– Za co siedzisz?
– Defraudacja pieniędzy.
– To za to można zostać skazanym w Mieście Szkła?
– A można. Rzadko, ale się udaje. Podkablowali nas do samego Krugera. Szlag go trafił i oto tu jestem. Ale tak to już, jeśli jesteś w średniej…
– Średniej?
– No, w średniej kaście w naszej hierarchii miejskiej. Na samej górze są rody korporacyjne, następnie dyrekcja, wyższa, średnia, niższa, Odłączeni i Wykluczeni. Nie wiesz tego?
– Wiem, wiem. Po prostu… plącze mi się to wszystko. Nikt mnie tego nie uczył, jestem Odłączony odkąd pamiętam.
– Nam również nikt tego nie tłumaczył. Gdybym osobiście nie znalazł tego w sieci, to nikt by mi z tym nie pomógł. A Ty? Za co tu jesteś?
– Jestem sprinterem. Złapali mnie. Nie ma o czym gadać…
– O cholera! Korzystaliśmy w KrugerSec ze sprinterów. Może sam dla mnie pracowałeś nawet. Niby powinniśmy być wrogami, ale…
– Jesteś pewien, że możemy gadać?
– Chłopie, mówię, że was zatrudnialiśmy! Wsadzili mnie do paki. Co miałbym im powiedzieć?
***
– Pewnie tęsknisz?
– Za czym?
– No, nie wiem, jak to nazwać. Za „rodziną”? No wiesz, sprinterami.
– Ani trochę, nie. Nie wiem, za kim miałbym tam tęsknić.
– Jak to? Ale walczycie razem z systemem, żyjecie na jego obrzeżach, mieszkacie razem?
– Niby tak… Ale to niejako z konieczności. Gdybym mógł, uciekłbym do kogoś innego, ale inne opcje są mało zachęcające.
– Ale co jest nie tak? Liderzy, polityka? Współpracownicy?
– Wszystko po trochu. Nasz szef – Noah – to pieprzony nieudacznik. Nie posiada ani drobiny charyzmy, cywilnej odwagi, czy jasnego celu… Naprawdę nie wiem, co mam robić jako sprinter, jako członek grupy. Dostaję niby zlecenia, co przekłada się na wikt i opierunek, tylko… nieustannie napotykamy KrugerSec, a on nic z tym fantem nie robi. Nie walczymy z nimi; jeśli nas złapią, jesteśmy zdani na siebie. Ponadto nie wiem, jaki jest mój holistyczny cel w tym wszystkim. Noah zmienia zdanie co krok – tutaj idź do Plastic, tu pogadaj z Dogenem, tu włam się do korporacji, tutaj nie rób tego, ukradnij to, musimy to sprzedać, tamto, jednak nie… Jakiś dramat, mówię Ci. A teraz jeszcze, odkąd wróciła ta dziewczyna….
– Faith Connors?
– Tak. Suka straszliwie podzieliła zespół. Niby rozumiem, że jest to protegowana Noah, ale mnie i resztę załogi… Cholera, nagle przestaliśmy się liczyć! Są nas całe dziesiątki, a tak naprawdę liczą się dla niego może trzy osoby.
– Heh, to w zasadzie podobnie jak u nas w korpo.
– Jeszcze próbowałem nie winić tej całej Faith, ale… Jest krnąbrna, niesympatyczna. Dobrze biega – fakt – ale bądźmy realistami, wszyscy tutaj dobrze biegają. Tylko no, to tyle. Nic więcej o niej nie wiem. Przebąkiwała coś o sławnych rodzicach, jakby to miało ją usprawiedliwiać. Nie da się jej po prostu lubić. Jeszcze przez nią mamy tylko problemy, bo włamała się do was, do KrugerSec i teraz sprinterzy znowu są na świeczniku. Oczywiście wszystko przez nią. A co zrobił Noah? Zabronił podejmować jej jakichkolwiek działań, ale nawet się nie dziwię, że złamała ten zakaz. Przecież on nie ma za grosz autorytetu.
– Rany, nie ma nawet nikogo, z kim można by pogadać?
– Jest taki gość, Ikar – strasznie uniósł się ambicją po powrocie Faith. Na początku sądziłem, że połączy nas wspólna do niej antypatia, ale nie. On jest chyba jeszcze gorszy, to zwykły buc. Ta Faith niewiele, ale cokolwiek robi. Ikar natomiast jedynie się przechwala. A co ja mogę powiedzieć? Cóż… chyba tylko mu pogratulować!
– Nie ma nikogo, kogo byś tam lubił?
