „idź, wróć i znów idź”, a znikający żołnierze ZPZ (przeważnie po śmierci) potrafią wywołać uśmiech na twarzy.

Avatar: Frontiers of Pandora to nie tylko gra i zapierające dech w piersi widoki znane z filmowych klisz, ale też pełna emocji epicka przygoda, pełna smutków i radości, zażartej walki o swoje ziemie z kolejnymi wędrówkami rozgrywanymi w najpiękniejszych regionach wirtualnego świata. Ubisoft jest jaki jest (a konkretniej Ubisoft Massive) i można mieć do nich wiele zastrzeżeń, ale w open worldach grają w swojej własnej, mistrzowskiej lidze.

Najnowszy dodatek „From the Ashes” ukaże się 19 grudnia, a wcześniej bo już 5 grudnia będziesz mógł sprawdzić rozgrywkę z perspektywy trzeciej osoby w ramach darmowej aktualizacji wraz z trybem New Game Plus. Właśnie teraz jest najlepszy moment, aby zacząć swoją przygodę z wirtualnym Avatarem.

Choć Marcin od dziecka wychowany był na prymitywnych wirtualnych światach, zauroczony jest nimi do dziś. Gry wideo nosi w sercu i od wielu lat przelewa myśli z nimi związane na papier. Recenzjami stara się zaintrygować odbiorcę, w publicystyce zarażać zaś swoją pasją. Poszukiwacz pozytywnych stron życia, ceniący doświadczenie i nieprzychylnie nastawiony do szeroko pojętej głupoty. Tata i Ustatkowany gracz.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*