Gry o wojnie to zazwyczaj strzelaniny, w których wcielasz się w bohatera rzuconego na front i samotnie lub w ekipie walczysz o przetrwanie. A co z bezbronnymi cywilami, odgórnie zmuszonymi do tego, aby zmagać się z trudnym okresem wojny, psychicznie przeżywać okupację oraz natarcia wroga i w strachu o kolejny dzień życia walczyć na froncie konfliktu? Wyczerpującą i ujmującą odpowiedź znajdziesz w grze This War of Mine: The Little Ones.
Przyznaję, że bardzo rzadko zastanawiam się jak wielka jest przepaść między problemami ludzi w obecnych czasach a utrapieniami jakie towarzyszą każdej chwili w konflikcie wojennym. Zepsuty samochód, stracony czas i pieniądze wydane na słaby film w kinie, tymczasowy brak Internetu czy sobotnia niechęć do posprzątania ładnie udekorowanego mieszkania, w jednej chwili stają naprzeciw ciągłej niepewności, której towarzyszy ból, strach, walka o jedzenie czy mnóstwo trudnych wyborów moralnych. Wojna w mgnieniu oka obnaża ludzkie słabości, pokazuje prawdziwy charakter człowieka i jego siłę, a codzienne pokojowe problemy szybko zostają zapomniane, pozostając jedynie w sferze miłych wspomnień. Twórcy z 11 bit studios podają jak na tacy (na szczęście jedynie wirtualną!) opowieść o tragicznych, pełnych bólu i głodu czasach w fikcyjnym mieście targanym codziennymi działaniami wojennymi.
„Bruno, jak mogłeś zabrać im prawie wszystko; oni nie przeżyją następnego dnia!”
Co by było gdyby wybuchła wojna – światowa, czy choćby domowa? Zastanawiałeś się nad tym kiedykolwiek? Skąd wziąłbyś jedzenie, podstawowe rzeczy niezbędne do przeżycia i czym broniłbyś się przed szabrownikami? W This War of Mine: The Little Ones to właśnie są codzienne zmartwienia będące bolączką zwykłych ludzi – dziennikarki, kucharza, psychologa i sportowca. To od Ciebie zależy czy bohaterowie gry będą najedzeni, przygnębieni, spędzą czas spokojnie czy z wyrzutami sumienia. Czy za wszelką cenę postarasz się przeżyć w lepszych warunkach przekraczając granice moralne, czy raczej zrobisz wszystko, aby spać spokojnie, do ostatnich dni postępując zgodnie z dotychczas obowiązującymi regułami, wyznaczanymi przez prawo?
Grając w This War of Mine: The Little Ones miałem sposobność wymiany wielu opinii ze znajomym. Starałem się być do końca uczciwym, nie brać głęboko do siebie głównego cytatu gry autorstwa Ernesta Hemingwaya („Na współczesnej wojnie giniesz jak pies, bez szczególnego powodu”) i postępować zgodnie ze swoim sumieniem. Po drugiej stronie barykady stanął Daniel, często zwracając się do mnie podobnymi słowy: „Owszem, to jest wojna. Ale czy dzieci mają głodować? Mam żyć w przejmującym zimnie i czekać na atak rabusiów?” Chciał dobrze dla siebie i swoich przyjaciół posuwając się do różnorakich, często moralnie złych czynów, całkowicie deklasując wyrzuty sumienia i zwykłe ludzkie odruchy. „Wojna to wojna, żyjesz lub giniesz… jak pies” – powtarzał a w jego domu, pomimo przygnębienia, żyło się w miarę dobrych warunkach. W moich czterech kątach nieustannie panował strach, napadano na nas, a pozostawienie przy życiu staruszków, pomimo wielu kosztowności i przedmiotów w ich domu, było czymś normalnym.
„Dokonane wybory zawsze mają swoje konsekwencje”
Niestety nie przetrwałem długo, raptem kilkanaście dni. Pavle chcąc uratować kobietę przez gwałtem został zastrzelony, Bruno nie dał rady i opuścił dom, a Anton całkowicie się załamał. Mój kolega również przekroczył granice, będąc zmuszony patrzeć na samobójczą śmierć jednego z domowników, który nie wytrzymał psychicznie, ciągle zmagając się z pamięcią o licznych kradzieżach czy morderstwach. Fizycznie miał wszystko ale gryzące go sumienie nawet w czasie wojny nakierowało go na taki czyn. Zaczynając kolejny raz rozgrywkę starałem się wyciągać wnioski z poprzednich poczynań i pamiętać wymieniane opinie ze znajomym. Równowaga i umiar oraz masa wyborów moralnych to ważne cechy polskiej produkcji.
