Duch indie pozostaje więcej niż żywy w Hauntii

W Hauntii grałem w zdecydowanej większości na Steam Decku i screenshoty pochodzą z tej wersji.

Hauntii opowiada o duszyczce, która trafia do Wieczności, swoistego czyśćca po śmierci. Zbłąkana dusza nie pamięta kim jest, a raczej – kim była. Spotyka w tej krainie anielską istotę, która zachęca ducha, by wspiął się na wielką wieżę. Wieża jednak odrzuca bohatera, a Ty znowu lądujesz sam w obcej krainie. Z tym, że teraz masz jasne cele: odnaleźć wspomnienia, anielską istotę i zbadać, o co chodzi z tą wieżą.

Debiut Moonloop trochę wymyka się opisom. Może nie dlatego, że jest grą szalenie skomplikowaną czy wielowątkową. Po prostu składają się na nią trzy filary i ciężko stwierdzić, który z nich jest tak naprawdę najważniejszy. Może pozwolę zacząć sobie od tego, co dosłownie widać na pierwszy rzut oka.

W takich warunkach można spokojnie nie żyć

Hauntii wygląda niesamowicie. Życie po życiu jest przedstawione w monochromatycznej konwencji. Dominuje czerń, a każda sekcja Wieczności dokłada jedynie po jednym kolorze. Czerń tła jest Twoim wrogiem – wejście w nie stopniowo otwiera oczy grasującym w ciemności istotom i zaciemnia Twoją wizję. Wszystko wygląda, jakby zostało powycinane z papieru, a gdy postacie się animują wyglądają, jakby ktoś coś rozwijał. Wygląda to nieziemsko już na obrazku, ale w ruchu robi to wyjątkowe wrażenie.

Hauntii wygląda wyjątkowo nawet w tak bogatej historii gier indie

Gra jest trójwymiarowa, ale to jeden z tych przypadków 3D którego nie zauważysz, jeśli gra Ci na to nie pozwoli. Stanie się dopiero gdy kamera odpłynie albo odkryjesz, że nad Tobą jest jeszcze jedno piętro. Szczególnym faworytami jest lunapark, który wraz z fajerwerkami i naprawdę dynamiczną kamerą robi ogromne wrażenie. Hauntii pozostaje przy tym bardzo klarowny i nie wywoła u Ciebie oczopląsu.

Jedyne na co mogę w kwestii oprawy narzekać, to ścieżka dźwiękowa. Muzyka Michaela Kirby’ego Warda jest generalnie bardzo udana w samych krainach które będziesz zwiedzać. Nieco mniej już podeszła mi jej tendencja do sięgania po ckliwe smyczki. Szczególnie cierpią na to temat główny i przeróżne dżingle w cutscenkach. Czasami działają one bardzo dobrze, ale często wyczuwałem w nich desperację – jakby muzyka cedziła do mnie „płacz, baranie, płacz”.

Hauntii wycisnęło ze mnie niespodziewane emocje

A skoro mowa o ckliwości… Chciałem się trochę zżymać na początku Hauntii, że wciska mi banał. Jednym z głównych motywów przygody jest odkrywanie przeszłości tytułowego bohatera. To w dużej mierze Twój główny cel podczas zabawy: zbierać gwiazdy, układać z nich konstelacje i w ten sposób budzić w Hauntiim wspomnienia. No i tak oglądam i oglądam tych pierwszych kilka wspomnień: rodzi się dziecko. Dziecko gubi się gdzieś. Rodzice są szczęśliwi. Pierwsze zauroczenie. Myślę: banał. Same wstawki spartańskie, ale urocze, rodem z awangardowych, studenckich animacji. Ale wciąż: banał.

Praca kamery w Hauntii robi ogromną robotę

Aż w końcu dotarłem do wspomnienia nieco dalej: dziecko ogląda w telewizji wieloryba. Wspomnienie kończy się na wizycie rodzinki w aquaparku. Mimo spartańskiej kreski, entuzjazm małego, żywego jeszcze Hauntiiego podczas spotkania z wielorybem jest od razu wyczuwalny. Banał? Jasne, ale uroniłem łzę i zacząłem myśleć o tym, co było moim wielorybem ponad 20 lat temu.

