Australijski Sąd Federalny zarządził, że Sony ma zapłacić 3,5 miliona dolarów australijskich kary za łamanie tamtejszych praw konsumenckich. Firma wprowadzała bowiem w błąd swoich klientów w sprawie zwrotów pieniędzy za zakupione produkty cyfrowe.
Sony Europe poinformowało czterech indywidualnych użytkowników, że mają maksymalnie 14 dni, by zwrócić zakupioną w sklepie internetowym grę i otrzymać pieniądze; w dodatku, operację musi zatwierdzić autor tytułu. Inny klient otrzymał informację, że pieniądze może odzyskać wyłącznie do portfela w sklepie PlayStation, bez przelewu na konto. Australijski sąd zarządził, że nic z tego nie jest prawdą i że prawa konsumenckie nie mogą zostać cofnięte w wyniku arbitralnej decyzji właściciela sklepu.
Niektórzy czytelnicy Ustatkowanego Gracza mogą kojarzyć, że to nie pierwszy raz, gdy duża firma gamingowa dostaje po łapach od australijskiego wymiaru sprawiedliwości. Przy okazji historii Bobby’ego Koticka pisałem o tym, że Valve było zamieszane w podobną sprawę:
W 2013 roku, australijska organizacja konsumencka pozwała Valve za nielegalną według tamtejszego prawa praktykę: nabywcom gier na platformie Steam nie przysługuje podstawowe prawo konsumenta, czyli możliwość zwrotu. Nie było wiele argumentów po stronie firmy Gabe’a Newella. W końcu zwroty oferowała nawet platforma Origin należąca do EA, wydawcy, który całkowicie zasłużył na łatkę firmy antykonsumenckiej.
A jednak, Valve broniło się rękami i nogami przed wprowadzeniem funkcjonalności. W ich terms of service pojawił się zapis, że wraz z zakupem czegoś na Steam klient zrzeka się prawa do zwrotu. Australijskiemu sądowi zaoferowali zaś wytłumaczenie, że nic Australijczykom nie sprzedają – nie mają tam biura ani sklepów, więc prawo ich nie obowiązuje. Była to odpowiedź absurdalna i wręcz obraźliwa: zakładała, że urzędnicy i konsumenci to kretyni. Ostatecznie, Valve tę walkę przegrało, zapłaciło kilka milionów kary i wprowadziło zwroty pieniędzy.
Co ciekawe, prawo potrafi drastycznie się różnić – co musi zostać kiedyś rozwiązane, żeby ujednolicić kwestię zwracania pieniędzy. W tym roku niemiecki sąd zarządził, że Nintendo wcale nie musi pozwalać graczom na wycofanie się z zamówień przedpremierowych; mimo, że ta praktyka jest niezgodna z dyrektywami Unii Europejskiej.