Dead Space już na zawsze pozostanie jedną z moich ulubionych gier. Pamiętam euforię kiedy po wielu prośbach fanów, Electronic Arts wreszcie wyciągnęło z szuflady tę markę i zapowiedziało remake. Jednak odświeżyć w wielu aspektach grę i zrobić to solidnie – nie jest łatwo. Szczególnie, jeśli na warsztat brany jest taki klasyk jak Dead Space, mający wielu zagorzałych fanów.
Przyznaję, że miałem obawy, bo twórcy postanowili nie trzymać się ściśle oryginału i nieco urozmaicić rozgrywkę. Były one całkowicie bezpodstawne, bo ekipa Motive Studio pokazała, co znaczy pasja, solidność i swój genialny pomysł na odrestaurowanie starej gry.
Pracy na USG Ishimura nie odmawia się
Taką właśnie renomę miał ten wysłużony planetołamacz i każdy chciał być częścią tej legendy. Nie inaczej było z ekipą USG Kellion, która odpowiedziała na sygnał SOS. Bohater Isaac Clarke to inżynier, mający naprawić usterkę i przy okazji spędzić trochę czasu ze swoją partnerką Nicole. Niestety po przybyciu okazuje się, że na pokładzie olbrzyma, dzieją się dziwne i zarazem okropne rzeczy. Nikt nie odpowiada na zgłoszenia, załogi nie ma, a wszędzie wałęsają się obrzydliwe nekromorfy.
Co stało się na pokładzie Ishimury? Kto jest za to odpowiedzialny i jak bezpiecznie wydostać się z tego kosmicznego piekła? Pytań jest mnóstwo ale z każdym rozdziałem, przybyła ekipa będzie stopniowo poznawać prawdę. Jednak żeby poradzić sobie w starciach z maszkarami, trzeba pamiętać o podstawowej zasadzie sprzed lat – „tnij kończyny”. Nic się w tej sferze nie zmieniło i najlepiej celować w ręce lub nogi. Nekromorfy wyglądają jeszcze straszniej, a strzelając im w poszczególne części ciała, widać odpadającą tkankę mięśniową, która osłabia kończynę.
Efekt jest rewelacyjny, jednak gwarantuję, że delektować będą się nieliczni, bo już na normalnym poziomie trudności celem jest przetrwać. W przeważającej liczbie starć, starałem się zwyczajnie przeżyć, szybko skompletować amunicję i przygotować się na kolejną walkę. Podczas przemierzania kolejnych pokładów, nie mogłem wyjść z podziwu dla zaangażowania kanadyjskiego zespołu w większe i mniejsze detale.
Mroczna atmosfera 2.0
Stoję w długim korytarzu, wszędzie sypią się iskry, widać dym i niesamowite efekty oświetlenia. Słyszę i widzę przebiegającego stwora w górnej części między rurami, ale po chwili pojawia się grobowa cisza. Wchodzę do pomieszczenia obok, pełnego przedmiotów do zebrania i cieszę się z łupu. Po wyjściu, słyszę jak coś szarpie kratką szybu wentylacyjnego i po chwili z impetem wszystko się rozlatuje. Celuję w to miejsce ale zagrożenia nie ma. Idę dalej i z całkiem innej lokacji atakuje mnie ohydny nekromorf. Coś nie do opisania.
Wygrywam walkę i za chwilę pojawia się następny stwór, więc tnę kończyny. Skupiając się na celowaniu w nogi, dostaję silny cios w plecy od następnej maszkary. Myślałem, że mam zawał serca ale to „tylko” czysty strach i zjeżone włosy na głowie. Takich nieprzewidzianych akcji było o wiele więcej i za to właśnie uwielbiam tę grę.
Główny bohater choć milczący w oryginale, tym razem wypowiada mnóstwo kwestii głosem Gunnera Wrighta (w wersji ang.), które w żaden sposób nie ingerują w atmosferę. Fani martwili się o zaburzanie nastroju, jednak Isaac rozmawia wyłącznie w czasie spotkań lub łączenia wideo, co okazało się świetnym posunięciem. Udaną niespodzianką jest pełna polska wersja językowa (dubbing), która wypada bardzo profesjonalnie i wszystkie postaci spisały się solidnie. Małym mankamentem są tłumaczenia przeróżnych urządzeń, bo odwiedzając np. sklep zauważysz angielską nazwę zamiast polskiej.
