Komiks On Mars został wydany w Polsce nakładem Taurus Media. W ręce Czytelników oddano sci-fi w bardzo dobrej, ale nie doskonałej formie.
Czerwona Planeta pojawiła się w każdym możliwym medium. Czytaliśmy o niej książki i komiksy, oglądaliśmy ją na filmach. Dość znamienny jest fakt, że autorzy nie za często chcą pokusić się o inne planety naszego układu słonecznego.
Komiks On Mars, czyli Czerwona Planeta roku 2132
Kolonizacja Marsa stała się koniecznością. Zasoby Ziemi powoli się wyczerpują, co zmusiło ludzkość do szukania ich na innych planetach. Problem w tym, że proces ten wymaga ogromnych nakładów pracy, a warunki nie są sprzyjające. Stąd niewielu chętnych gotowych do opuszczenia Błękitnej Planety. Rozwiązaniem okazały się obozy pracy, do których zsyła się ludzi uznanych winnych najgorszych przewinień na Ziemi. Wśród nich jest Jasmine Stenford – kobieta z przeszłością, którą niekoniecznie chciałaby się chwalić na kolonii karnej. Jej współtowarzyszami są wszelkiej maści kryminaliści: mordercy, złodzieje, gwałciciele. Kobieta szybko się orientuje, że to niekoniecznie oni są na Marsie największym zagrożeniem.
Sylvain Runberg napisał ciekawą historię, przy czym w pierwszym tomie więcej pada pytań, niż odpowiedzi. W mojej opinii najlepiej wypada wątek przeszłości Stenford. Autor regularnie podrzuca jej wspomnienia, które w świetny sposób nakreślają główną bohaterkę. Sama kolonizacja Marsa, korporacja czuwająca nad jej przebiegiem i relacje między skazańcami są bowiem raczej miałkie. Nie ma tu nic, co powaliłoby mnie na kolana. Scenariusz zbudowany jest na dość mocno oklepanych fundamentach. Tragiczny wypadek przy pracy, mordobicie, próba gwałtu i tym podobne. Wrzucony w końcówce cliffhanger pozwala jednak mieć nadzieję, że w drugim tomie (całość składa się z trzech zeszytów, przyp. red.) będzie działo się znacznie więcej. Do myślenia daje też sama wizja przyszłości ludzkości. Czy faktycznie naszym potomkom przyjdzie żyć w czasach, gdy człowiek – jako jednostka – będzie tylko narzędziem w rękach wielkich korporacji, a jego życie warte tylko tyle, co przekopanie kupy gruzu?
Całkiem ładny obraz męczeństwa
Komiks On Mars zilustrował Grun (właściwie Ludovic Dubois, przyp. red.) i zrobił to bardzo poprawnie. Nieco szkoda, że artysta nie pokusił się o wyjście poza ramy kadrów, co nadałoby scenom więcej dynamiki. Wszystko się tu zgadza, ale mi osobiście zabrakło rozmachu.
Tyle dobrego, że same szkice są śliczne. Artysta pokazał Marsa, którego do tej pory nie miałem okazji oglądać. Piękne krajobrazy, pełne detali lokacje. A w tym wszystkim świetnie rozrysowani bohaterowie. Kolory mogłyby być bardziej urozmaicone, ale to już rzecz gustu.
Czekam na kontynuację
Komiks On Mars to jednostrzałowa lektura. Trzytomową całość śmiało można by zamknąć w jednej książce, ale patrząc na inne publikacje, nie tylko Taurus Media, rozumiem tę decyzję. Czekam na kontynuację, ponieważ spodziewam się dostać dużo bardziej wciągającą opowieść, w której znajdę odpowiedzi na pytania pojawiające się w trakcie czytania tomu pierwszego.