Floodland – recenzja

Do Floodland, gry studia Vile Monarch siadałem z wielkim entuzjazmem. Nie dość, że zapowiadał się tytuł w jakimś stopniu podobny do bardzo lubianego przeze mnie Frostpunka, to jeszcze z muzyką stworzoną przez m.in. Piotra Musiała, który to właśnie do gry twórców z 11 Bit Studio skomponował muzykę.

Im jednak głębiej wchodziłem w świat wykreowany we Floodland, tym mój początkowy entuzjazm stopniowo gasł. Nie do stopnia w którym mógłbym powiedzieć, że tytuł ten jest grą złą, ale zdecydowanie nie udało się Floodland mnie jakoś specjalnie oczarować.

O czym jest Floodland

Trzon fabuły jest raczej standardowy, podobnie jak przy innych postapokaliptycznych tytułach. Ludzkość przegrała walkę z postępującym ociepleniem klimatu, które skończyło się ostatecznie bezkresnymi powodziami. Przeżyli tylko nieliczni, do tego porozrzucani po szczątkach niezalanego przez wodę lądu. Przed rozgrywką wybieramy jeden z czterech klanów zrzeszających garsktę tych, którym udało się przetrwać kataklizm i rozpoczynamy przygodę na takiej właśnie wyspie.

Nasze zadanie polega na zarządzaniu grupą śmiałków, dbaniu o ich dobrostan oraz ponownym przywrócenie świetności gatunku ludzkiego. Kluczem do zwycięstwa jest doprowadzenie do znalezienie źródła energii, pozwalającego na w miarę bezpieczne i komfortowe prosperowanie.

Mamy więc tutaj do czynienia z mechanikami takimi jak eksploracja terenu, wyszukiwanie, wydobywanie i zarządzanie surowcami czy rozwijanie i ulepszanie technologii. Jednak skupianie się we Floodland tylko na tej stronie egzystencji z pominięciem aspektu ludzkiego kończy się szybką i nieuniknioną porażką. Twórcy Floodland poszli  dosyć mocno w kierunku wyznaczonym kilka lat temu przez grę Frostpunk i także w swoim tytule zaimplementowali element monitorowania i reagowania na nastroje stopniowo powiększającego się społeczeństwa.

Jak Floodland prezentuje się w praktyce

Floodland to strategia czasu rzeczywistego z opcją modyfikacji prędkości rozgrywki. I całe szczęście, gdyż zwłaszcza w późniejszych fazach gry dzieje się tak wiele różnych rzeczy, nierzadko równocześnie, iż brak możliwości pauzowania byłby, przynajmniej dla mnie, istnym harakiri na szarych komórkach.

Areał po którym się poruszamy jest ogromny. Trzeba go oczywiście stopniowo odkrywać, gdyż na początku wszystko dookoła pokryte jest mgłą i chmurami. W miarę jednak poznawania coraz to nowych przestrzeni szybko pojawia się uczucie obcowania z rzeczywiście potężnym światem.

Przygodę zaczynamy ze skromną ekipą śmiałków i jak to zwykle w tego typu tytułach bywa od razu czekającą na zapewnienie dachu nad głową oraz wystarczającej ilości pożywienia. Na początku wszyscy muszą zadowolić się jednak lichymi namiotami i posiłkami składającymi się głównie z owoców.

Natomiast dosyć szybko okazuje się, że okolica, choć mocno poturbowana, skrywa wiele mniejszych i większych skarbów. Dzień za dniem więc, mądrze rozdzielając zadania, w magazynie zaczną pojawiać się i bardziej wartościowe rzeczy – jak np. drewno, plastik, metal, jadalne rośliny, ryby czy skorupiaki. Gra daje też możliwość „przerabiania” na surowce większości znajdowanych na mapie przeróżnych „skarbów”.

Drzewko rozwoju, losowe wydarzenia i decyzje

Wspomniany na początku tekstu wybór klanu w jakimś stopniu determinuje styl dalszej gry, gdyż każdy prezentuje z lekka odmienne podejście do życia, ma inne potrzeby i oczekiwania.

Dodatkowo wraz z postępem kampanii na naszej drodze pojawiać się będą też inne nacje. I choć już od początku podejmowane przez nas decyzje będą wpływały na nostroje członków klanu, to prawdziwa zabawa zacznie się właśnie kiedy pod nasze skrzydła trafią kolejni ocaleńcy.

