Komiks Kruk przywołał niezwykłe wspomnienia z lat 90., kiedy to miałem okazję do zobaczenia ekranizacji z tragicznie zmarłym na planie Brandonem Lee. Ilustrowanego dzieła Jamesa O’Barra nie miałem do tej pory w rękach, a dzięki wydawnictwu Planeta Komiksów nadrobiłem zaległości.
Komiks Kruk, czyli mroczna historia o utraconej miłości
O’Barr w swoim komiksie opowiada bardzo smutną historię Erica Dravena – młodego mężczyzny, zamordowanego wraz z ukochaną Shelly przez grupę gangsterów. Okazuje się jednak, że – jak mówi jedno z moich ulubionych powiedzeń z gier fabularnych – „śmierć to dopiero początek” (podtytuł gry fabularnej Kult, wydanej oryginalnie w 1991 roku, przyp. red.). Eric wraca zza grobu i jedyne o czym myśli, to zemsta.
Dość ciekawie wypada motyw zemsty doprawiony bardzo romantyczną posypką. Choć Draven w bardzo brutalny sposób wymierza karę kolejno wyłapywanym oprawcom, to każdorazowo jest wewnętrznie rozrywany na strzępy wspomnieniami, głównie tymi najprzyjemniejszymi. Autor zapewnia czytelnikowi emocjonalny rollecoaster, ponieważ regularnie zmienia nastrój, podrzucając naprzemiennie sceny, w których rozprawia się z mordercami, z tymi, które zalewają serce ciepłem. Jest to tym bardziej uderzające, że w zasadzie od początku wiadomo, jak skończy się historia zakochanej w sobie dwójki młodych ludzi, którzy chcieliby czerpać z życia garściami. Świadomość zbliżania się do miażdżącego finału jest jak tykająca bomba, przy której się siedzi z pełną świadomością, że bez względu na to, co po drodze się wydarzy – eksploduje.
Na całokształt opowieści miały wpływ osobiste przeżycia autora, o których wspomina on w bardzo poruszającym wstępie. Jak wspomniałem wyżej, nie miałem okazji do sprawdzenia oryginału, a to wydanie zostało uzupełnione o sceny, które pierwotnie zostały – z różnych względów – odrzucone przez autora.
Mroczny obraz zemsty
James O’Barr zaczął tworzyć komiks Kruk w 1981 roku, co z oczywistych względów wyróżnia go na tle najnowszych publikacji pod względem stylu i technik zastosowanych do zilustrowania pomysłów na poszczególne sceny. Sam autor przyznaje, że niektóre z nich nie trafiły do komiksu chociażby ze względu umiejętności artysty.
To jednak w ogóle nie przeszkadza w łapczywym pochłanianiu niemal każdej planszy. Muszę przyznać, że dawno nie miałem okazji do czerpania tak ogromnej przyjemności z czytania komiksu, jeśli chodzi o kwestie kreski autora. Mrok i rozpacz dosłownie wylewają się z kadrów, a całość tonie w oceanie nienawiści Erica. Warto podkreślić, że O’Barr zmienia styl w zależności od sceny, to dodatkowo wzmacnia przekaz. We wstępie wspomina też o tym, że przy tworzeniu komiksu nie został wykorzystany komputer, a każda plansza to tusz na papierze.
Podsumowanie
To małe dzieło sztuki powinno znaleźć się nie tylko u miłośników ilustrowanych opowieści. Powinno trafić na półkę każdego, kto lubi mocne, poruszające historie. Więź emocjonalna, jaką bardzo szybko załapuje się z Erikiem jest niezwykle silna. Natomiast przepiękne w swojej mrocznej formie ilustracje pozostaną na długo w pamięci. Polecam z całego, rozszarpanego na kawałki, serca!