Ptaszek w cyberklatce

CD Projekt RED stało przed nielichym zadaniem w końcówce września. Po pierwsze, musieli doprowadzić do porządku pełnego problemów Cyberpunka 2077 i to tak, żeby faktycznie można było nazwać wydanie drugie, poprawione Cyberpunkiem 2.0. Po drugie: musieli nawinąć naprawdę potężny dodatek. Taki, który przynajmniej nie będzie gorszy od Serc z kamienia i Krwi i wina; taki, który będzie godnym łabędzim śpiewem dla tej wieloletniej epopei pt. Cyberpunk 2077. Tym dodatkiem jest Phantom Liberty, lub Widmo Wolności.

Widmo Wolności jest z jednej strony jest osobną historią o mocno innym klimacie w stosunku do reszty Cyberpunka. Możesz zagrać w nią zresztą z poziomu menu głównego, co oczywiście ogranicza Twój build i integrację V ze światem. Z drugiej została bardzo sprawnie wpleciona w kampanię podstawową. To, że jest to „tylko” dodatek zdradza tylko mocno skupienie na konkretnej lokacji.

CD Projekt RED z ciekawym cameo

Apetyt ma rosnąć w miarę jedzenia

Wstęp do DLC odbywa się z przytupem godnym Hitchcocka i kina akcji końca lat 90. Z V, za pośrednictwem uporczywego chipa w jej głowie, kontaktuje się agentka Federalnej Agencji Wywiadowczej So Mi aka Songbird. Agentka ma nielichy problem. Nad dzielnicą Night City zwaną Dogtown leci samolot z samą Panią Prezydent Nowych Stanów Zjednoczonych Rosalind Myers. Pech chce, że samolot zaraz runie, a Dogtown nie tyle jest dzielnicą, co swoistym „miastem w mieście”. Gigantyczny squat znajduje się pod jarzmem byłego członka korporacji Militech (a więc w zasadzie i rządu NUSA), pułkownika Kurta Hansena.

Pozostawiony na pastwę losu żołnierz uczynił sobie z dzielnicy swój własny grajdołek z którym nikt nie potrafi – lub nikt nie chce – sobie poradzić. Dla Hansena możliwość przejęcia Prezydent NUSA jest nie lada gratką. Z kolei dla Ciebie i V: potencjalną szansą na wyleczenie cybernetycznego guza w głowie. Rzecz w tym, że taka operacja nie ma prawa pójść gładko i szybko sprawa się rypie, wprowadzając nowego gracza na pole bitwy. Jest nim Solomon Reed, uśpiony agent FIA: dobry człowiek, którego obecność zmienia całkowicie grę, w którą gracie Ty, Song Mi, Hansen i Prezydent.

Widmo Wolności serwuje jedne z najlepszych questów i widoków w grze

No i oczywiście Johnny. Silverhanda zabraknąć nie mogło – rockman dostaje nowe kwestie, nowe interakcje i jest też jednym z jaśniejszych punktów dodatku. W Widmie Wolności V dotyka tematu służby wojskowej Johnny’ego, co w podstawce zostało ledwie wspomniane. Stąd Silverhand jest bohaterem wielu całkiem poruszających winietek podczas których wychodzi z niego głębia, do której w wątku głównym trzeba się długo przekopywać. Śmiem twierdzić że materiał Keanu i jego bohatera w Widmie Wolności jest tak dobry, że może przekonać on graczy wcześniej niechętnych do postaci.

Widmo Wolności prowadzi zestaw szalenie charyzmatycznych, ludzkich bohaterów

Jest to szpiegowska intryga, ale koniec końców nie jest ona skomplikowana. Widmo Wolności nie chodzi tylko o to, żeby w głowie zakręciło Ci się od forteli i nagłych zwrotów akcji. Jak każda dobra historia o szpiegach, jej sercem nie są pogmatwane plany. Jest nim starcie ludzi o sprzecznych motywacjach i celach. To na ludziach stoi Widmo Wolności i CD Projekt RED udało się w tym dodatku stworzyć zestaw jednych z najlepszych postaci w swojej kolektywnej karierze.

Idris Elba, który reklamuje cały dodatek, jest oczywiście dobry. Solomon Reed jest ciekawym bohaterem, ale to Elba i jego charyzma nadają mu kształtu. Aktor ma w sobie to “coś”, talent do napełniania każdej sceny w której się znajduje szczerym, bezpretensjonalnym patosem. Nieważne, czy gra gangstera, nordyckiego boga, detektywa czy złoczyńcę. Elba jest na ekranie i wiesz, że za każdym jego ruchem kryje się naprawdę zasłużony cynizm.

