W naszej rodzinie mamy pewną zasadę. Mówi ona, że pomimo bieganiny związanej z pracą czy szkołą, musimy znaleźć czas na celebrację wspólnie spędzanych chwil. Momentów, w których najważniejsze są sprawy związane z naszymi relacjami. Angażujemy się wtedy w przeróżne aktywności, z pewnością podobne do realizowanych przez inne rodziny, a jedną z nich od dłuższego już czasu jest ogrywanie ulubionych planszówek/karcianek. Oczywiście bardzo ważnym elementem tego rodzaju rozrywki jest dobra zabawa, ale wykorzystujemy ją do rozwijania i doskonalenia także wszelkiej maści umiejętności. Czasami wręcz mam wrażenie, że intensywnie spędzony czas nad jakąkolwiek planszówką bywa o wiele bardziej efektywny niż wpatrywanie się w wątpliwej jakości treści niektórych szkolnych podręczników.
W taki sposób postrzegania gier umysłowych wpisuje się Scottie Go! Labirynt (kolejna część wydanej w 2016 wersji), niezwykle ciekawa propozycja od polskiej firmy BeCREO Technologies, łącząca w sobie standardowe mechanizmy planszówkowe z bardzo wartościowym elementem edukacyjnym. W tym konkretnym przypadku chodzi o wiedzę dotyczącą podstawowych zasad programowania. Z wielką chęcią postanowiłem przetestować wspomniany tytuł na żywym organizmie wpisującym się w grupę docelową odbiorców tytułu i z ciekawością oddałem go w ręce 9-cio letniej córki.
Nie taki diabeł straszny, jak go malują
Scottie Go! Labirynt łączy w sobie elektroniczny świat gier z tym tradycyjnym, bez prądu. W pudełku znajdują się bowiem puzzle odpowiadające poszczególnym fragmentom prostego kodu informatycznego. Już samo ich układanie daje interesujące poczucie tworzenia czegoś innego, zwłaszcza kiedy do tej pory jedynymi podobnymi działaniami było składanie obrazków z postaciami z bajek. Ale dopiero po zainstalowaniu dedykowanej grze aplikacji (najlepiej na urządzeniu z większym ekranem, np. na tablecie), otrzymujemy drugi, immanentny wymiar całej przygody. I wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa.
W Scottie Go! Labirynt chodzi bowiem o to, aby za pomocą wspomnianych puzzli odpowiednio programować robocika (Scottie), pomagając mu przechodzić kolejne poziomy rozgrywki najkrótszą możliwą drogą (czyli przy zastosowaniu najkrótszego możliwego kodu). Do rozwiązania jest ponad 30 poziomów z rosnącym poziomem trudności i za każdym razem mechanika jest identyczna; trzeba przeanalizować zadanie i możliwe warianty rozwiązania, za pomocą klocków układanych na stole zaprogramować stworka, zeskanować stworzony ciąg kodu i sprawdzić czy mały bohater we właściwy sposób będzie poruszał się po danej lokalizacji. Właśnie m.in. w tym pomyśle tkwi siła tytułu. To ciekawe połączenie puzzli i aplikacji komputerowej, wymagające wielotorowego myślenia, okazało się być niezwykle angażujące. Głównie dlatego, że to od gracza zależy jak finalnie zachowa się Scottie, którą drogę obierze i jak poradzi sobie z niejednokrotnie rozbudowanymi zagadkami logicznymi.
Ktoś może pomyśleć, że tego typu wyzwania zwłaszcza stawiane przed relatywnie młodym adeptem sztuki spowodują więcej kłopotów niż przyjemności. Nic bardziej mylnego. Córka w lot złapała główne zasady, którymi rządzi się świat Scottie Go! Labirynt. Z zaciekawieniem odnajdywała zastosowanie kolejnych fragmentów kodu (np. pętli), a największą frajdę sprawiał fakt „ożywiania” tytułowej postaci, nawet w obliczu bardziej wymagających etapów.
O ile ukończenie początkowych poziomów nie wiązało się w zasadzie z większym trudem, to już te zawierające coraz więcej interakcji z otoczeniem (np. teleporty, podnoszenie przedmiotów) potrafiły przykuć uwagę na dłuższą chwilę. Momentalnie więc okazywało się, jak ważna jest uważność, cierpliwość oraz umiejętność nie zrażania się niepowodzeniami. Tym bardziej, że kilka końcowych poziomów udawało się ukończyć dopiero przy wielokrotnie stosowanej metodzie prób i błędów. Przy czym nie zawsze u źródła powtórzeń leżał niepoprawnie skonstruowany kod, gdyż równie często do ponownego wysiłku zachęcały trzy gwiazdki otrzymywane za rozwiązanie z wykorzystaniem jak najmniejszej ilości klocków. Z dużą więc ochotą, nawet po uporaniu się ze wszystkimi zagadkami, wracaliśmy do tych, w których nie udało się wcześniej uzyskać maksymalnej nagrody.
Zdarzało się jednak też dosyć często, że na drodze do pomyślnego ukończenia danego poziomu, stawał brak dokładności w funkcjonowaniu aplikacji. Po ułożeniu puzzli wszystko wydawało się być w porządku, ale w trakcie skanowania ułożonych na stole elementów niejednokrotnie program zwracał błąd informujący o nieprawidłowościach. Najczęściej wymagało to ponownego dociśnięcia wybranych klocków do siebie. Fakt ten potrafił chwilami powodować irytację, szczególnie u młodego gracza, a wtedy wsparcie ze strony dorosłego opiekuna okazywało się bardzo pomocne.
Gry jako pomysł na wzbogacenie procesu edukacji
Scottie Go! Labirynt bardzo szybko znalazła uznanie w moich oczach, ale co nawet ważniejsze, w oczach córki. Ta niepozorna gra w bardzo inteligentny sposób przemyciła do zabawy wiele aspektów gwarantujących zarówno chwile okraszone szczerym uśmiechem jak i odpowiednią dozą główkowania. Jest to przykład gry mądrej, nie przekombinowanej, unikającej jednocześnie trywialności.
Na rynku pojawia się coraz więcej podobnych rozwiązań, dodatkowo też w coraz większej ilości szkół na lekcjach informatyki wykorzystywane są zasoby online zawierające podobne do Scottie Go! łamigłówki. Jestem wielkim zwolennikiem właśnie takiego rozszerzania oferty działań edukacyjnych, wykorzystującego coś więcej niż tylko książkę, zeszyt i tablicę. Tytuł przygotowany przez BeCREO Technologies świetnie do tego rodzaju działań się nadaje, przy czym nie tylko w szkole ale też w domu. Zwłaszcza, jeżeli zależy nam na zachęcaniu dzieci do szukania inspiracji właśnie w świecie programowania. Ja i moja córka szczerze Scottie Go! Labirynt polecamy.