– Są ludzie nieco z boku, tacy jak ja. Ale w ogólnym rozrachunku jesteśmy aktorami trzeciego planu. Nomad jest w porządku. Co prawda przyjaźni się z Faith i niespecjalnie dużo robi, ale nie działa nikomu na nerwy. Birdman był również całkiem OK, ale w ogóle go nie widuję – rozmawiałem z nim dwa razy na początku, zaraz po wstąpieniu do sprinterów. Potem nawet nie słyszałem o nim wzmianki. O, jest jeszcze jedna dziewczyna, jak jej było… Plastic! Plastic jest jednak irytująca. Ale ona ma przynajmniej jakąś wymówkę; bankowo chora jest na głowę.
– Nie myślałeś nad zmianą? Niemożliwym jest się przenieść?
– Ech, pomyślmy… Jest Czarny Listopad, ale to terroryści. Rebecca Thane to wariatka, a w dodatku komunistka.
– Cholera. Może nie jestem zadowolony z tego, co mamy teraz, ale…
– Zgadzam się z Tobą w pełni.
– A Dogen? Podobno funkcjonuje poza systemem…
– Tak, Dogen jest w porządku. Robiłem dla niego parę pomniejszych zleceń. Ale to tyle. Noah nikogo do niego nie dopuszcza, jeśli nie jest zmuszony. Szkoda, bo to interesujący człowiek. Dobrze gotuje. Z chęcią widywałbym go częściej… W każdym razie innych opcji nie ma. Do korpo przecież nie pójdę. Poza tym, ten Kruger to pewnie kawał skurwysyna?
– Szczerze? Nie wiem. W ogóle go nie widuję. Nawet nie wysłał mnie do celi osobiście. Wygląda na gnoja, ale nie potrafię Ci nic więcej o nim powiedzieć.
– Dziwne. Niby taka szycha, a nigdy nigdzie go nie ma.
***
– Wiesz za czym faktycznie tęsknię? Za bieganiem. I za miastem. Biegłeś kiedyś przez wieżowce? Skakałeś z dachu? Czułeś, jak przecinasz wiatr niczym nóż? Obtarłeś sobie kiedyś kolana przy lądowaniu, wybiłeś palec przy łapaniu za barierkę?
– Eee, nie miałem okazji.
– Żałuj. To jest coś pięknego. Nie zaznałeś życia, jeśli nie biegłeś przy wschodzącym słońcu przez Miasto Szkła. Z każdym krokiem, podskokiem, przewrotem… Człowiek czuje się, jakby miał władzę nad światem.
– Przywykłem raczej do myślenia, że władzę daje broń. Albo pieniądze.
– To jedynie półśrodki w porównaniu z tym, jaką potęgę czujesz zjeżdżając po linie z wysokości sześciu pięter, lądując idealnie przewrotem, z którego płynnie wyskakujesz przed siebie… Lecisz do drzwi, przebijasz się przez nie, mijasz robotników… Słyszysz za sobą KrugerSec, którzy doganiają Cię, a Ty… tylko odbijasz się od ściany i lecisz w nieznane widząc, jak bardzo przerasta ich to, co robisz. Tymczasem biegniesz dalej, przed siebie. Kule świszczą tuż obok Twojej skroni, ale nic sobie z tego nie robisz, pędząc na złamanie karku.
– Że kule was omijają? Nie rób sobie jaj ze mnie!
– Poważnie mówię, stary. Nie wiem, jak to działa, nie znam się na fizyce. Ale biegniesz i nic cię nie tknie. Nie umiem tego wytłumaczyć, tak po prostu jest. Tak nas uczyli.
– Brzmi to w sposób co najmniej zagmatwany…
– Ależ skąd, wszystko dzieje się naturalnie. Nauczyłbyś się bez problemu; wyglądasz na dobrze zbudowanego, więc to już jakiś początek. Noah uczył nas wszystkiego stopniowo. Jak zrobić przewrót przy lądowaniu, jak podciągnąć nogi przy przeskoku, jak zwinnie wspiąć się po drabinie… Niby to wszystko brzmi jak banał, ale dobrze, że uczył nas tego krok po kroku. Może dość restrykcyjnie do tego podchodził, ale… W zasadzie należy tylko uważać na to, aby nie połamać sobie nóg. Momentami trudno jest również ocenić dystans. Oj, widywałem już takich sprinterów, którzy łamali członki w miejscach, w których pozornie wydawać by się mogło, że spadną bezpiecznie.
– Nie myśleliście, aby nieco uprościć całą procedurę? Może wszczepki do beatlinku, sprzęt?
– A mamy. Linki z hakiem na przykład. Ale powiem Ci, że nie korzysta się z tego nader często. Owszem, ułatwiają przemieszczanie się, ale architektura miasta do końca temu nie sprzyja. Zresztą, nie narzekam, uwielbiam biegać. Wszczepkę też mamy, nazywamy to Wzrokiem Sprintera.
– Jak to działa?