Gra przekona nawet cynika

Potem, już starszy Hauntii wspomina, jak pewnego razu po prostu wyjechał do lasu dotknąć trawy. Sam pomyślałem o tym, jak pojechałem niedawno w góry podczas i jak kontakt z naturą, niemal zawstydzająco, wyleczył kryzys. Wspomnienia te potrafią być banalne nie dlatego, że gra nie ma nic do powiedzenia. Życie jest po prostu, przeciętnie, dość banalne.

Że samo Hauntii nie ma banalnego podejścia do sprawy widać choćby po konstrukcji świata. Wieczność w której znalazł się duszek jest miejscem fantazyjnym, ale też trochę cynicznym. Napotkane duchy potrafią być wredne, okrutne, często zwyczajnie niesympatyczne. Ich dialogi napisane są z pewnym ironizującym wdziękiem, wycelowanym bardziej w dorosłych, niż dzieci. Duszki traktują Hauntiiego z góry i są niechętnie nastawione do całej idei podążania za światłem. Większość z nich zostaje przy akceptacji tego swoistego czyśćca. Nawet w słodkim aniołku, towarzyszu Twoim i bohatera, jest coś niepokojącego. Wpierw przedstawia się bowiem jako biblijnie dokładny anioł i czasem jeszcze przyjmuję te formę; Tobie może być przez to mu ciężko ufać.

Z pozoru banalna scena - ale musiałbym nie mieć serca, by się nie wzruszyć

Szybko wychodzi, że to nie tyle wspomnienia tytułowego bohatera czy przekaz gry są banalne. Po prostu Hauntii nie ma w sobie cynizmu, by na ten banał prychać.

Hauntii jest grą o naprawdę ciekawych inspiracjach

Hauntii to jedna z tych gier, które w zasadzie łatwiej wyjaśnić przez przywołanie innej, z pozoru kompletnie niepodobnej. Najbliżej jest produkcji Moonloop do… Super Mario Odyssey. Niech nie myli Cię izometryczna perspektywa i sterowanie rodem z twin-stick shootera.

Hauntii ma wyjątkowy klimat i wdzięk

Dwie gry łączy bowiem serce całej rozgrywki: grasz postacią, która może przejmować kontrolę nad przedmiotami lub postaciami, w ten sposób zdobywając moce do rozwiązywania zagadek. Mario narzucał czapkę, Hauntii po prostu opętuje co popadnie. Postacie duchów mogą mu dać po prostu broń: petardy które trafiają nad nim czy pospolitą strzelbę. Ale to nie koniec celów do opętania. Biedronka pozwoli Ci szybować z drzewa na drzewo, trafiając w niedostępne zakamarki. W segmencie dziejącym się w upiornym lunaparku możesz opętać tester siły – uderzające w niego młotem duchy pozwolą Ci wskoczyć na wyższe poziomy etapów.

Właśnie w eksploracji i eksperymentowaniu z opętaniami czai się gros zagadek i rozrywek Hauntii. Niektóre opętania są klarowne: wspomniane wesołe miasteczko zawiera rewolwerowców, których przejęcie uruchamia zabawę w strzelanie do celów. Ale wiele z nich jest bardziej ezoterycznych, jak np. drzewa – po opętaniu nimi możesz nimi trząść, generując nie tylko znajdźki, ale i wysepki światła pozwalające Ci trafić do nieoczywistych lokacji. Zagadki te nigdy nie są trudne ani męczące, ale są dostatecznie wymagające, by dostarczać satysfakcji. Wymagają trochę główkowania i rozumienia reguł mocy, czasem odrobiny zręczności; ale w zasadzie jedyna frustracja może się tyczyć czasem ich odnalezienia.

Wszystko gra

Jak wspominałem, głównym Twoim zajęciem będzie poszukiwanie gwiazd (ponownie, niczym w Odyssey). Te znajdujesz właśnie podczas eksploracji albo podczas wykonywania zadań. Gwiazdy pełnią tutaj wiele ról. To właśnie układając konstelacje odblokowujesz dostęp do wspomnień Hauntiiego. Kompletowanie ich jest wymagane by przejść dalej. Pojedyncze konstelacje są potrzebne do otwierania tras, z kolei cały ich zestaw zamknięty w krysztale jest konieczny do ukończenia gier. Wreszcie, konstelacje pozwalają Ci ulepszyć moce bohatera: dać mu więcej życia, więcej uników, więcej mocy do strzelania. Ten miks to fajny pomysł, bo gwiazd jest zwykle na poziomie dużo więcej niż potrzeba. Gra w ten sposób upiera się, by Twoje zwiedzanie porządnie nagrodzić i tym samym zachęca do „lizania ścian”.