Zmiany, nowości, ulepszenia
Ishimura to już nie jest ten sam planetołamacz. Oprócz tego, że jest jeszcze straszniej, to pojawiły się kolejne pomieszczenia, a do innych wymagany jest certyfikat bezpieczeństwa poziomu 1,2 i 3. Oznacza to, że twórcy zachęcają do powrotów w już odwiedzane miejsca, bo poszczególny „dostęp” jest przydzielany wraz z kolejnymi etapami kampanii. Pojawiły się też obiecane misje poboczne i choć nie są to wybitne zadania (przeskanować tkankę, znaleźć RIG), to fani z pewnością spróbują swoich sił, bo np. nagroda za zebranie wszystkich wymaganych RIG’ów członków załogi to certyfikat „gwiazdki” i dostęp do wielu większych skrzyń.
Studio Motive poza kosmetycznymi nowościami i zmianami, postanowiło wdrożyć coś więcej. Chodzi o ważniejsze momenty w fabule, jak ochrona kadłuba Ishimury przed uderzającymi asteroidami. Frustrujące strzelanie z działka w oryginale, zostało zastąpione całkiem inną mechaniką, która spisała się wyśmienicie. Takich zmian na lepsze jest o wiele więcej, jak choćby latanie w zerowej grawitacji, zamiast uporczywych skoków. Inżynier posiada wbudowane silniki odrzutowe i dzięki nim możesz nie tylko komfortowo eksplorować ciekawe miejsca, ale też strzelać w locie.
Arsenał pełny narzędzi górniczych ponownie sprawia mnóstwo frajdy. Strzał z pistoletu linowego efektownie przecina wszystko na swojej drodze, miotacz ognia to potężna broń, a rozpruwacz będzie czymś wyjątkowym dla chirurgów amatorów. Ciekawą zmianą jest przełączanie bezpieczników, bo niejednokrotnie żeby otworzyć drugie drzwi, trzeba poszukać źródła energii i stanąć przed wyborem. Dotrzeć do tych drzwi w całkowitych ciemnościach (o zgrozo!), co jest niesamowitym doświadczeniem lub walczyć w próżni z kończącym się zapasem tlenu.
Remake marzeń
Odświeżony Dead Space to pierwsza gra, w której realnie bałem się grać mając założone słuchawki. Dźwięk 3D, o którym tak wiele wspominali twórcy to kapitalna sprawa i właśnie granie z headsetem potrafi naprawdę zjeżyć włosy na głowie. Pierwsze 15 godzin spędzone na planetołamaczu grałem z głośnikami, ale rozpoczynając New Game Plus postanowiłem założyć słuchawki.
Wtedy rozgrywka zmienia się diametralnie, bo nie tylko czujesz oddech stworów na plecach, ale też słyszysz jęki, wołania o pomoc, skowyty, wybuchy, przebiegające w szybach wentylacyjnych maszkary czy wiele innych okropnych doznań. Wszystko to odczuwasz jednocześnie. Ile to razy obracałem się, bo słyszałem wstrząsające dźwięki z oddali lub byłem przygotowany na najgorsze, które akurat nie nastąpiło. Po prostu w sferze audio cały czas coś się dzieje i nie ma chwili na odpoczynek. Dead Space na słuchawkach nawet podczas zwykłej wędrówki korytarzami straszy i poraża atmosferą, a liczne starcia nabierają rumieńców.
Wizualnie remake wygląda świetnie, choć oczywiście obecnie znajdą się ładniejsze produkcje na PS5. Byłem pod wielkim wrażeniem podczas uruchomienia ogromnej centryfugi, niszczenia uprzęży grawitacyjnych czy scen z wielkimi płomieniami ognia, bo efekty wizualne potrafią zachwycić. W zasadzie każdy aspekt w tym remake’u wykonany jest solidnie, z pomysłem i z pewnością nie jest to skok na kasę. Jakby tego wszystkiego było mało, to brak ekranów wczytywania danych podczas rozgrywki, również dodaje małą cegiełkę do ogólnego nastroju.
Dead Space Remake w zasadzie nie ma minusów, bo nawet chcąc czepiać się błędów technicznych, to trzy „kosmetyczne” wpadki, nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenia. Ten remake to idealnie wyważone zmiany, z dbałością o detale i wielkim poszanowaniem oryginału. To przerażająca, trudna rozgrywka, pełna momentów mrożących krew w żyłach i prawdziwy survival horror. To wreszcie najlepszy wirtualny prezent dla fanów marki i spełnienie ich marzeń. Kosmiczny koszmar powrócił w chwale, pokazując kto rządził 15 lat temu i nadal jest na mrocznym podium. Dawno nie czułem się tak spełniony – dziękuję, Motive.