Balak, Sanlaville i Vivès zostawili mnie w szóstym tomie Lastmana z tak ogromnym głodem, że na siódmy tom rzuciłem się jak szczerbaty na suchary.
UWAGA! W tekście mogą trafić się spojlery, więc jeśli nie masz za sobą sześciu pierwszych tomów Lastmana, rekomenduję zaprzestanie dalszej lektury.
Marianne nie żyje, Adrian spada w przepaść. Jego oprawca, generał Morgan, staje się tym sposobem śmiertelnym wrogiem Aldany. Problem w tym, że awanturnik trafia do lochu. Historia przenosi czytelnika dziesięć lat do przodu. Richard ucieka z więzienia, co stawia na nogi cały pałac w Dolinie Królów.
Komiks Lastman to nadal wciągająca opowieść
Po końcówce szóstego tomu spodziewałem się, że w następnym twórcy zaserwują ostrą jazdę. Niestety (albo “stety”, kwestia gustu) postawili na rozciągnięcie narracji. Owszem, nadal sporo się dzieje, ale więcej tu wewnętrznych rozkmin i humorystycznych scen, niż wartkiej akcji. Całość kręci się wokół ucieczki Aldany oraz pogoni, w którą rzucają się za nim Elorna oraz Gregorio. Końcówka, a jakże, powala, ale zdecydowanie zabrakło przełomowych twistów.
Bastien Vivès nadal konsekwentnie trzyma się jednego stylu, który jest znakiem rozpoznawczym serii. Gdy jednak wziąłem do ręki pierwszy tom i porównałem z ostatnim, zauważyłem nieco większą ilość detali. Najważniejsze jest jedno: sceny walk nadal urywają łeb przy samej rzyci. Komiks Lastman to dobre „kino” akcji.
Finał jak zwykle powala
Twórcy nie byliby sobą, gdyby w końcówce nie zaserwowali mocnego cliffhangera. Ostatnie strony sprawiły, że ponownie nabrałem apetytu na więcej przygód Aldany. Czekam na „ósemkę”, Non Stop Comics!