Ale to nie Solomon Reed jest tutaj gwiazdorem, wbrew temu co mogłaby sugerować kampania promocyjna. Widmo Wolności należy do kobiet: pani Prezydent Myers, agentki Alex oraz wspomnianej Songbird. Panie mają wiele warstw, silne motywacje, zostały świetnie zagrane i zostawiają po sobie nieliche ślady w pamięci. Myers nie ma w grze zbyt wiele, ale szybko daje się poznać jako złożona bohaterka i niezłe przedstawienie polityczki. Najpierw jest antypatyczna i łatwa do zrozumienia, by szybko przejść w sympatyczną i całkowicie niemożliwą do ogarnięcia. Alex jest postacią fascynującą, pełną sprzecznej energii, niepodobną do ludzi spotykanych w toku głównej kampanii. Jej przeszłość została ledwie zarysowana, a jednak od pierwszych minut można ją kupić jako postać z krwi i kości.

Songbird jest gwiazdą Widma Wolności

Szczególne oklaski należą się jednak agentce So Mi granej przez Minji Cheng. To ona jest właśnie gwiazdą całej wycieczki do Dogtown. Bohaterka pełna jest tajemnic, sprzeczności, niedopowiedzeń i kłamstw. Wiele jej warstw zdradzanych jest tylko w subtelnych gestach, wskazówkach innych, kontekstach zrozumiałych dopiero później. Na wiele sposobów Songbird stanowi odzwierciedlenie wszystkich konfliktów i motywów zawartych w Cyberpunku: zemsty, wolności, uzależnień, pychy, zagrożeń cybernetyzacji, wypalenia się przed czasem.

Songbird to fantastyczna bohaterka

Widmo Wolności jest generalnie o czymś innym niż podstawowe wydanie, ale koniec końców dodatek jest afirmacją jej tematów. So Mi nie jest jednak jakimś monolitem, chodzącym zbiorem symboli. Choć jednym z centralnych motywów jej wątku jest utrata człowieczeństwa, Songbird jest bardzo ludzka. Rzadko mi się zdarza, żeby w toku grania pomyśleć „a co ja bym zrobił.” W grze CDPR ostatni raz był za czasów Olgierda von Evereca.

Może jedyną rzeczą do której mógłbym się w sprawie Songbird przyczepić to to, że żeby w pełni docenić całą jej postać powinno się w Phantom Liberty zagrać więcej niż raz. Jednak to nie są problemy. Jeśli już to chylę czoła, że w ostatecznie tak krótkim czasie antenowym udało się stworzyć tak rozbudowaną, intrygującą postać.

W Widmie Wolności CD Projekt RED napinają mięśnie, którymi wcześniej się nie chwalili

A może udało się to właśnie dzięki temu, że Widmo Wolności jest jednak imprezą na mniejszą skalę. Stawka jest może jeszcze większa niż życie, ale opowieść skupia się na Dogtown i niewielkiej grupie osób dramatu. Dodatek zaoferował twórcom skupienie, jakiego często brakuje chaotycznej, punkrockowej operze o V z podstawki.

Widmo Wolności zaczyna się od trzęsienia ziemi, niemalże dosłownie. Otwierająca dodatek sekwencja ratowania Pani Prezydent jest naprawdę świetnym kawałkiem gameplayowej reżyserii. Jest to być może najbardziej spektakularna i najlepiej poprowadzona rzecz do tej pory zrobiona przez CD Projekt RED. Prolog od samego początku trzyma w napięciu, gdy spotykasz So Mi po raz pierwszy i otrzymujesz szczegóły swojej misji, a potem powoli przedostajesz się do Dogtown. Nie gubi tego napięcia kiedy gra przestaje prowadzić na moment za rączkę i wrzuca Cię w wir strzelaniny, gdy sprawa przewidywalnie się rypie. Podczas przemierzania dawnego kompleksu militarnego gra wielokrotnie zmienia tempo, klimat i gatunek, oferując Ci prawdziwy rollercoaster. Pod koniec prologu od kuchni przedstawiony zostaje Ci inspirowany Stadionem Tysiąclecia targ na opuszczonym obiekcie sportowym. Wtedy już będziesz wiedzieć: masz do czynienia z czymś wyjątkowym.

To może dzikie miejscami sekwencje akcji i nieortodoksyjny design zadań są największym gameplayowym atutem dodatku. Nowy zestaw perków jest fajny i przyjemny, ale to ostatecznie tylko dołożenie trochę narzędzi do Twojego i tak bogatego arsenału. Nie po to ten dodatek kupisz, nie po to w niego zagrasz i nie to z niego będziesz pamiętać.

Slumsy w slumsach

Dogtown jest drugą główną postacią Widma Wolności, chociaż dodatek nie jest wcale historią o Dogtown. Dzielnica – a raczej squat rozmiarów dzielnicy – jest bardziej niefortunnym poligonem dla rozgrywającej się bitwy na wole. Miejsce jest kompletnie inne w klimacie od reszty Night City. Metropolia jest pełna blasku, tłoku, paradoksalnych wertykalnych konstrukcji mieszkalnych i ulic. Dogtown to miejsce postawione na kocich łbach, w ruinie, wyglądające jak krajobraz po bombardowaniu. Klimatem jest mu bliżej do post-apokaliptycznych pocztówek z serii Fallout niż do plastikowo-neonowego blichtru Night City. Ba, nawet nad pustkowiami wokół kapitalistycznej dystopii nie unosi się taki dołujący klimat. Tamtejsi Nomadzi przynajmniej żyją w miarę nieskrępowane życie i próbują wyrwać mu trochę kontroli. Tutaj nawet pełna neonowego blichtru dyskoteka budzi niepokój: jakby ktoś próbował zaklinać rzeczywistość.