Motyw gwiazd przeplatający Hauntii świetnie spina rozgrywkę

Wszystkie te opętania i rozgrywasz strzelając za pomocą prawej gałki do celu. Hauntii jest przy tym wszystkich twin stick shooterem, chociaż o bardziej flegmatycznym usposobieniu. Nie jest to na pewno Hades 1 ani 2. Duszek jest dużo wolniejszy, za jego mobilność odpowiadają wyłącznie uniki; zwiększenie ich ilości jest przedsięwzięciem drogim. Dużo walki opiera się na przejmowaniu kontroli nad postaciami o konkretnych zdolnościach (robi się z tego o wiele mniej przeklęty młodszy brat Messiah). Nie jest też, wbrew pozorom, wcale tak łatwo. Hauntii nie pozwala tak często się leczyć i łatwo jest tę walkę przekombinować. Nigdy jednak nie jest to gra faktycznie trudna. Ma po prostu swój specyficzny rytm do którego szybko się przyzwyczaisz.

Hauntii na Steam Deck

STATUS: NIESPRAWDZONA

Hauntii ma status niesprawdzony przez Valve, ale nie zrażaj się. To gra technicze już w większości przygotowana na Decka, na którym sam zresztą spędziłem niemal cały mój czas. Hauntii nie wymaga żadnego mieszania w ustawieniach do działania, wiele z pisanych dialogów jest widocznych. Spadki klatek nie zdarzają się poza rzadkim problem

Jedyną wadą gry jest tutaj brak wsparcia dla chmury Steam. Niestety, niełatwo jeszcze przeskakiwać między wersjami. Niemniej wersja na Decka jest dobrze działającą alternatywą dla tych poszukujących mobilnego grania.

Hauntii to dużo więcej niż suma swoich elementów

Gra mimo to nie ze wszystkich sytuacji wychodzi bezproblemowo. Jest w tej grze kilka upierdliwości. Czasem możesz łatwo się zaciąć podczas zwiedzania, bo nie masz dostępu do map poszczególnych lokacji. Jeśli „zginiesz”, miejscami niejasnym będzie, które gwiazdki już zdobyłeś: iskierki wskazujące drogę potrafią być dalej w tych samych, odkrytych już miejscach. Zdarzało mi się przez to niekiedy biegać w kółko.

Walki z bossami to jedna z lepszych rzeczy w zabawie z Hauntiim

Najwięcej figli wykręcała kamera. Twórcy słusznie twierdzą w materiałach promocyjnych, że kamera w ich grze jest praktycznie jednym z bohaterów. Jej praca odpowiada za wiele ekscytujących lub chwytających za serce momentów w grze; widać, że reżyser ma wprawne oko. Niekiedy jednak kamera odznacza się irytującym parciem na szkło. W dynamicznych sekwencjach może być czasem zbyt blisko akcji, ograniczając widoczność przeszkód (jak na przejażdżkach w lunaparku). Innym razem jej odjazd, mający w domyśle dać Ci większy przegląd wydarzeń, sprawia że zgubisz się podczas spacerów po mapie.

Mimo to żadna z tych wspomnianych rys na krysztale nie psuje wrażenia całości. Nawet jeśli Moonloop np. nie doda w późniejszym patchu mapy, to wszystkie te rzeczy są bzdurkami. Hauntii warty jest po prostu grzechu. To jedna z fajniejszych puzzlerowych propozycji ostatnich paru lat, produkcja z gatunku tych niepozornych. Twórcy stworzyli wielowarstwowe dzieło, przystępne i o wielkim serduchu. Kto wie, to może być Twój czarny koń tego roku.

Plusy

  • oprawa
  • zagadki
  • ciekawa, przystępna walka
  • chwyta za serce

Minusy

  • z rzadka praca kamery
  • drobne usterki
5

Bardzo dobry

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.