– Dosłownie widzimy, w którym kierunku się udać. Programujemy sobie cel podróży i chip przedstawia nam trasę oraz podświetla użyteczne jej elementy na czerwono. Średnio poprawnie to jednak działa, więc muszę co pewien czas ręcznie kalibrować rzeczoną „dogodność”. Bez tej smugi potrafię się po prostu zgubić. Niby znam miasto, długo już tu biegam, ale niezwykle ciężko jest mi się przyzwyczaić. Natomiast gdy biegnę za czerwoną smugą, bezmyślnie prę przed siebie, często nie podążając nawet za najlepszą trasą. Nie mam nawet chwili, żeby przystanąć i przyjrzeć się miastu.
– Piękne jest, mimo wszystko. Trzeba mu to oddać. Architektów mamy genialnych, wyczucie stylu także… Szkoda, że sytuacja nie jest bardziej stabilna, bo cała Cascadia może nam pozazdrościć takich widoków.
– Prawda. A jak się po tym mieście biega… Momentami wydaje mi się, że oni to specjalnie wszystko zaprojektowali w taki sposób, aby poruszało się nam po nim jak najwygodniej.
– No dobra, a czym taki sprinter w zasadzie się zajmuje?
– Ech. Tu pobiegniemy coś dostarczyć, czasami zrobić coś interesującego, np. odciągnąć uwagę KrugerSec od innych sprinterów. Dużo hakujemy, czy raczej pomagamy hakować innym – rozwalamy metagrid, unieruchamiamy radary… Ale czasami też się wygłupiamy. Beatlink jest o tyle wygodny, że można poustawiać dedykowane sobie trasy. Następnie inni widzą efekty naszych działań, również mogą się ścigać, możemy porównywać czasy… A poza tym, dość niewiele.
– To znaczy?
– Bo widzisz… Stoi to miasto otworem niby, ale poza bieganiem nie możemy sobie na wiele pozwolić. Jest jakoś tak… pusto. Dalej tęsknię za nieograniczoną niczym wolnością, za wiatrem we włosach, za siniakami od upadków. Nie zrozum mnie jednak źle. Na początku, gdy zaczynałem u sprinterów, czułem nową jakość, świeżość, że ten świat jest mój. Z czasem odczuwałem to jedynie podczas biegu. Miasto Szkła jest piękne, tylko po prostu bez serca.
***
– Jak w ogóle tutaj wylądowałeś?
– Nic ciekawego, zgarnął mnie KrugerSec. Nie zdążyłem schować się zawczasu i oto – jestem tutaj.
– Dają wam pewnie popalić?
– Szczerze powiedziawszy, daleko mi do takich osądów. Jakby ich było dwóch / trzech mniej, nie mielibyśmy okazji się poznać. A ponadto, wasi strażnicy to straszni kretyni.
– Co masz na myśli?
– Tłukłem się z naprawdę sporą ilością tych głąbów. Oni naprawdę niczego się nie uczą. Nieustannie kręciłem się wokół nich i kopałem w plecy. Prawdę powiedziawszy, bardziej mnie walki z nimi męczyły, niż stresowały czy ekscytowały.
– Ale nie masz przecież broni?
– To akurat jest najmniej ważne. Mogę przecież biec, nie przejmując się nimi.
– No dobrze, ale przecież wpadłeś.
– Racja, chociaż… to akurat nieco inna sprawa. Bo poszło nie tylko o to, że było ich nadto, ale byli z nimi również Wartownicy. A do tych typów nie pałam sympatią. Nie do przejścia są sukinsyny; te pancerze nigdy im nie pękają a poza tym jak cię kopną… Ech, cieszę się, że szkolą tych kretynów u was tak słabo.
***
– Jak sądzisz, kiedy wyjdziesz?
– Pewnie za rok, dwa. Może wcześniej, jeśli będą przetasowania kadrowe. Może wyślą mnie w inne rejon Cascadii albo wykupi mnie allCom… A Ty?
– Nie wiem. Boję się tego trochę. Pamiętam, że znajomy siedział prawie osiem lat.
– Święta panienko! Cholernie długo!
– W dodatku za to samo. Ale kiedy wyszedł narzekał, że to miasto, życie tutaj – to się nie zmienia. Niby tyle się wydarzyło przez minione osiem lat, ale twierdził, że mógłby równie dobrze minąć zaledwie rok.
– Może będzie lepiej, kiedy Ty opuścisz to miejsce?
– Może. Oby nie trwało to ośmiu lat.
– Czego Ci z całego serca życzę…
O ślicznej oprawie wizualnej, designie poziomów i o sterowaniu postacią napiszę już wprost – to zdecydowane plusy recenzowanej pozycji.
Jednak z recenzenckiego obowiązku wspomnę o fatalnym scenariuszu, nudnej walce wręcz oraz o niewykorzystanym potencjale otwartego świata.