Zanim się zorientowałem, ósmy tom Lastmana wjechał na półkę. Mając jeszcze w pamięci emocjonujące zakończenie „siódemki”, liczyłem na nową dawkę niezapomnianych wrażeń.
UWAGA! W tekście mogą trafić się spojlery, więc jeśli nie masz za sobą sześciu pierwszych tomów Lastmana, rekomenduję zaprzestanie dalszej lektury.
W ósmym tomie autorzy położyli spory nacisk na postacie drugoplanowe. Elorna oraz Gregorio zostają rozdzieleni, ponieważ wobec dziewczyny pewien jegomość ma bardzo złe plany. Z kolei jej ukochanemu, delikatnie mówiąc, odbija. Efekt spotkania Aldany z dorosłym już Velbą jest tak naprawdę tłem całej fabuły rzeczonego tomu. Nieco szkoda, ponieważ wątek ten zelektryzował mnie w końcówce poprzedniego zeszytu.
O czym jest ósmy Lastman?
Ósmy tom kręci się wokół Elorny, która z jednej strony chce po prostu odzyskać miłość swojego życia, a z drugiej czuje się rozdarta po tym, jak spotyka Adriana. Zeszyt obfituje w akcję. Widowiskowe starcia i pełne wybuchów strzelaniny stanowią sporą część opowieści. Tradycyjnie, końcówka to mocny cliffhanger, tym razem podwójny.
Muszę przyznać, że choć twórcom nie można odmówić pomysłowości, ciężko oprzeć się wrażeniu, że cała historia zaczyna się nieco rozwlekać. Co gorsze, zaskakujące końcówki powoli przestają być atrakcyjne, ponieważ kontynuacje są dość przewidywalne. Mam szczerą nadzieję, że w kolejnym tomie zdolnemu trio uda się mnie zaskoczyć, a nie „jedynie” potwierdzić przypuszczenia.
Od strony wizualnej absolutnie nic się nie zmieniło. Co oczywiście traktować należy jako słowa uznania. Bastien Vivès nie kombinuje z formułą, efektem czego są cieszące oko rysunki. Tam gdzie to potrzebne, artysta serwuje bogate w detale kadry, ale nie zapomina o pozostawianiu przestrzeni dla wyobraźni Czytelnika.
Największą siłą komiksu Lastman jest wciągająca opowieść. Balak, Vivès i Sanlaville mają głowy pełne świetnych pomysłów na podtrzymanie narracji, co ostatecznie sprawia, że seria Lastman jest jedną z najlepszych, z jakimi miałem okazję obcować. Polecam!