2022 był dla mnie naprawdę złym rokiem. Był rokiem przejmującej lipy, niepotrzebnych prywatnych zawirowań, problemów z dzieleniem każdego dnia na sensowne części, zawalonych terminów, nieprzespanych nocy. Rokiem, w który wszedłem bojąc się podskórnie, że to co spotyka Bogu ducha winnych Ukraińców spotka też nas; w którym mocno zacząłem powątpiewać w to, co robię. 2022 mnie po prostu wykończył.
Ale 2022 był też rokiem, w którym stopniowo rozkochałem się z powrotem w grach. Nie żebym w poprzednich ich nie kochał, ale była to miłość trochę jak w małżeństwie, które już ze sobą trochę jest. Łatwo wziąć ją za coś oczywistego. Ale 2022 obfitował w dziwactwa, ob sesje, gry wielkie, gry małe i po prostu dobre. Takie, które przypominają, czemu człowiek już ponad 20 lat ma dalej obsesję na punkcie wprawianych w ruch obrazków na ekranie.
Wyróżnienie specjalne: Final Fantasy XIV
Final Fantasy XIV jest obecnie dla mnie definicją comfort food. Jest to prawdopodobnie moja ulubiona część tej serii, chociaż jest to MMO! W życiu bym się nie spodziewał, że na stare lata jeszcze się w jakiś wkręcę. Duża w tym zasługa całej konwencji. „Czternastka” to owszem gra sieciowa, ale konwencja i struktura sprawdzają się przy graniu solo. Dwumiesięczny abonament to perfekcyjna ilość czasu dla kogoś tak casualowego jak ja. Dość żeby ograć naprawdę dużo gry i tak akurat żeby przestać, by się nie wypalić.
5. God of War Ragnarök
Nordycki sequel przygód Kratosa i jego chłopca nie zachwycił mnie równie mocno co „jedynka”. Trochę to kwestia tego, że jest to sequel z gatunku „więcej, bardziej” i trudno, żeby miał w sobie tamtą świeżość. To że gra jest większa i odpala na większej liczbie fajerek wpływa chociażby na tempo. Poprzedniczka była perfekcyjnie poprowadzoną przygodą od ściany do ściany. Tutaj się to trochę rozmywa i pojawia się kilka scen zabijających napięcie. Zabrakło też jakiejś marchewki na kiju, bo tak przez pół gry zastanawiałem się, co ja w zasadzie robię.
Niemniej jest to blockbuster na jaki zasługujemy. Akcja dalej jest wartka, postarano się naprawić pomyłki oryginału (m.in. brak dobrych bossów), wygląda to ślicznie, aktorzy dają z siebie wszystko. Jest to też zaskakująco intymna opowieść o dzieciaku niemogącym dogadać się z ojcem i złym człowieku, który dowiaduje się, że jednak nie musi wcale taki być. Zostaje mi czekać na następny mitologiczny przystanek Kratosa.
4. Mario + Rabbids: Sparks of Hope
Bodaj największe moje ubiegłoroczne zaskoczenie to właśnie duchowy sequel dziwacznego crossoveru: Grzybowego Królestwa Nintendo i Kórlików Ubisoftu. Formuła się dość zmieniła, choć zostaliśmy w rejonach strategii turowej. Bardzo oszczędnymi środkami udało się zrobić naprawdę zajmującą, cwaną grę taktyczną. Jest to kolejny dowód na to, że z Mario można zrobić naprawdę każdą grę.
…Czekam na strzelaninę pierwszoosobową od Respawn z Mario w roli głównej.
3. Xenoblade Chronicles 3
Xenoblade Chronicles 3 jest absolutnie wybitną grą jRPG. W tym gatunku często się kombinuje – wspomniane Final Fantasy będzie tego zresztą najlepszym dowodem – zmieniając z gry na grę pomysł na siebie. A to nie zawsze o to chodzi; czasem chodzi wyłącznie o mądrą, dobrze napisaną, epicką przygodę.
Trzecia część sagi Xenoblade nie wprowadza rewolucji. Jest to w dużej mierze RPG-owe „przynieś, podaj, pozamiataj”, ale udało się to przekuć w atut. Bierze po prostu na warsztat ambitną tematykę i fantastyczny worldbuilding, podlewa to udaną obsadą i systemem walki który jest po prostu „w sam raz”. Jest wręcz podstępne, jak prostymi środkami ta gra osiąga tak mocny efekt.
2. SIGNALIS
SIGNALIS było kopniakiem prosto w krocze. Zagrałem w to głównie rozbudzony estetykączasów PSX, bo z horrorami mam mocno na bakier. Tymczasem produkcja rose-engine nie chciała zejść mi z głowy – mimo że jako rasowy strachajło musiałem grać w nią na raty. Więcej w recenzji: nie chcę za dużo zdradzić o produkcji, która powinna być w niejednej topce minionego roku.
1. Elden Ring
Przez cały rok piszę sobie trochę o Elden Ring. Z jednej strony powstrzymuje mnie fakt, że o arcydziele From napisano już bardzo dużo. Nie bez powodu zarobiło kupę kasy, masę nagród. Już tak dwa tygodnie od premiery czułem, że nie mam już nic do dodania. Z drugiej powstrzymywał mnie wspomniany głupi rok 2022: wolałem grać, niż pisać.
Tak naprawdę jednak powód, dla którego Elden Ring jest tak wyjątkowy jest dość nieuchwytny. Złośliwi mogą powiedzieć, że to kompilacja wszystkiego co dobre i nieco gorsze w historii From Software, tylko wrzucona w otwarty świat. Ci ludzie jednak nie widzą lasu spoza drzew. Elden Ring jest po prostu przygodą w sposób, w jaki wielu grom fantasy czy w otwartym świecie się nie udaje. Jest to gra o byciu Frodo Bagginsem, Conanem Barbarzyńcą, Willowe, i Daenerys Targaryen. O byciu wszystkimi naraz w sposób, jaki grom udaje się wciąż naprawdę rzadko.
Jest to gra w którą grałem cały rok – wypada, żeby była grą roku.