W czasie dnia dbasz o dom, tworzysz przeróżne urządzenia potrzebne do egzystencji i starasz się mieć czym napełnić żołądek. Kuchenka i piecyk to priorytet; radio, gitara czy książka starają się przynajmniej na moment stworzyć relaksującą atmosferę a osobista bimbrownia czy destylarnia pozwalają na własne, tańsze wyroby. Nocą trzeba umiejętnie dzielić obowiązki, uważać na napadających szabrowników i znajdować potrzebne grupie zapasy w pobliskich dzielnicach (hotel, szpital, płonący dom czy supermarket). Jeśli w ręce nie trafią cenne rzeczy to zawsze można się wymienić towarami z napotkanymi tu i ówdzie handlarzami. Głód, choroba, smutek i przygnębienie to jednak najwięksi wrogowie, z którymi trzeba się zmierzyć, płacąc moralne frycowe. A później? Później… nadchodzi zima. Trzeba więc utrzymywać ciepło, czy też zmagać się z dodatkowymi utrudnieniami (droga do niektórych lokacji jest zasypana). Cholera, czy sama wojna nie jest już wystarczającym zmartwieniem?
„Boris, pobawisz się ze mną? Zostaniesz moim przyjacielem…? Nie mam już nikogo”
W The Little Ones do tej strasznej opowieści dodano dzieci, więc rozgrywka jest ponura w dwójnasób. Małe urwisy najbardziej potrzebują jedzenia, zwykłej rozmowy, prawdziwego wsparcia i pocieszenia w trakcie trwającej na zewnątrz wojennej pożogi. Czy będziesz umiał patrzeć na wycieńczonego chorobą szkraba? A może właśnie taki widok sprawi, że zaczniesz kraść i zabijać, aby choć na chwilę ujrzeć uśmiech na spłakanej twarzy sieroty? Nimi naprawdę trzeba się opiekować, przez co rozgrywka jest jeszcze trudniejsza i wymagająca, ale z drugiej strony – biegające po całym domu, bawiące się, najedzone dziecko potrafi podnieść na duchu pozostałych współlokatorów. O jego głodnych i umierających bez antybiotyków rodzicach nie wspominając…
Czasami grając trzema osobami dorosłymi na długo przed zachodem słońca, umęczony rozgorzałym wkoło konfliktem, czekałem już na zmrok. Tymczasem dziecko nie tylko wymaga stałej opieki i prymitywnej rozrywki; maluchom trzeba tworzyć rozmaite zabawki czy odpowiadać na trudne pytania, łącznie z tym pozostającym ciągłą niewiadomą – kiedy skończy się ten koszmar? Oczywiście wojna to taki czas, kiedy dziecko czasami musi przejmować obowiązki dorosłych, tym samym ucząc się prostych domowych czynności. Rozgrywka z brzdącem dodaje nie tylko przygnębienia i kolejnych zmartwień; szczęśliwie na również swoje promienne strony. Po trudnej i wyczerpującej nocy, mając plecak wypchany przydatnymi przedmiotami miło było patrzeć jak pełna nadziei Kalina biegła przez cały dom i witała mnie w drzwiach pytając o znalezione łupy. Gorzej było gdy wracałem niemal z pustymi rękami…
„Sergiei głowa do góry, kiedyś nadejdą lepsze dni…”
Polska produkcja w konsolowej wersji spisuje się nadzwyczaj dobrze – rozgrywka jest płynna, a opowieść z dziećmi potrafi mieć swoje smutne i radosne karty. Niestety, sterowanie padem potrafiło być uciążliwe, nie zawsze odpowiednio szybko reagując na komendy. Bohater np. czasami wiele razy wchodził i schodził po schodach czy wykonywał całkiem niepotrzebne czynności. Warszawskiemu developerowi nad wyraz umiejętnie i treściwie udało się pokazać piekło wojny, troskę o współtowarzyszy niedoli i wiele wyborów moralnych, które zawsze mają mniejsze lub większe konsekwencje. Drobne pociechy są największymi ofiarami dorosłego konfliktu zbrojnego, dodają jeszcze więcej utrapienia i ostatecznie urozmaicają i tak trudną rozgrywkę.
Oby tak wybornie przekazana wojenna wizja polskiej ekipy, na zawsze pozostała tylko w tej wyjątkowej wirtualnej formie.
Oddanie wojennej atmosfery, wybory moralne z dziećmi w tle, poziom trudności rozgrywki i niezwykle wciągająca fabuła. Mówiąc króko, trzeba zagrać. Choć czasami…
…zawodzi sterowanie postacią.