Często zdarzać się będzie tak, że działanie chwalone przez jednych, będzie negatywnie oceniane przez drugich. Muszę przyznać, że akurat ten element Floodland dostarcza całkiem sporo frajdy, a zakres i różnorodność sytuacji z jakimi musimy się mierzyć nie pozwala na nudę.

Nudy nie doświadczymy również w kwestii mocno rozbudowanego drzewka rozwoju oraz praw rządzących społecznością. We Floodland opcji decyzyjnych w tym zakresie jest aż nadto. Problem jednak w tym, że duża ilość wyborów nie idzie za bardzo w parze z ich znaczeniem dla rozgrywki. Punkty rozwoju wydawane na nowe technologie czy budynki mają głównie za zadanie zwiększać efektywność produkcji, a wprowadzane zasady i regulacje współżycia mają w sumie tylko utrzymywać pokojowe relacje.

Brakuje we Floodland większej głębi i złożoności przez co podejmowanie decyzji nabiera mechanicznego, automatycznego zabarwienia. Poza wszystkim jednak za mało jest we Floodland sytuacji zagrożenia, frustracji powodowanej beznadziejnym losem, czy faktycznie trudnych wyborów moralnych.

To prawda, że dosyć regularnie wpadają nam przed nos nieplanowane zdarzenia losowe wymagające naszej uwagi, jednak nigdy nie poczułem, aby były one jakimś specjalnym wyzwaniem. Do tego immersję skutecznie torpedowały coraz bardziej irytujące z czasem wyskakujące powiadomienia, których w żaden sposób nie można wyłączyć…

Bajkowe kolory, survivalova muzyka

Ostatnim elementem na jaki chciałbym zwrócić uwagę to sfera audio wizualna Floodland. I o ile muzyka stworzona przez Piotra Musiała to dzieło samo w sobie (o czym za chwilę), to graficznie już nie jest tak dobrze. Choć oprawa wizualna całkiem dobrze radzi sobie pod względem jakości, to niestety według mnie nie wspiera klimatu gry.

Jest ładnie pod względem barw, przez co całkiem niepostrzeżenie, w trakcie rozgrywki umyka klimat grozy, który w tego typu tytułach  powinien niemalże wylewać się z ekranu. Do tego nagromadzenie nierzadko podobnych kolorystycznie elementów na mapie nie sprzyja czytelności obszaru. Całości nie wspiera też optymalizacja. Jeżeli nie dysponujemy mocniejszym sprzętem, to granie na wysokich ustawieniach nie będzie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń.

A teraz czas na kilka słów o wspomnianej przeze mnie pracy wykonanej przez Piotra Musiała i całego zespołu rewelacyjnych muzyków wspołpracujących przy tym projekcie. Jakkolwiek sama gra nie do końca skradła mojej serce, to już oprawa muzyczna tytułu wjechała na moją soundtrackową playlistę z konkretnym przytupem. Świetne kompozycje, różnorodne, niesamowicie klimatyczne, z wpadającymi w ucho frazami melodycznymi oraz kapitalnie dobranym instrumentarium – jednym słowem klasa.

A piosenka „The Next Day”, raz usłyszana, przez długi czas nie wypada z głowy. Jeżeli więc Floodland nie koniecznie kusi Was na tyle mocno aby w nią zagrać, to znajdźcie chwilę na poznanie jej strony muzycznej. Nie będziecie żałować.

Floodland – podsumowanie

Nowa gra studia Vile Monarch to niewątpliwie ich najbardziej ambitny tytuł. Trzeba oddać, że gra jest produktem solidnym, i z pewnością posiada potencjał na wiele godzin ciekawej rozgrywki. Niestety nie ustrzegła się kilku mniejszych lub większych mankamentów, która akurat jeżeli chodzi o mnie sprawiły iż Floodland nie będzie pozycją do której będę wracał regularnie.

Na pewno raz na jakiś czas natomiast zdecyduję się na ratowania świata przed powodziami. Choćby dlatego, aby delektować się oprawą muzyczną.

Plusy

  • gigantyczny areał działań
  • rozbudowane drzewka decyzyjne
  • oprawa muzyczna
  • zarządzanie relacjami

Minusy

  • nieczytelna grafika
  • zbyt bajkowa warstwa wizualna
  • brak poczucia zagrożenia
  • brak możliwości wyłączenia powiadomień
  • "pamięciożerna" oprawa graficzna
4

Dobry