Klasyki z GOG-a: Donald jako Maui Mallard

Klasyki z GOG-a: Donald jako Maui Mallard

Maui Mallard nie jest żadną zapomnianą postacią Disneya pokroju Oswalda Królika. Jest to natomiast zapomniana rola jednej z największych gwiazd w historii rozrywki. Tym wybitnym aktorem jest, oczywiście, Kaczor Donald.

Dobrze czytasz. Protagonistą gry jest Maui Mallard, detektyw-zawadiaka, który później zmienia się też w nindżę imieniem Chłodny Cień (Cold Shadow), natomiast jest nim faktycznie Kaczor Donald. Najwybitniejszy kaczor w historii kina (wybacz, Daffy) wyrusza na tajemniczą wyspę, by odnaleźć statuetkę Shabuhm Shabuhm – chroni ona wyspę przed eksplozją. Ma to być ostatnia robota Mauiego Mallarda przed emeryturą.

Animowany bohater potraktowany został tutaj po prostu jak aktor. Bez mrugania okiem ani odsuwania kurtyny. Niczym się Donald nie różni w tej sytuacji od Roberta De Niro czy Brada Pitta – gwiazdorem ich formatu na pewno jest. Istnieje precedens w takim traktowaniu postaci w klasycznych animacjach Disneya czy Warner Bros.

„Kaczor Donald zachwyca jako Maui”

Animowane filmy z 40. i 50. ubiegłego widoku regularnie obsadzały swoich bohaterów w „cudzych” rolach. Animatorzy mogli w ten sposób rozwinąć skrzydła i opowiadać krzywe historie z wykorzystaniem znanych, lubianych archetypów. Np. w szalenie ambitnej adaptacji opery Richarda Wagnera „Pierścień Nibelunga” zatytułownej „What’s Opera, Doc?” Chuck Jones i jego zespół obsadzili Elmera Fudda jako Sygurda i Królika Bugsa w roli walkirii Brunhildy. Sam Donald zresztą „zagrał” szeregowego obywatela USA, który nocą śni koszmar o tym, że jest szeregowym obywatelem nazistowskich niemiec w „Twarzy Führera”.

Wspominam o tym tyle, bo sam koncept pt. „Kaczor Donald jako detektyw jako nindża” zachęcił mnie do sięgnięcia po tę w sumie dość zwyczajną platformówkę. Z wyłączeniem Kingdom Hearts, Disney od wieków pozostaje wybitnie konserwatywny w swoich wojażach w świat gier wideo. A nie zawsze przecież tak było. Kiedyś Wielka Mysz nie bała się wykorzystywać swoich animowanych twarzy w grach i nie tylko. Ta bańka pękła chyba w okolicach Epic Mickey, pamiętnego klopsa Warrena Spectora. Projektant Deus Ex próbował opowiedzieć mroczną historię o tej bardziej złośliwej Myszce Miki – ale kolos wystraszył się w pół drogi, że publice się to nie spodoba. Woleli mierną, nieciekawą platformówkę 3D.

Donald jako Cold Shadow

Samego Kaczora spotkała zresztą podobna historia. Maui Mallard in Cold Shadow nie okazał się być hitem i po latach Kaczor Donald zniknął z tytułu i okładki. Nie pomagał też fakt, że jak na Disneyowską grę dla dzieci, jest to produkcja całkiem mroczna – zwłaszcza w finale. Gra nie zarobiła na siebie prawdopodobnie z przyczyn niezwiązanych ze swoją jakością. W 1996 roku Sega Saturn i PlayStation miały już ugruntowaną pozycję i kartridże na Genesis i SNES-a odchodziły do lamusa.

„Kaczor Donald zapewne nie otrzyma zasłużonej nominacji”

Może gdyby Disney Interactive Studios poczekało z publikacją na konsole „płytowe”, mielibyśmy hit. Bo to jest naprawdę solidna, interesująca platformówka, która przetrwała próbę czasu – w przeciwieństwie do np. gry na podstawie Herkulesa. Duża w tym zasługa choćby ślicznych animacji i często kwaśnych teł.

Nie sugeruje może tego pierwszy poziom i walka z bossem. Nawala tutaj trochę level design, bo miejscami trudno jest odróżnić wrogów od platform i vice versa. Pierwszy „duży” przeciwnik jest frustrującym typem, bo unikanie jego ataków polega na bardzo dobrej znajomości hitboksów. Trzeba go przeskoczyć po odpowiednim, nie do końca klarownym łuku. Musiałem też przemóc się chwilę do samego skakania.

Maui Mallard to niestety nie Mario i sterowanie nie jest tak responsywne, jak można by chcieć; jest to też trudna gra, jak każda platformówka z lat 90. Statystycznej zabawy jest na ok. dwie godziny, ale trzeba nie liczyć wszystkich potencjalnych głupich skuch. Przyzwyczajenia wymaga też oś rozgrywki Mauim: strzelanie. Detektyw biega ze spluwą – strzela z przeróżnych robaczków i nasion znalezionych na wyspie, które mają różne efekty. Opanowanie tego systemu to w zasadzie klucz, bo Kaczor jest cienki w uszach i trzeba wiedzieć, jak najszybciej „capnąć” przeciwnika.

Donald jako Maui Mallard

Maui Mallard to miłe zaskoczenie

Później jednak Kaczor Donald może być już nie tylko Mauim Mallardem: odblokowuje możliwość zmiany w Cold Shadow i gra rozpoczyna się na dobre. Nindża ma większe możliwości walki i poruszania się – level design otwiera się drastycznie, pozwalając mu śmigać na linach i wykorzystać laskę do przeskakiwania w niedostępne miejsca. Okazuje się, że etapy potrafią być mniej liniowe i skrywać więcej sekretów. Cold Shadow można grać tylko przez ograniczony czas, ale dobrze robi to tempu rozgrywki: jest on mniej koniecznością, a raczej „bonusem” który znacznie ułatwia zabawę.

Maui Mallard in Cold Shadow to solidna, oldskulowa propozycja. Nie jest to platformowy Klasyk przez duże „K” – sterowanie czasem nie domaga, są tu lepsze i gorsze poziomy. Jest to jednak kawał dobrej zabawy i intrygujący relikt czasów, które już chyba nigdy nie wrócą: gdy Disney miał nieco więcej kreatywności i przede wszystkim luzu. Polecam też szczerze lekturę wywiadu na temat gry z jej twórcami dla serwisu 1UP.

Grę otrzymaliśmy dzięki uprzejmości sklepu GOG.com

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*