Widmo Wolności to też trochę niemożliwych widoków

Jest to też miejsce, które żyje. W mojej ponownej recenzji Cyberpunka 2077 marudziłem na to, że Night City niemal nigdy nie jest żyjącą lokacją, zwykle ograniczając się do bycia naprawdę imponującym architektonicznym molochem. Dogtown żyje już na poziomie koncepcyjnym – lokacja jest ziemią niczyją o którą w zasadzie dalej toczą się walki. W skali makro przez Hansena i rząd NUSA, ale też mikro: bo gdzie lepsze miejsce dla fixera chcącego wejść do ekstraklasy, niż miejsce w którym nikt pracować nie chce?

Chwilę po opuszczeniu swojej tymczasowej kryjówki w Dogtown wychodzisz na ulicę i pierwsze, co ujrzysz, to czerwony dym gdzieś pomiędzy blokami. To tam możesz znaleźć zasoby zrzucane na dzielnicę o które walczą inni jej bywalcy. Szybko daje to do zrozumienia, że Dogtown się przeżywa, a nie w nim mieszka. Dym nie zaznacza się na mapie, więc w jego kierunku trzeba po prostu pójść, co jest fajnym, choć późnym odejściem od tego, w jaki sposób reszta Cyberpunka często prowadzi Cię za rękę. Dym jest zresztą zwiastunem tego, co będzie: Widmo Wolności lubi trzymać za tę rękę wyjątkowo mało.

Z Widma Wolności wyzierają motywacja i koncentracja

Mniejsza skala – historii i miejsca – zrobiła CD Projekt RED wybitnie dobrze. Dogtown w porównaniu do Night City jest malutkie, ale dzięki temu dużo mocniej widać powiązania między bohaterami, konsekwencje zadań. Skupienie wątku głównego wokół raptem kilku bohaterów sprawiło, że wszystkie osoby dramatu dostają dokładnie tyle czasu, ile potrzebują. Ewidentnie dało to też większe pole do popisu designerom gameplayu. Widmo Wolności zawiera jedne z najbardziej spektakularnych i najlepiej wyreżyserowanych zadań w historii CDPR, jeśli nie najlepsze. Studio wykazuje się w dodatku smykałką do bardziej liniowych sekwencji których nie powstydziłyby się topowe shootery. Dużo zyskał na tym skupieniu też level design: nawet te mniejsze questy rozgrywają się w rozbudowanych, wyjątkowych lokacjach.

Wreszcie, skupienie na kilku mniejszych rzeczach pozwoliło CDPR dotknąć pewnych tematów, które w „podstawce” zostały z wielu przyczyn nieruszone. Misja „Bilet wstępu” z podstawki – pamiętny pierwszy gameplay – była pamiętnie jedną z niewielu, które faktycznie pozwalała Ci na większą wolność. Tutaj elastyczność nawet mniejszych zadań jest większa, a wątek główny w ostatnim akcie rozgałęzia się w dwa kompletnie różne rozdziały. Widmo Wolności jest imponująco zaprojektowanym i poprowadzonym dodatkiem nawet bez kontekstu Cyberpunka 2077 czy premierowej zawieruchy wokół gry. Jest to być może moja ulubiona rzecz produkcji CD Projekt RED, po prostu.

Jedno z najlepszych zadań w Widmie Wolności

Widmo Wolności jest fantastycznym łabędzim śpiewem dla Cyberpunk 2077, wartą zagrania produkcją samą w sobie i jednym z najlepszych dodatków w historii. Zadanie dorównania do wiedźmińskich dodatków zostało nie tylko wykonane – w zasadzie dowieziono więcej niż było trzeba, żeby ten cel osiągnąć. Odnoszę wrażenie, że Widmo Wolności jest efektem pracy zespołu pracującego już w pełnym skupieniu. Z bardzo klarowną wizją, z dobrze określonymi ambicjami, z realnymi pomysłami, pracującego bez pośpiechu i ciągłych zmian.

Quo vadis?

Refleksje po Cyberpunku 2.1 i Widmie Wolności mam dwie. Po pierwsze, jednak chętnie wrócę do tego uniwersum w wykonaniu CDPR. O ile po premierowym 2077 miałem jeszcze wątpliwości, po tym kombosie jestem jednak na powrót kupiony tym światem. Po drugie: mam nadzieję, że pichcą trochę mniejszą grę. Może nie ma co robić wielkich światów? Może wystarczy zrobić jedną, świetną lokację i raptem kilku udanych bohaterów? Ja na to odpowiadać, na szczęście, nie muszę. Zostaje mi cieszyć się, że Widmo Wolności jest tak dobre.

Grę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości sklepu GOG.com

Plusy

  • Songbird!
  • pozostali bohaterowie
  • fabuła
  • Dogtown
  • sekwencje akcji i questy

Minusy

  • spadki wydajności w Dogtown
6

Celujący

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.