„Słowo pisane odchodzi do lamusa!” – zewsząd słychać ten lament. Na szczęście prawdy w tym tylko trochę. Ba! Nawet grom trudno się obyć bez wyświetlanego na ekranie tekstu. Przeważnie zalega on w zbieranych podczas rozgrywki notatkach, które rysują tło głównej opowieści. Jednak czasami pełni on zupełnie inną rolę; przydaje się wtedy, gdy trzeba Cię porządnie nastraszyć.
Pisz do mnie jeszcze
Rozrzucone po drodze notatki… Niech będzie! Wprawdzie to rozwiązanie klasyczne do bólu, ale może posłużyć za punkt wyjścia. Niekiedy gęsto zapisane kartki papieru są zastępowane przez nagrania audio, ale nie zawsze. Raz to dryfujące po Karaibach listy w butelkach, kiedy indziej prasowe wycinki traktujące o alternatywnej historii III Rzeszy, raporty, artykuły, korespondencja bohaterów, dzienniki… Znasz to aż za dobrze, prawda?
Te „sekrety do czytania” występują również w wersji z dreszczykiem. Trzeba tylko podłożyć je w odpowiedniej scenografii. Najlepiej nadają się do tego miejsca gwałtownie opustoszałe. Alien: Isolation stawiał na wiszące w próżni żerowisko obcego, Doom 3 preferował owładniętą przez kosmiczne biesy kolonię na Marsie, a Dying Light rozrzucał papiery po bliskowschodniej metropolii, gdzie zombie mówi „dobranoc”.
Stąpasz między zwłokami i zachodzisz w głowę: „Co tu się wydarzyło?”. W odpowiedzi twórcy podrzucają pojedyncze tropy pod postacią pisemnych zeznań świadków. Mniej utalentowani scenarzyści próbują Ci zaimponować wielokropkami i dużymi literami, natomiast ich dojrzalsi koledzy kreślą prawdziwe perły nastroju i suspensu.
Niezależnie od pisarskich zdolności autora, sprawdza się to z różnym skutkiem i tylko wtedy, gdy masz ochotę zagłębić się w poprzypinaną do trupów literaturę. Dlatego wymyślono też znacznie prostszy, a zarazem skuteczniejszy sposób na osiągnięcie podobnego efektu. Tym razem starczy tylko kilka słów, kawałek pustej ściany i trochę czerwonej farby…
Ściany, które mówią
Czerwony napis na murze robi wrażenie. Jeśli czytałeś „Studium w szkarłacie”, wiesz o czym mówię. Czy to krew? Czyja? Czemu na ścianie? Kto jest adresatem? A kto autorem – ofiara, morderca, świadek? W nadnaturalnych przypadkach i duchy wchodzą w grę!
Pamiętaj jednak, że w przeciwieństwie do listu czy notatki, ściana, nawet nośna, nie dźwignie zbyt wielu słów. Wzorem Cezara trzeba ćwiczyć lapidarność stylu. Gry i filmy uczą, że sprawę może załatwić enigmatyczne postawione pytanie, zaczynające się chociażby od zwrotu „Would you kindly…?”, a nawet pozornie nonsensowny wyraz „Redrum”.
Chociaż i tu trzeba uważać, bo o wpadkę łatwo. Już Monty Python szydził z Graala ukrytego w zamku Aaaaaaaaa. Grunt, żeby naścienne bazgroły pozostawały wieloznaczne albo odsyłały do okrutnej tajemnicy. Nie każde wyrażenie sprawdzi się bowiem w tej roli równie dobrze. Bo i trudno skomleć ze strachu na widok wymalowanego na murze „H.W.D.P.”….
Musi być jakieś niedopowiedzenie. Ewentualnie może je zastąpić pewność, że dany komunikat dotyczy Cię bezpośrednio. A najlepiej, jeśli oba te elementy splotą się w słowa, które momentalnie zetną krew w żyłach.
