Myślisz czy kupić strzelaninę Predator: Hunting Grounds? Przeczytaj tekst i wyciągnij wnioski.
Tytuł może i jest zbyt wulgarny ale tylko on będzie z wczorajszego wieczoru. Reszta „wspomnień” pisana jest już na chłodno, choć i teraz nie łatwo o powściągliwość.
Czasami wychodzą takie, niemające szans na miano hitu tytuły, w które mam zwyczajną ochotę zagrać. Po suchej analizie argumentów za i przeciw jestem pewny czy chętnie w dany tytuł zagram czy raczej z obowiązku recenzenta. Nie patrzę na doniesienia, ślepo ufam developerowi i mam nadzieję na dobrą zabawę. Niestety raz na jakiś czas zdarzają się tzw. „półobroty” po których ciężko się podnieść. Predator: Hunting Grounds to taki „półobrót”, bez lekkiego zamroczenia, a z całkowitym nokautem i bolącą do tej pory szczęką.
Trzy dni przed premierą już zaczęła pojawiać się ta myśl i chęć zagrania w nowe, tym razem tylko multiplayerowe przygody Predatora. Słyszałem, że testy były średnio udane i czytałem narzekania graczy. Jednak do czasu premiery twórcy mieli trochę czasu i mogli wyeliminować lub poprawić to, co nie zagrało. Jeśli dalej mieli problemy, to mogli przełożyć premierę i nikt w tych czasach nie miałby do nich żalu.
Nadszedł piątek (dzień premiery), więc od rana już miałem w głowie wirtualne polowanie na żołnierską ekipę. Kod na grę dostałem dość wcześnie, więc do wieczora miałem nadzieję na ściągnięcie danych. Z lekkimi problemami udało się pobrać grę i od godziny 20 z zimnym piwem i niemałymi oczekiwaniami miałem nadzieję na kilka godzin dobrej, wieloosobowej rozgrywki. Przecież początkowe hasło po uruchomieniu gry – „Sony Computer Entertainment presents” do czegoś zobowiązuje.
Już w menu zauważyłem komunikat od twórców, związany z problemami zgłaszanymi przez graczy w temacie długiego oczekiwania na mecz. Ekipa programistów napisała, że już zajmuje się tą sprawą i dziękuje za cierpliwość (filmik powyżej). Cholera, czytając ten wpis nie wiedziałem, że na mecz Predatorem będę czekał trzy razy po ok. 10 min i nic. Żołnierzem pięć razy po ok. 8 min i… w końcu rezygnacja. Ile można czekać na rozegranie polowania? W końcu udało mi się „wbić” w rozgrywkę i to co tam zobaczyłem zapamiętam do końca życia.
Ogromne spadki płynności rozgrywki, jeżące włosy na głowie okropne lagi, cisnące wulgarne wyrazy na usta teleporty (dzięki Jacku za nazwanie tego zjawiska) bohatera o 5 lub 10 metrów od jego położenia. Tak, dobrze przeczytałeś. Biegniesz Predatorem po gałęzi wysokiego drzewa i nagle jesteś na ziemi 5 metrów od tego drzewa. Widzisz wroga przed sobą, podchodzisz żeby zadać mu brutalny cios ostrzami i… w pewnym momencie jesteś daleko od niego. Do tego możesz dodać glitche i błędy techniczne, których jest od zatrzęsienia. Dziurawe od błędów przygody Arno Doriana w Assassin’s Creed: Unity to wzór idealnej rozgrywki w porównaniu do Predatora. Cholera jasna, co to ma znaczyć? Kto jest za to odpowiedzialny?
W dniu premiery gry 2,5 godziny spędziłem w menu i stoczyłem trzy starcia z czego ani jedno nie było grywalne. Straciłem wiele nerwów i zostałem negatywnie zszokowany. Zdziwienie było tym większe, że grę wydaje Sony, a twórcy mogli opóźnić premierę i naprawić babole. Dziś i w kolejne dni następne podejścia do polowania, a ja mam nadzieję na poprawę czasu oczekiwania na mecz i łatkę ze strony programistów. Tak czy siak Sony będzie bardzo złe, a moja recenzja ukaże sie wkrótce.