Recenzja gry Stories: TPoD

Stories

Wiele gier, szczególnie w czasach potężnie rozwiniętej dystrybucji cyfrowej, przechodzi bez większego echa, ginąc w odmętach wirtualnych sklepów internetowych. Jest to o tyle niepokojące, że pośród nich są tytuły nie tylko warte zwrócenia nań uwagi, ale przede wszystkim zagrania w nie. Jednym z nich jest bez wątpienia Stories: The Path of Destinies.

Główny bohater, lisopodobny podniebny korsarz Raynardo, wpada w sam środek inkongruencji między złowrogim Imperium a broniącą swej niezależności Rebelią. W trakcie zaciętych batalii giną wszyscy jego przyjaciele, a on sam, pragnąc zemsty, rusza na Imperatora. Szkopuł w tym, że jest na zabój zakochany w adoptowanej córce znienawidzonego hegemona – Zenobii. Fabuła, choć okraszona sporą dawką humoru i komentowana w specyficzny sposób przez sympatycznego narratora, jest naprawdę interesująca. Pikanterii dodaje jej bowiem konieczność podejmowania wyborów znacząco wpływających na przebieg wydarzeń. Pierwszym z brzegu przykładem jest podjęcie decyzji o sposobie przekonania ukochanej Raynardo do opowiedzenia się po wybranej ze stron konfliktu. Możesz zdecydować się na dobrowolne lub siłowe rozwiązanie; w zależności od dokonanego wyboru, historia pobiegnie zupełnie innym torem. Dzięki temu grę możesz przejść na… 24 sposoby, każdorazowo zmieniając przebieg wydarzeń. Początkowo daje to sporo frajdy, jednakże szybko okazuje się, że ilość dostępnych lokacji jest mocno ograniczona, a co za tym idzie, wdziera się nuda. Przechodzenie lokacji, którą znasz lepiej niż własną kieszeń nasty raz nie daje niestety satysfakcji.

stories The Path of Destinies recenzja gry

The Path of Destinies i miecze bohaterów

Twórcy zaimplementowali w grze zajmujący system rozwoju bohatera. Wraz ze zdobywanym na pokonanych wrogach doświadczeniem, Raynardo rośnie w siłę, ucząc się nowych umiejętności pomagających przetrwać na placu boju. Nauczysz się między innymi efektywniej wykorzystywać specjalny hak będący na wyposażeniu, wykonując efektowne kombinacje ciosów spowolnisz odrobinę czas, czy wreszcie zostaniesz mistrzem uników. Istnieje także możliwość wydłużania paska zdrowia oraz poprawiania szybkości i siły głównego gieroja. Każdy nowo zdobyty poziom zapewnia jeden punkt umiejętności do rozdysponowania, przy czym im lepszy skill, tym więcej punktów kosztuje.

Oprócz samych umiejętności, Raynardo na podorędziu ma cztery magiczne miecze, nasycone żywiołami. Nie dość, że zapewniają dodatkowe moce w postaci leczenia, podpalania lub zamrażania przeciwników oraz zwiększania ataku lub szybkości; są również swoistymi kluczami do portali blokujących dostęp do ukrytych lokacji na każdym z poziomów. I tutaj z impetem wdziera się backtracking, ponieważ wielokrotnie zdarzy Ci się w trakcie przechodzenia jednego z leveli natknąć na zamknięty portal, możliwy do sforsowania jedynie mieczem, którego jeszcze nie posiadasz.

Jakby tego było mało, w swojej rękawicy Raynardo może umieścić do trzech specjalnych kryształów wpływających na rozgrywkę. Dzięki nim nie tylko zwiększysz swoje zdolności bojowe oraz odporność na różnego rodzaju obrażenia, ale także nauczysz się jak jednym uderzeniem pozbawić swoich oponentów tarcz, za którymi normalnie są nieosiągalni dla Twojego miecza oraz zwiększysz szanse na znalezienie drogocennych kamieni w napotkanych po drodze skrzyniach ze skarbami.

The Path of Destinies i inwazja kruków

Szkoda jednak, że gra nie jest na tyle wymagająca, abyś musiał stawać przed dylematem w co inwestować zdobyte punkty i rudę. Relatywnie szybko osiągniesz taki poziom zaawansowania postaci, że nawet najtrudniejsi wrogowie nie będą dla Ciebie stanowić problemu. Niezbędny do ulepszania mieczy kruszec wydawał mi się początkowo niezwykle deficytowym towarem, ale jak się okazało, nie ukończyłem nawet połowy dostępnych wątków, a już osiągnąłem maksymalny poziom rozwoju postaci i wyposażenia.

Stories The Path of Destinies recenzja

System walki w Stories: The Path of Destinies, choć dość mocno rozbudowany, na dłuższą metę nie daje satysfakcji. Nie dość, że twórcy zrezygnowali z klasycznego ubijania adwersarzy, implementując nieco na siłę element związany z odpowiednim timingiem w kontrowaniu ich uderzeń, to jeszcze zdecydowanie zbyt szybko Raynardo staje się maszyną do masowej eksterminacji wrogów. Mało tego, są oni zdecydowanie mało różnorodni. Początkowo napotykasz typowe mięso armatnie, które z czasem pojawia się w mocniejszych wariantach, aby następnie zmierzyć się z wybuchowymi oraz leczącymi i wzmacniającymi pobratymców maszkarami. Do tego dochodzą jeszcze strażnicy patrolujący okolicę, których da się pokonać jedynie zachodząc od tyłu. I to niestety tyle. Zupełnie nie rozumiem braku bossów, którzy bez wątpienia urozmaiciliby (nieco nudnawą mimo wszystko…) rozgrywkę.

The Path of Destinies i graficzna czkawka

Na screenach  Stories: The Path of Destinies może się podobać. Kolorowe lokacje cieszą organ wzroku, a projekty postaci zachęcają do eksploracji wirtualnego terenu. Trafisz do gęstego lasu, malowniczo położonej wioski, na pustynię i cmentarz. Po drodze zwiedzisz także latającą flotę Imperatora i tajemniczą świątynię. Niestety, często zdarzają się aż nazbyt odczuwalne spadki animacji, co w przypadku potyczek z wieloma przeciwnikami może być frustrujące. Do obrazu całości kuśtykających niedopracowań dochodzi kamera, nad którą nie masz żadnej kontroli. Wielokrotnie dochodzi więc do sytuacji, w których poza zasięgiem Twojego wzroku do ataku szykuje się jeden z przeciwników… Na szczęście udźwiękowienie wypada znacznie ponad przeciętne, serwując przyjemne dla ucha melodie połączone z komentarzami narratora.

Stories: The Path of Destinies wywołało u mnie mieszane uczucia. Twórcy mieli bardzo dobry pomysł na grę, ale nie do końca wykorzystali potencjał w nim drzemiący. Co z tego, że zaimplementowano interesujący system rozwoju postaci, skoro potem rozgrywka jest prosta jak autostrada, a co za tym idzie – nudna? Bardzo fajnie, że dostępnych jest niemalże ćwierć setki zakończeń, jednak ze względu na powtarzalność lokacji, nie każdemu starczy cierpliwości, aby zobaczyć je wszystkie. Gdyby jednak doszlifować każdy z elementów produkcji Spearhead Games, otrzymalibyśmy prawdziwy brylant! A tak, mamy „tylko” diament.


Co jest w tej grze naprawdę udane? System rozwoju postaci oraz interesująco poprowadzona fabuła.

A mimo to szybko wkrada się element nudy, w którym nie pomagają odczuwalne spadki animacji.

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*