Portman i dar
W filmie „Czarny łabędź” tancerka grana przez Natalie Portman stara się o główną rolę w przedstawieniu. W tym celu udaje się na rozmowę z reżyserem, który szowinistycznym zwyczajem na prośbę swojej podopiecznej odpowiada kontrpropozycją o charakterze seksualnym. Przestraszona dziewczyna wybiega do toalety, skąd wykonuje telefon do matki. Kiedy po chwili chce opuścić łazienkę, dostrzega na lustrze wypisane szminką słowo: „dziwka”.
Wytłumaczenia tego, co się stało, są co najmniej dwa. Pierwsze z nich, bardziej oczywiste, każe sądzić, że to zawistne koleżanki obrzuciły obelgą graną przez Portman postać. Można też spojrzeć na to inaczej. „Czarny łabędź” miejscami odkleja się od realności przedstawiając zjawiska przez psychiatrów umieszczane w kategorii objawów psychotycznych. Niektórzy specjaliści argumentują, że u osób cierpiących na dolegliwości z tego obszaru to, co niewypowiedziane, „nie do pomyślenia” przychodzi z zewnątrz.
To rzuca nowe światło na scenę w damskiej toalecie. Słowo „dziwka” można rozumieć w tym kontekście jako halucynację. To, co miało swoje źródła w głównej bohaterce, było jednocześnie obwarowane tak silnym lękiem, że musiało znaleźć się poza nią.
Najistotniejsza w tym wszystkim jest stuprocentowa pewność, że wypisana szminką „dziwka” dotyczy tej konkretnej dziewczyny i nikogo innego. Dla tego przekonania już na dekady przed „Czarnym łabędziem” ukuto termin „nastrój urojeniowy”, a sam fenomen jest z powodzeniem eksploatowany przez różnej maści horrory i thrillery. Innymi słowy – wiesz, że coś się kroi, coś, co ma związek właśnie z Tobą. Resztę może przesłaniać mgła wątpliwości, ale to jedno jest pewne.
Połącz ten schizofreniczny akcent z wieloznacznością, na jaką pozwala umiejętne użycie języka (a co wnikliwsi powiedzą, że nie „pozwala”, a wymusza i nie „umiejętne”, a każde) i z tą krzyżówką w garści wróć do świata gier. Konkretnie – do Resident Evil VII, bo tam poczujesz na własnej skórze, jak niesamowity efekt można uzyskać za pomocą tej prostej sztuczki.
Chodzi o sam początek rozgrywki, kiedy stajesz przed makabryczną bramą prowadzącą na farmę Bakerów. Do krowiego mięsa, z którego wykonano konstrukcję, przybita została tabliczka z napisem: „Musisz przyjąć jej dar”.
Jedno zdanie, a wyobraźnia już pracuje na pełnych obrotach. O kogo chodzi? Jaka ona? Czym jest jej dar? Dar to nie zwyczajny przedmiot, tylko obiekt symboliczny… Ale co sobą reprezentuje? I kto to w ogóle napisał? Domysł goni domysł, a i tak wszystko pozostaje wielką niewiadomą. Prawie wszystko! Bo jednego jesteś pewien – ta wiadomość w jakiś sposób Cię dotyczy. Czujesz to rozlewającą się po ciele trwogą.
Piórem między oczy
Gry to nie książki. Banał, nieprawdaż? I tak, i nie. Nadmiar tekstu na ekranie odrzuci każdego, ale umiejętne wkomponowanie słowa pisanego w rozgrywkę zastąpi niejeden tani straszak. Nieważne, czy chce się opowiadać o nastolatkach w nawiedzonej chacie, o zrujnowanym mieście na dnie oceanu, czy o uralskiej ekspedycji.
Fani starych porzekadeł napomkną przy tej okazji, że pióro bywa silniejsze od miecza. Po prawdzie nie jest to najszczęśliwsze sformułowanie, bo strachu przed najgroźniejszą nawet bronią nie da się porównać z lękiem, jaki potrafią wzbudzić słowa.