Choć oczywistym jest, że nie powinno się oceniać komiksu po okładce (co oczywiście bardzo często okazuje się błędem), ciężko się opierać się pierwszemu wrażeniu. Komiks Żyjąca Śmierć, który ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Scream Comics, „kupił” mnie od razu gdy tylko go zobaczyłem, rozpalając moje nadzieje co do zawartości.
Jako rodzic wiem, że nic nie jest i nigdy nie będzie dla mnie ważniejsze, niż bezpieczeństwo moich dzieci. Dlatego całkowicie rozumiem Marthę, która chce wskrzesić swoją córeczkę Lisie. 10-latka w trakcie z jednej ekspedycji na Ziemię ginie po upadku z ogromnej wysokości. Ekspedycja na Ziemię, zapytasz? Okazuje się, że ludzkość wyniosła się na Marsa, a swoją kolebkę, celem odzyskania pozostałości dawnej cywilizacji, odwiedza jedynie niewielu śmiałków. Wśród nich była właśnie Martha, która dostarczała mieszkającemu na czerwonej planecie młodemu naukowcowi Joachimowi między innymi książki. Po tragedii kobieta przenosi się na Ziemię, gdzie w podziemiach zamku ukrywa ciało ukochanej Lisie. Nie chcąc pogodzić się z losem prosi Joachima o pomoc we wskrzeszeniu, a konkretniej sklonowaniu dziewczynki, aby mogła urodzić ją na nowo. Zabawa w Boga okazuje się jednak niezbyt dobrym pomysłem…
Komiks Żyjąca Śmierć jest adaptacją książki Stefana Wula o tym samym tytule wydanej w 1958 roku. Wspomniana we wstępie okładka idealnie odwzorowuje zawartość zeszytu, nie zdradzając jednak epickiego finału opowieści. Najważniejszy jest wspólny mianownik: mrok. Ten dosłownie wylewa się z każdej planszy. Napięcie budowane jest stopniowo, a kolejne strony tylko potęgują uczucie niepokoju w oczekiwaniu na nieuniknione. Autorzy, Olivier Vatine (scenariusz) i Alberto Varanda (rysunki), stworzyli niezwykłą publikację, która jest mieszanką grozy według Lovecrafta z wizją Mary Shelley. Świetnie pokazano relację, która wytwarza się między Marthą a Joachimem. Kobieta otwiera się przed naukowcem, zdradzając mu co tak naprawdę zdarzyło się w dniu tragedii. Twórcom udało się z dość prostej historii stworzyć wciągającą opowieść, w której zadawane są trudne pytania, na które odpowiedzi niekoniecznie mieszczą się w ludzkiej głowie. Niestety ciężko jest oprzeć się wrażeniu, iż Vatine’owi zabrakło pomysłu na mocniejszą końcówkę.
Alberto Varanda pokazał, jak należy rysować horrory. Zdecydowana większość kadrów to małe dzieła sztuki. Artysta doskonale radzi sobie na każdej płaszczyźnie. Genialnie wypadają krajobrazy i architektura (dbałość o szczegóły powala), ale także ludzka anatomia i technologia. Światłocienie budują niezwykły nastrój, ponieważ wszechobecne ciemności rozświetlane są jedynie płomieniami świec i migotaniem ekranów w laboratorium.
Komiks Żyjąca Śmierć został wydany pierwszorzędnie: dobrej jakości papier i twarda, lakierowana oprawa. Wprawdzie format mógłby być nieco mniejszy (240×320 mm), ale to tylko drobny szczegół. Brawo, Scream Comics.
Po dzieło duetu Vatine-Varanda sięgnąć powinien każdy miłośnik dobrego horroru. Znajdziesz tu kilka rodzajów grozy, a co najważniejsze – podanej w niezwykle apetyczny sposób. Polecam!