Gra, w której przeciwnicy sterowani sztuczną inteligencją doskonalą swoje umiejętności kopiując moje zachowania? Zapowiedź gry ECHO, którą właśnie takim sloganem reklamowali twórcy malowała w mojej wyobraźni obraz produkcji poniekąd rewolucjonizującej branżę gier wideo. Chcieli dobrze, wyszło jak zwykle…
Debiutancka produkcja duńskiego studia Ultra Ultra opowiada historię dziewczyny imieniem En, która po wieloletniej hibernacji dociera do tajemniczego Pałacu, będącego wcześniej królestwem prastarej cywilizacji. Misja zakłada przywrócenie jej do życia przy użyciu odszukanej technologii. W zadaniu pomóc ma sztuczna inteligencja nazwana London.
ECHO gra w pustych korytarzach Pałacu
Wstęp do ECHO pozwala mieć nadzieję na niezwykle klimatyczną opowieść science fiction, okraszoną odrobiną grozy. Opuszczony, ogromny kompleks, tajemnicze zjawiska i chwilowe utraty świadomości sprawiają, że atmosfera zagrożenia nieustannie wisi w powietrzu. Gdy w pewnym momencie okazuje się, że napotykanymi przeciwnikami są klony głównej bohaterki, napięcie sięga zenitu. Niestety gęsty klimat dość szybko się rozrzedza, aby po chwili zmienić się w nieco nudnawą opowieść. Wszystko za sprawą powtarzalności, która dotyka wiele aspektów gameplayu.
Miejsce akcji – Pałac – jest ogromne. Niestety monumentalność ta wcale nie przekłada się na dłuższą rozgrywkę, czy chęć eksploracji każdego z zakamarków. Historia jest do bólu liniowa, zwiedzanie wszystkich pomieszczeń zwyczajnie nie ma sensu. Na domiar złego, większość z nich wygląda niemal identycznie. Mało tu interakcji z otoczeniem, a już na pewno brakuje konkretnych zagadek, które mogłyby znacząco wydłużyć czas gry. Nie można bowiem takową nazwać odnalezienie klucza i dostarczenie go w wyznaczone miejsce. Po nieco ponad pięciu godzinach, które były niezbędny ku temu, abym mógł zobaczyć napisy końcowe, niejako odetchnąłem z ulgą, ponieważ przez cały ten czas ECHO nie zaoferowało mi niczego, co sprawiłoby, że gra zapadnie na dłużej w pamięci.
Działaj, zanim usłyszysz echo
Najciekawszym elementem ECHO są wspomniane klony, które podpatrując zachowania En, uczą się nowych umiejętności. Jest to o tyle ciekawe, że chcąc przetrwać musisz pamiętać, aby nie dawać okazji doppelgangerom do wykorzystania własnych pomysłów przeciwko sobie. Pałac poniekąd żyje własnym życiem, opierając się na regularnie resetującym się systemie. Na chwilę przed tym światła gasną, co jest jedyną szansą na działanie bez obawy, że sobowtóry Cię zmałpują.
W bezpośrednim starciu z klonami En nie ma większych szans, dlatego ważnym elementem gameplayu jest pozostawanie niezauważonym. Możesz przekradać się za plecami sobowtórów, eliminować ich po cichu, czy wreszcie skutecznie odwracać ich uwagę. W ostateczności możesz również sięgnąć po broń, jednakże jej użytkowanie kosztuje Cię sporo energii, którą da się regenerować tylko dzięki specjalnym urządzeniom. Pomocny okazuje się również skaner otoczenia, pokazujący rozlokowanie przeciwniczek.
Bez fajerwerków
Oprawa audiowizualna nie powali Cię na kolana. Jak wspomniałem, w ECHO słowo „klon” nie oznacza jedynie Twojego sobowtóra, ale także powtarzające się otoczenie, które szybko wprowadzi uczucie znużenia. Sytuacji nie ratuje wcale nazwisko Rose Leslie, którą możesz kojarzyć z serialu Gra o Tron, a która użyczyła głosu głównej postaci. Budżet przeznaczony na jej zatrudnienie lepiej było przeznaczyć na wzbogacenie ECHO, w którym na niemalże każdym kroku widać ograniczenia wynikające z braku funduszy na realizację ciekawych pomysłów ekipy developerskiej.
ECHO to nie do końca udany debiut, aczkolwiek nie można jednoznacznie stwierdzić, że premiera okazała się totalną klapą. Jeśli twórcy wyciągną odpowiednie wnioski i nadal będą mieli na tyle otwarte umysły, aby móc stworzyć kolejną oryginalną produkcję, następny tytuł Duńczyków może okazać się bardziej interesujący.
ECHO ma niepowtarzalny klimat, a rozwiązania zaimplementowane przez twórców miały szansę wnieść sporo świeżości do nieco skostniałego już gatunku stealth.
Niestety ogromny potencjał nie został należycie spożytkowany, co przełożyło się ostatecznie na nudę wdzierającą się po kilku godzinach zabawy.