Gdy dowiedziałem się, że Dinokalipsa jest grą stworzoną przez autora Odjechanych Jednorożców wiedziałem, że muszę w nią zagrać.
Nadeszła apokalipsa. A wraz z nią rozmaite katastrofy. Dinokalipsa to gra, w której uczestnicy wcielają się w dinozaury zmagające się z rozmaitymi trudnościami.
Zawartość zestawu i jakość wykonania
W pudełku, oprócz instrukcji, znajdziesz cztery dinozaurowe plansze z wizerunkami bohaterów oraz torami ucieczki. Mamy więc Ten Stego, Pechowego Bronka, Nerwowego Reksa oraz Łzyceratopsa. Każdy z nich ma swoje mocne i słabe strony. Do każdej z plansz przypisany jest pionek w odpowiednim kolorze. Są jeszcze dwie talie kart. Pierwsza składa się z 53 kart punktów i 16 kart akcji natychmiastowych, druga z 28 kart katastrof. O działaniu kart przeczytasz niżej.
Całość wykonana jest bardzo dobrze. Karty, jak zwykle, mogłyby być nieco grubsze, ale plansze i pionki prezentują się wybornie.
Dinokalipsa – zasady
Zasady są bardzo proste. W trakcie zabawy gracze zdobywają punkty zagrywając z ręki stosowne karty i unikając tym samym wylosowywanych katastrof.
Każda tura wygląda tak samo. Najpierw wybiera się z dobranych na rękę pięciu kart jedną punktową i kładzie zakrytą przed sobą na stole. Na umówiony znak wszyscy odkrywają swoją kartę i porównują wyniki. Tu zaczyna się najlepsza zabawa, ponieważ gracze mają do dyspozycji karty akcji, wpływające na punktację. Wartość karty punktowej jest również modyfikowana przez aktualną katastrofę. Każdy z dinozaurów jest podatny lub odporny na konkretny rodzaj kataklizmów, a są ich trzy: naturalne, drapieżne i emocjonalne. Dla przykładu, Łzyceratops lepiej sobie radzi z katastrofami emocjonalnymi (+1 do punktacji), a gorzej z naturalnymi (-1 do punktacji).
Ten, kto ma najwyższy wynik może przesunąć figurkę swojego dinozaura na torze ucieczki o tyle pól, ile on wynosi. Z kolei gracz z najniższym rezultatem zgarnia kartę apokalipsy. Gracz, który uzbiera karty trzech różnych lub tych samych katastrof – odpada. Tu warto wspomnieć o kartach z meteorytami, które zastępują dowolny rodzaj katastrofy. Jeśli więc masz np. katastrofy emocjonalną i drapieżną, a następnie zgarniasz meteoryt, odpalasz z gry, ponieważ traktuje się go jako katastrofę naturalną.
Zwycięzcą zostaje ten, kto jako pierwszy pokona tor ucieczki lub zostanie ostatnim żywym dinozaurem.
Wrażenia z rozgrywki
Dinokalipsa sprawiła, że zrywaliśmy boki ze śmiechu. Warto jednak zaznaczyć, że gra pokazuje prawdziwy pazur dopiero przy maksymalnej liczbie graczy. Próbowaliśmy grać w duecie, ale wówczas rozgrywka bardzo szybko staje się nudna.
Zagrywanie kart natychmiastowych potrafi wywrócić daną turę do góry nogami, dzięki czemu emocje sięgają zenitu. W zasadzie każda tura jest drobną batalią, w której nie bierze się jeńców. Choć taktyka ma tu spore znaczenie, ogromna nieprzywidywalność sprawia, że niczego nie można być pewnym.
Co ciekawe, choć tor ucieczki udało się nam przejść tylko parokrotnie (zdobycie 50 punktów nie jest proste, przyp. red.), każdorazowo bawiliśmy się świetnie.
Dinokalipsa – czy warto?
Zdecydowanie tak! Dinokalipsa to świetna propozycja nie tylko na imprezy ze znajomymi, ale także wspólne spędzanie czasu w domowym zaciszu.Duże replayability (powtarzalność rozgrywki, przyp. red.) sprawia, że ciężko się od niej oderwać. Polecam!